,,Kto nie zna zacnego i powszechnie cenionego, zwłaszcza przez młodzież, sport uprawiającego profesora tutejszego seminarium nauczycielskiego p. Adama Timlera?”. Tak pisał o bohaterze tego odcinka ,,Dziennik Bydgoski” w czerwcu 1937 roku. Dzisiaj można by było zadać pytanie odwrotne: ,,Kto zna?”

A była to postać nietuzinkowa: członek Sokolstwa, kolega i współpracownik założyciela harcerstwa polskiego Andrzeja Małkowskiego, wreszcie pierwszy bodajże hufcowy harcerzy bydgoskich, całe życie nauczyciel.

Historia Pana Adama zaczyna się około połowy XIX wieku, gdy jego ojciec, austriacki rolnik Franciszek Timler, osiada w miejscowości Rauchersdorf  (obecnie Kurzyna Średnia w gminie Ulanów, około 25 kilometrów na południowy wschód od Stalowej Woli) nad rzeką Tanew. Musiał to być człowiek dosyć majętny, gdyż na pniu zakupił dużo ziemi rolnej oraz sporo lasu. W tej samej wsi w roku 1858 przyszła na świat Marya Andres.  Marya i Franciszek poznali się i pobrali. I właśnie z ich związku dnia 7 listopada 1875 roku narodził się Adam.

Adam miał w sumie siedmioro rodzeństwa. O zamożności Franciszka może dodatkowo świadczyć fakt, że połowa jego dzieci uzyskała wykształcenie i to w dodatku wyższe. Cześć sióstr została jednak na ojcowiźnie, co miało odegrać rolę w późniejszych losach bohatera tego odcinka.

Adam ze wsparciem finansowym rodziców został nauczycielem. Około roku 1894 musiał złożyć tzw. egzamin wydziałowy, który w ramach monarchii austro-węgierskiej uprawniał do nauczania w szkolnictwie podstawowym i średnim.

Jego pierwszym miejscem pracy zawodowej jest Bochnia. Związuje się z Towarzystwem Gimnastycznym ,,Sokół” w 1895 roku. ,,Sokół'” bocheński za sprawą swoich członków posiadał sale do ćwiczeń na 40 osób, przy której był gabinet lekarski, sauna oraz basen (teraz jest sto kilkadziesiąt lat później… i rzadko która gmina posiada taki ośrodek sportowy).

Pan Adam został nauczycielem wychowania fizycznego w miejscowym gimnazjum. Z zachowanych dokumentów wynikało, że prowadził lekcje w wymiarze 14 godzin tygodniowo, a od czasu do czasu organizował 4-godzinne wycieczki piesze po okolicy. Prowadził również nieodpłatnie kursy ćwiczeń gimnastycznych w ramach ,,Sokoła”, które cieszyły się dużym zainteresowaniem. Z czasem zaczął przewodzić ,,Sokołowi” w Bochni. Bardzo często jego nazwisko przewijało się na szpaltach Przewodnika Gimnastycznego ,,Sokół”, wychodzącego we Lwowie i będącego  miesięcznym organem organizacji.

Trudno jest ustalić, w jakich okolicznościach zetknął się z Andrzejem  Małkowskim oraz ideą skautową. Wiadomo na pewno, że już 22 maja 1912 roku założył I Drużynę Skautową im. Stanisława Żółkiewskiego przy bocheńskim gimnazjum. To dosyć ważne, aby uzmysłowić sobie jego późniejszą pozycje w ZHP bydgoskim. Działał w skautingu kilka miesięcy wcześniej nim harcerska idea zaczęła kiełkować w Wielkopolsce (Bydgoszcz wyprzedził o 6 lat).

Gdy wybuchła I wojna Pan Adam nie został zmobilizowany i zachował stanowisko nauczyciela w Bochni. Natomiast zawierucha wojenna zdezorganizowała pracę jego drużyny skautowej. Kryzys został przezwyciężony 12 kwietnia 1917 roku, gdy jedynka bocheńska wznowiła swoją działalność jako pełnoprawna drużyna.

Po odzyskaniu przez  Polskę niepodległości, na krótko, w roku 1920,  obejmuje posadę nauczyciela w seminarium nauczycielskim w Rogoźnie, ale zaraz potem przenosi się z rodziną do Bydgoszczy. Wydaje się, że przez okres bydgoski, który trwał 17 lat, cały czas zamieszkiwał pod adresem Seminaryjna 3-7, co nie dziwi, gdyż w tym miejscu usytuowane było Męskie Katolickie Seminarium Nauczycielskie.

