Kontynuujemy ocenę dotychczasowej działalności radnych bydgoskiej rady miasta. Chcemy pokazać, kto wyróżnia się pracowitością, a kto się leni, czyje wypowiedzi zasłużyły na uznanie, a o których lepiej zapomnieć. Radni mają jeszcze czas, by dokonać rewizji swojego postępowania. Prezentujemy ich parami, dobranymi na zasadzie podobieństwa bądź kontrastu.

- Górka mnie nie prześladuje - oświadczył Jan Szopiński w związku z wypowiedzią wiceprezydent Anny Mackiewicz, według której zainteresowanie wiceprzewodniczącego rady miasta sprawą przesunięcia górki w parku Witosa graniczy z manią prześladowczą. Większość obserwatorów tej wymiany zdań była jednak z pewnością po stronie radnego Szopińskiego. Wykazywał w tej sprawie po prostu zdrowy rozsądek. Koncepcja rewitalizacji parku Witosa zakłada przesunięcie górki saneczkowej o 3 metry. Chodzi o poprawienie widoczności i usunięcie zagrożenia, ale będzie to słono kosztowało. - Nasi rodzice zjeżdżali z tej górki i nic nikomu się nie stało - argumentował Jan Szopiński.

To nie było w trakcie obecnej kadencji jedyne wystąpienie wiceprzewodniczącego rady miasta, które mogło się podobać. Zdarza mu się celnie ripostować i dowcipnie pointować, a kiedy zastępuje Zbigniewa Sobocińskiego, posiedzenia rady miasta przebiegają bez zbędnych złośliwości. Niestety, trudno wskazać choćby jedną wypowiedź radnego Ireneusza Nitkiewicza, która zapadła w pamięć albo wywarła wrażenie na słuchaczach.

Łączy obu radnych, co widać także w składanych przez nich interpelacjach,  troska o emerytów, o dzieci oraz osoby niepełnosprawne, a także gotowość niesienia pomocy ludziom. Jan Szopiński jest prezesem Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Olimpiady Specjalne Polska, należał do inicjatorów stworzenia Karty Seniora w naszym mieście. Ireneusz Nitkiewicz troszczy się o to, by place zabaw w mieście miały charakter integracyjny, wypłaca od 2015 roku dwóm zdolnym uczniom z niezamożnych rodzin stypendium (po 200 zł przez pięć miesięcy roku szkolnego). Jednak jego żywiołem są akcje. Pilnie obserwuje, co się dzieje w Polsce, a potem próbuje przenieść różne pomysły na grunt bydgoski. Z różnym skutkiem.

Zaproponował na przykład realizację w naszym mieście wymyślonego przez gdański magistrat programu „Lokal na start za złotówkę”. Po kilku miesiącach jego funkcjonowania  zapytał podczas sesji rady miasta, jakie są efekty programu. Okazało się, że tylko jeden zaczynający własną działalność  młody bydgoszczanin skorzystał z tej oferty. Przewodniczący klubu radnych SLD Lewica razem zainicjował utworzenie w Bydgoszczy jadłodzielni, która prawie stale jest zamknięta.

Znacznie lepsze są efekty akcji „Ciepło serca w słoiku”. Kilka lat temu bydgoska studentka postanowiła przed Bożym Narodzeniem ugotować 20 kilogramów bigosu, następnie włożyć świąteczne danie do słoików i jeszcze ciepłe rozwieźć po miejscach, gdzie koczują bezdomni. Kiedy  Sandra wyjechała za granicę, akcję przejął za jej zgodą Ireneusz Nitkiewicz i nawet ją rozbudował, bo stworzył też edycję wielkanocną.

Nie mogła się nie udać akcja upamiętnienia narodzin dziecka, tak jak się to czyni od 2009 roku w Gdańsku. Pod koniec października zasadzone zostały w Myślęcinku  pierwsze drzewa „Lasu Ojców”.

Niestety, lokalne SLD, którym kieruje Ireneusz Nitkiewicz, nie jest w stanie dorównać radnym PiS w obronie mieszkańców przed decyzjami ratusza, które różne grupy bydgoszczan uważają za krzywdzące. Obciążeniem dla SLD jest w takich razach koalicja z rządzącą w mieście partią. Na dodatek, prezydent nie traktuje koalicjanta zbyt poważnie. Świadczy o tym najlepiej wpis, jakiego 9 listopada dokonał radny Nitkiewicz na FB:  „Wczoraj rozmowa koalicyjna i Prezydent Bruski nie był przekonany do zmian w kwestii biletów. Rozmowa miała być kontynuowana w piątek między innymi w tym temacie. Dziś ogłasza bilet czasowy. Kolejny pokaz jak nie rozmawiać w ramach koalicji.” (pisownia oryginalna).

Nie można wykluczyć, że prezydent uzgadnia niektóre decyzje z pracodawcą Ireneusza Nitkiewicza i na tym poprzestaje. Trudno sobie wyobrazić sytuację, że bydgoski lub wojewódzki SLD odetnie się od ustaleń Janusza Zemkego.

Jan Szopiński już dawno temu zerwał się z partyjnej smyczy. Dobrze płatną posadę zawdzięcza marszałkowi województwa. Obecnie śmiało wyraża samodzielne opinie i nierzadko krytykuje posunięcia ratusza. Jego interpelacje dowodzą, że ważniejsze są dla niego problemy mieszkańców  niż komfort prezydenta miasta.  

Na swoim profilu zachęcił mieszkańców do stawiania Rafałowi Bruskiemu zadań i kontrolowania go: „do 15 listopada podpowiadamy włodarzowi naszego miasta - czy pamięta o swoich obietnicach wyborczych i zapowiedzianych obietnicach budżetowych na 2018 r. Piszcie tutaj swoje oczekiwania i życzenia w zakresie rozwoju Bydgoszczy ...Budżet musi być odważny, wspierać działania społeczne licznych bydgoskich organizacji pozarządowych, uwzględniać działania remontowe i rozwojowe Bydgoszczy... Poproszę o propozycje”.

Wielu bydgoszczan zareagowało na tę prośbę. Oprócz propozycji nie szczędzili też krytycznych uwag wobec prezydenta.

„Dlaczego zamiast przewidzianych na inwestycje 476 milionów złotych w ciągu sześciu minionych miesięcy wydano zaledwie 7,3 procent wspomnianej kwoty - czyli nieco ponad 34 miliony? Gdzie ten las dźwigów?” - zapytał jeden z internautów.

„Też o to pytałem kilka razy i dalej będę” - odpowiedział Jan Szopiński.