W PO najbardziej lubią zabawę w chowanego. Tak było w przypadku rekomendowania Zbigniewa Pawłowicza na stanowisko wicemarszałka. Bydgoscy platformersi uchwalili, że powinien nim zostać szef Centrum Onkologii w Fordonie, ale ukryli tę informację przed władzami partii w regionie. Gdyby Pawłowicz pojawił się na zebraniu Rady Regionalnej, mógłby liczyć na poparcie. Ale nieobecni nie mają racji. Pawłowicz nie dostał poparcia, bo się nie pojawił. Gdzieś się schował. Tak się złożyło, że w posiedzeniu Rady Regionalnej uczestniczył Zbigniew Ostrowski i to on otrzymał rekomendację.
Oczywiście, działacze PO wstydzą się przyznać do tego, że bawili się w chowanego, więc całkiem inaczej przedstawiają bieg zdarzeń. Według wersji kolportowanej przez posła Pawła Olszewskiego, dr Pawłowicz nie uczestniczył w posiedzeniu Rady Regionalnej, gdyż nie został na nie zaproszony. Powinien go zaprosić szef rady, poseł Tomasz Lenz, ale tego nie uczynił, chociaż Tadeusz Zwiefka mu powiedział, kogo rekomendowała bydgoska Platforma Obywatelska.
Oczywiste, że Olszewski ściemnia. Dlaczego sam nie powiedział Pawłowiczowi, żeby uczestniczył w posiedzeniu Rady Regionalnej? Nie powiedział, bo się bawili w chowanego. I nadal się bawią. Kilka dni temu rada PO w Bydgoszczy podjęła uchwałę o rozwiązaniu struktur partii w województwie. I od razu ją schowała, bo wtedy zaczyna się zabawa. Dziennikarze dopytują o uchwałę, a członkowie rady powiatowej mówią, że mają zakaz udzielania informacji. Tylko Ostrowski się wyłamał. Widać gościu rozrywkowy nie jest. Wicewojewoda nie bawił się w chowanego i powiedział, że podjęta przez bydgoskich platformersów uchwała o rozwiązaniu struktur regionalnych już trafiła do zarządu krajowego PO.
Drugą ulubioną rozrywką platformersów jest zabawa w głuchy telefon. Na spotkaniu z Ewą Kopacz ustalono, że wicemarszałkiem województwa i jednym z członków zarządu będą osoby rekomendowane przez bydgoski aktyw PO. Toruńscy działacze PO usłyszeli natomiast, że wicemarszałkiem ma być człowiek z Bydgoszczy. I wybrali Zbigniewa Ostrowskiego, który przez bydgoszczan uważany jest nie bez przyczyny za element napływowy.
Po tej decyzji rozpoczęła się gra w pomidora w lekko odmienionej postaci. Bydgoszczanie pytali, dlaczego Toruń nie dotrzymał ustaleń poczynionych w obecności szefowej partii, a toruńscy działacze odpowiadali: Ostrowski. Minister spraw wewnętrznych mówiła o oszustwie, a Lenz na to: Ostrowski.
A co będzie, gdy bydgoscy platformersi zaczną się bawić w Czerwonego Kapturka?