W seminarium uczył wychowania fizycznego. Co  ciekawe, wykazy nauczycieli z lat 20. ubiegłego wieku informują, że dodatkowo nauczał fizyki i chemii. Coś musiało być na rzeczy, skoro trójka z jego pociech ukończyła studia wyższe… właśnie chemiczne :).

Od  1921 roku  włącza się w bydgoskie harcerstwo. Jako już wówczas instruktor w stopniu harcmistrza (rodzimy nestor naszego harcerstwa Wincenty Gordon osiągnie tę rangę dopiero za kilka lat) oraz znajomy Małkowskiego i człowiek obyty w rzemiośle harcerskim w naturalny sposób został pierwszym hufcowym ZHP w Bydgoszczy. 

12 marca 1922 wszedł, jako przedstawiciel ZHP, w skład pierwszego w Polsce Miejskiego Komitetu Wychowania Fizycznego, którego celem była organizacja polskiego sportu w Bydgoszczy. 

To z jego inicjatywy w roku 1922 odbył się cykl imprez mających na celu propagowanie ZHP. Składały się na niego: 15 października zbiórka drużyn połączona z defiladą przed władzami wojskowymi i państwowymi na placu Wolności, w dniu następnym uroczysta akademia harcerska w auli Gimnazjum im. Mikołaja Reja na Nowodworskiej (obecnie II LO ), 17 grudnia wystawa choinek w sali strzelnicy przy ulicy Toruńskiej (dawny WOK) oraz 31 grudnia przegląd drużyn bydgoskich przez przedstawicieli Komendy  Chorągwi Wielkopolskiej z Poznania.

Do końca swojego pobytu w naszym mieście był czynny w harcerstwie (m.in. odznaczał zasłużonych instruktorów Krzyżem Zasługi ZHP, wręczał w 1933 roku sztandar legendarnej 6 BDH w gmachu liceum przy Nowodworskiej oraz przemawiał  podczas pierwszej defilady bydgoskich zuchów w 1934 roku).

Na terenie seminarium przy ulicy Seminaryjnej w 1927 roku założył ,,Seminaryjny Klub Sportowy” (SKS). Posiadał on 7 sekcji: gier zespołowych, lekkiej atletyki, tenisową, pływacką, kolarską, kajakową oraz sportów zimowych. Razem ze swoimi uczniami wielokrotnie zdobywał tzw. Białą Wstęgę - nagrodę Kuratora Poznańskiego za osiągnięcia sportowe (w tym trzy razy pod rząd pomiędzy rokiem 1930 a 1933).

Był również szefem hufca Przysposobienia Wojskowego, współpracując ściśle z oficerami 62 pp (m.in. z  por. Szymańskim  i Lindnerem). Co zrozumiałe, ze względu na jego zaangażowanie w strukturach ZHP na poziomie hufca, w seminaryjnej drużynie żadnych obowiązków nie spełniał. W połowie lat 30. w Bydgoszczy istniało 6 hufców, a Pan Adam zawsze był jeśli nie komendantem, to w komendzie któregoś z nich (najczęściej pierwszego). Co ciekawe, sprawozdanie Komendanta Chorągwi Harcerzy w Wielkopolsce za rok 1934 określiło go, jako ,,Komendanta Harcerzy w Bydgoszczy”, a więc jakby szefa hufców na terenie Bydgoszczy. Jest to ciekawostka, gdyż formalnie nad komendantem hufca była komenda chorągwi i nie istniała inna oficjalna struktura pośrednia, ale jak widać druh harcmistrz Timler takową sprawował.

W roku 1932 Adam Timler został odznaczony przez władze państwowe Złotym Krzyżem Zasługi.

W 1937 roku, zbliżając się do  62 roku życia, postanowił przejść na emeryturę. Oficjalne rozstanie z zawodem odbyło się 13 czerwca tegoż roku podczas uroczystej akademii w auli Seminarium Nauczycielskiego. Ciekawostkę oraz dowód na nietuzinkowość osoby Adama Timlera stanowi fakt, że z okazji zakończenia pracy zawodowej  pismo z życzeniami nadesłał nie tylko pomocniczy biskup gnieźnieński Antoni Laubitz, ale list osobisty napisał do niego sam Prymas Hlond. W  czasie uroczystości żegnany nauczyciel otrzymał obraz autorstwa bydgoskiego malarza Tadeusza Mokrzyckiego (1903–1983) przedstawiający Farę od strony Brdy (obraz przetrwał zawieruchę wojenną i jest w posiadaniu rodziny do dzisiaj).

Timler pożegnał się z ,,belferką”, natomiast jeszcze nie podjął decyzji co do swego dalszego zaangażowania w ZHP. Zrezygnował tylko z pełnionych na terenie Bydgoszczy funkcji w harcerstwie.

Po uroczystości pożegnania Timler postanowił skorzystać z przysługującego mu prawa, nabytego z racji wieloletniej pracy nauczycielskiej, wyboru miejsca na spędzenie emerytury – koszty przenosin i urządzenia w nowym miejscu były pokrywane nie przez Timlera. Wybrał Poznań. Zamieszkał przy ulicy Siemiradzkiego wraz z żoną i trójką najmłodszych dzieci.

W roku 1937 na własną prośbę był urlopowany z ZHP, a rok później umieszczono go w rezerwie kadrowej Chorągwi Wielkopolskiej.

Na krótko przed wybuchem wojny otrzymał sygnał z Bydgoszczy, iż znajduje się na niemieckiej liście proskrypcyjnej, czemu trudno było się dziwić. Postanowił, że w przypadku zajęcia Wielkopolski przez Niemców przeniesie się wraz z rodziną do najstarszej córki do Warszawy. Tak też we wrześniu 1939 roku uczynił. Wtedy zakładano, że wiosną 1940 będzie już po wszystkim. Tymczasem wojna się przeciągała. Adam Timler  w roku 1940  skończył 65 lat. Nie był człowiekiem starym, ale już i niemłodym. Na utrzymaniu pozostały mu dwie córki i żona (syn, mimo bardzo młodego wieku, przebił się we wrześniu 1939 roku do Rumunii i służył potem w WP w Anglii).

Timler postanowił zostawić rodzinę u najstarszej córki  w Warszawie (skończyła chemię i wyszła za stypendystę Instytutu Curie), a sam udał się w rodzinne strony. Jak wspomniałem na wstępie,  tam  zostały jego siostry. Pozakładały rodziny i wraz ze spadkiem po ojcu oraz z ziemią mężów posiadały, nawet jak na warunki okupacyjne, tyle ziemi, że bez problemu były w stanie utrzymać swojego najstarszego brata jako rezydenta.

Panu Adamowi przydało się sportowe życie, bo dzięki temu mógł pomagać w pracach gospodarskich. Dostawał za to od rodziny pieniądze, które wraz z przemycaną żywnością stanowiły wsparcie dla żony i córek w Warszawie. Powstanie Warszawskie przeżył na wsi, natomiast wzięła w nim udział jego najmłodsza córka (wybuch powstania zastał piętnastoletnią  Basię na ulicy… i wierna  wyniesionemu z domu patriotycznemu wychowaniu w kilka godzin zaciągnęła się do najbliższej jednostki).

Po wojnie Adam Timler powrócił do Poznania,  do przedwojennego mieszkania przy Siemiradzkiego 10.  Jego sąsiadami byli Stuligroszowie. Wrócił na kilka lat do nauczycielstwa i uczył w I liceum w Poznaniu (m.in. jego uczniem był późniejszy założyciel Poznańskich Słowików). O ile podczas wojny wiek działał na jego niekorzyść, to teraz okazał się atutem. Gdy nastawał stalinizm, miał 70 lat i z racji wieku nie był podejrzewany o zaangażowanie w prolondyńską konspirację, a że braki kadrowe w szkołach były w Wielkopolsce ogromne, więc i w pracy nikt go w związku z przedwojenną przeszłością nie niepokoił. Po kilku latach znów został w pełni emerytem.

Będąc aktywny całe życie, zwiedzał Polskę oraz odwiedzał dzieci, których miał ośmioro. I właśnie podczas wizyty u syna w Łodzi w roku 1970 odszedł na wieki. W myśl planów rodzinnych spoczął tymczasowo na cmentarzu w łódzkiej  dzielnicy Doły, a później miał zostać pochowany w rodzinnym grobie w Warszawie. Z czasem rodzina odstąpiła od tego planu i Łódź stała się miejscem wiecznego spoczynku.

W 20-leciu międzywojennym należał do najznamienitszych obywateli naszego grodu. Obecnie nie upamiętnia go w Bydgoszczy nic… nawet króciutka ulica czy malutki skwerek. A skoro Wierzejewski i Gordon mają słusznie miejsca na mapie Bydgoszczy, to Timler też powinien się na niej znaleźć.