– Co robiłaś zanim poleciałaś do Nowego Jorku, by nakręcić tam film?
- Po maturze rozpoczęłam studia filozoficzne na UMK w Toruniu o specjalizacji: filozofia kultury i polityki. Ostatni rok studiów spędziłam we Francji na stypendium Socrates Erasmus; myślałam o doktoracie z filozofii francuskiej i karierze akademickiej, ale z drugiej strony już wtedy wiedziałam, że nie chcę mieszkać w Polsce. Moim marzeniem były dalsze studia we Francji… Okoliczności sprawiły, że wyjazd do Francji na stałe nie był możliwy, więc po powrocie z Grenoble i obronie mojej pracy magisterskiej zapisałam się na podyplomowe studia w szkole filmowej (PWSFTiTv w Łodzi). Krótko po tym przeprowadziłam się z Torunia do Warszawy. Mieszkając tam i pracując, co dwa tygodnie dojeżdżałam na studia do Łodzi. W Warszawie zaczęłam od stażu w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, gdzie m.in. pomagałam przy międzynarodowym programie EKRAN, jako kierownik planu. Tam nawiązałam mnóstwo kontaktów i wiele się nauczyłam. Następnie na chwilę przeprowadziłam się do Łodzi, żeby wyprodukować swoje pierwsze dwie etiudy (reżyserską i operatorską). Potem pracowałam w teatrze TR Warszawa (dawniej Teatr Rozmaitości), jako asystent produkcji, dla francuskiej firmy Slot Machine i Małgorzaty Szumowskiej, Fremantle Media Polska (serial ?Na Wspólnej?) jako asystent/drugi reżyser, w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki jako asystent kuratora, jako copywriter i tłumacz. Zaczęłam również pisać dla ?Art Experts Magazine?, magazynu branży audiowizualnej ?Film PRO?, magazynu ?EKRANy?. W pewnym momencie poczułam, że wyczerpały się wszystkie pomysły na pracę w Polsce, że muszę i chcę zaryzykować i wyjechać z kraju. Zaczęłam szukać stypendiów, programów dla filmowców za granicą. Znalazłszy, wysyłałam swoje zgłoszenia i czekałam. Już wtedy wiedziałam, że chcę zająć się filmem dokumentalnym.
– Jak został on tam przyjęty?
- Film miał premierę latem 13 lipca 2012 roku w UnionDocs – Center for Documentary Art, organizacji non profit, która mieści się na Brooklynie (Williamsburg) w stanie Nowy Jork. Pokaz filmu odbył się na powietrzu dla kilkuset osób. Od tamtej pory nie był nigdzie publicznie pokazywany, obejrzeli go moi znajomi i przyjaciele. Teraz, od niedawna, po prawie dwóch latach życia w Nowym Jorku, po raz pierwszy jestem w Polsce. Przyjechałam do Bydgoszczy, gdzie mieszkają moi rodzice i mam nadzieję, że będę mogła zorganizować pokazy tego filmu tu i w innych miastach w kraju, w galeriach sztuki, przestrzeni dla video artu, czy performance?u. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby film trafił do odpowiedniej publiczności, przygotowanych na taką formę i temat odbiorców, ale też pojedynczego widza, żeby każda z osób coś w środku w trakcie oglądania i po obejrzeniu mojego filmu przeżyła. Fascynuje mnie jak reagują widzowie. Najlepszym sprawdzianem i komplementem albo antykomplementem dla reżysera jest reakcja widowni. Wszystko jedno czy będzie to śmiech, czy łzy. To jest film trudny, bardzo osobisty, nie dla wszystkich; bardzo dziwny autoportret, nie nadaje się do pokazywania w wielkiej sali kinowej… Porusza ciekawe i ważne problemy. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów. Publiczność w Nowym Jorku ciepło go przyjęła. Bałam się, że być może za bardzo się w tym filmie odkrywam, ale taką drogę wybrałam na początku. I była to decyzja artystyczna – bycie aktorem w swoim własnym filmie, granie samej siebie, bycie sobą i jednocześnie postacią w filmie, nie sobą…
– Uprawiasz też inne formy dziennikarskie? Z jakimi mediami współpracujesz?
-Po warsztatach filmowych z Pawłem Łozińskim, Tomaszem Wolskim, Wojciechem Staroniem, organizowanych podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego w 2011, rozmowach z reżyserem filmów dokumentalnych i moim kolegą Piotrem Stasikiem, wybrałam film dokumentalny. Wiem, że takie filmy chcę kręcić. Inspiruje mnie twórczość Chrisa Markera, Agnes Vardy, Chantal Akerman, Sophie Calle, Henri Cartiera-Bressona… Pamiętam, że Paweł Łoziński podczas tych warsztatów dokumentalnych w Krakowie nazwał mnie ?fabularzystką?, więc pewnie coś w tym jest, że trochę fabularyzuję. Lubię ?zagęszczać? rzeczywistość, o której chcę opowiadać. Jednak dokument jest mi najbliższy. Aktualnie pracuję nad scenariuszem/książką, która jest rozwinięciem pomysłu z filmu, to taki reportaż i dziennik. W dzielnicy, w której mieszkałam często chodziłam na długie spacery i przy użyciu aparatu wbudowanego w I-Phone, dzięki czemu nie wzbudzając podejrzeń ani nie zwracając na siebie uwagi otoczenia, dokumentowałam codzienne życie chasydów, których spotykałam na ulicy lub niekiedy nawet śledziłam, czyli uprawiałam taki fotoreportaż. Aktualnie współpracuję z Popmoderną (www.popmoderna.pl) i magazynem Looped (www.loopedmag.com), dla których pracuję, jako korespondent z Nowego Jorku, ale cały czas szukam nowych zleceń i wyzwań, jestem otwarta na współpracę z nowymi magazynami i mediami, telewizją, radiem.
– Jak postrzegasz środowisko młodych dziennikarzy w Stanach? Różni się od naszego?
- Moje koleżanki Amerykanki, które są dziennikarkami w Nowym Jorku, zaczynają praktykę dużo wcześniej. W Stanach ogóle kładzie się nacisk na praktykę, którą rozpoczyna się już na początku studiów, na przykład na NYU. Stąd młodzi dziennikarze bardzo szybko awansują i odnoszą tzw. sukces. W wieku 25 lat mają już niekiedy na koncie kilkuletnią współpracę z magazynem ?Rolling Stone?. U nas takie kariery to rzadkość, ale może się mylę. Zresztą nie możemy porównywać naszego kraju do USA. Myślę, że przede wszystkim rynek mediów w Polsce jest mały, dlatego m.in. tak trudno jest się tu utrzymać, uprawiając zawód dziennikarza. Chociaż kwestia wynagradzania dziennikarzy w USA, czy zatrudnienia na pełnym etacie też stanowi problem. W przypadku dziennikarzy cudzoziemców, zagranicznych korespondentów sytuacja wygląda trochę inaczej. Mam koleżankę Chinkę, która jest nowojorską korespondentką dla ?CBN Weekly?. Pracuje tylko dla chińskich mediów, przebywa w USA na wizie dziennikarskiej i nie ma prawa pracować jednocześnie dla mediów amerykańskich. Aby to robić potrzebowałaby innej wizy. Tak że dla imigrantów chcących pracować w zawodzie w USA są ograniczenia. I jeszcze jedna sprawa, o której należy wspomnieć, kiedy mówimy o dziennikarzach zagranicznych w USA – ich poziom znajomości języka angielskiego musi być biegły, lepszy nawet od poziomu autochtonów, żeby mogli czynnie wykonywać ten zawód w Stanach i dorównać ogromnej konkurencji. Jako akredytowany dziennikarz podczas festiwali filmowych w Austin (SXSW), Durham (Full Frame Documentary Film Festival), czy Nowym Jorku (Tribeca Film Festival) w tym roku miałam okazję zaobserwować jak działa środowisko dziennikarskie w USA. Będąc jednym z bardzo wielu przedstawicieli mediów na tych festiwalach miałam dużo więcej możliwości, niż się spodziewałam; np. bez problemu mogłam zapisać się na tzw. red carpet/premierę i przeprowadzić rozmowę z Tildą Swinton (sic! – mój wywiad z TS można przeczytać tu: http://popmoderna.pl/medytacja-nad-rajem-utraconym-rozmowa-z-tilda-swinton/). Czy to nie jest wspaniałe? Nie wiem, czy w Polsce mogłabym tak łatwo nawiązać kontakt z personą takiej sławy i ?namówić? ją na wywiad. Dział prasowy każdego dobrego festiwalu w Stanach jest od tego, żeby ułatwić dziennikarzom życie i naprawdę robi to świetnie, wszyscy bardzo starają się pomóc dziennikarzowi w dotarciu do konkretnego artysty, a każdy artysta obecny na festiwalu jest właściwie dostępny na wyciągnięcie ręki. Tribeca na długo przed rozpoczęciem festiwalu zorganizowała pokazy wszystkich ważnych tytułów tylko dla mediów tak, żeby każdy miał szansę zobaczyć większość filmów. Krótko mówiąc możliwości są nieograniczone, ale trzeba się liczyć z ogromną konkurencją, taka jest cena za udział w tym nowojorskim maratonie. Jak mówi moja koleżanka: ?zawsze znajdzie się ktoś lepszy, tańszy i szybszy niż ty?.
– Swoją przyszłość wiążesz ze Stanami czy raczej z Polską?
- Tę najbliższą na pewno z Nowym Jorkiem. Mam wizę i pozwolenie na pracę w Stanach do końca września 2016. To są ponad dwa lata, postaram się jak najlepiej wykorzystać możliwości, jakie daje ta wiza artystyczna, zdobyć jak najwięcej doświadczeń zawodowych. Może zostanę w Nowym Jorku, który kocham, a może wrócę do Warszawy i wykorzystam te amerykańskie doświadczenia pracując w kraju.
– Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia!