Podczas spotkania w galerii przy ul. Krasińskiego wybitny bydgoski artysta wspominał, żartował, filozofował i odpowiadał na pytania. W rolę moderatora wcieliła się Eleonora Rutkowska. Z sentymentem Aleksander Dętkoś opowiadał o słynnej zakopiańskiej szkole Kenara: – Wcześniej dużo rzeźbiłem w drzewie. Nawet nie zależało mi na szkole, tylko, żeby mi nikt nie przeszkadzał, żebym mógł rzeźbić – wspominał goszczący w artGallery rzeźbiarz.

Z relacji z przebiegu egzaminu wstępnego wynikało jednak, że chyba trochę mu zależało. Były dwa miejsca i ośmiu chętnych. W ciągu kilku dni kandydaci mieli ulepić jakieś naczynie z gliny. Dętkoś postanowił zrobić dużą miskę. Pracę potencjalnych artystów obserwowali Hasior, Rząsa i Pecuch. – Po dwóch dniach podszedł jeden z nich i mówi: “Dziękujemy ci”. Wyszedłem, usiadłem na schodach, łzy mi lecą, bo uważałem, że mogli mi dać szansę, żebym coś poprawił. Wychodzi Hasior, patrzy na mnie i pyta: “Co ci jest?”. – “Bo ja chciałem panie profesorze jeszcze coś dorobić” – czy coś w tym rodzaju powiedziałem. On mnie wtedy pogłaskał po głowie i powiedział: “Nie martw się. Jesteś przyjęty” – zrelacjonował absolwent szkoły Kenara.

Uczestnicy spotkania dowiedzieli się też, że przyszły rzeźbiarz jako chłopiec wziął z domu łopatę i chciał jechać do Warszawy, żeby budować trasę W-Z. Ale został odesłany z dworca do domu. – Byłem mniejszy od tej łopaty – śmiał się Aleksander Dętkoś. Opowiadał też o potajemnym słuchaniu Wolnej Europy. – Wszystko wiedzieliśmy i rozumieliśmy, ale robiliśmy, co nam kazano. Gdybym tego nie przeżył, bym zupełnie inaczej świat widział – wyznał artysta, dodając, że to doświadczenie przyczyniło się w dużej mierze do obecności twarzy-masek w jego realizacjach rzeźbiarskich. Opisał też proces powstawania rzeźb, poczynając od pierwotnej idei poprzez żmudny proces szukania optymalnych sposobów jej uzewnętrznienia. Jednak był to opis na tym poziomie hermetyczności, że w pełni zrozumieć mógł go wyłącznie inny artysta plastyk.

Czuło się smutek w głosie Aleksandra Dętkosia, gdy mówił o współczesnej sztuce: – Obecna sztuka, konceptualna, to jest supereksperyment, ale dla tych, którym nie chce się myśleć, nie chce się pracować. Nie ma się talentu, a chce się zarobić. O kondycji plastyków powiedział: ?przeważnie błądzimy w świecie?, ale w ostatnich latach jego zdaniem sytuacja uległa zmianie, tzn. błądzenie pozostało, ale ?jeszcze odebrali nam GPS?. – Zaorano, posiano piasek i czekają, czy coś wyjdzie – brzmiała jego diagnoza aktualnej sytuacji.

Anna Osińska zapytała swojego gościa, ile zdobył nagród w konkursach. Odparł, że tyle samo razy wygrał, co przegrał, bo liczy się właściwie tylko pierwsze miejsce, a różnych nagród otrzymał około pięćdziesięciu. Opowiedział też, jak się zmieniała w kolejnych edycjach festiwalu Camerimage zaprojektowana przez niego statuetka Żaby.

Zdzisław Pruss uznał i nie był w tej opinii odosobniony, że rzeźby Dętkosia są dziełami ?do czytania?, a ich twórca jest artystą rozpoznawalnym, tak bardzo charakterystycznym, że ?nawet krótkowidz go rozpozna?. Bydgoski poeta i satyryk nie byłby sobą, gdy nie opowiedział przy okazji anegdoty dotyczącej innego rozpoznawalnego artysty, a mianowicie Kazimierza Jułgi. Kiedy zbliżały się ?Targi sztuki?, Pruss zobaczył dwóch przechodzących w pobliżu bwa plastyków w stanie wskazującym na spożycie i usłyszał: . – Znowu, k?, te swoje tapety wystawia. Oczywiście, autor ?Szopki Bydgoskiej? natychmiast przeprosił za użycie słowa ?tapety?.

- Zawsze byłem admiratorem tego, co Olek robi i jego osobowości twórczej. Peszył mnie tym, że kiedy rozmawialiśmy o rzeczach prostych, on nagle wznosił się na wyżyny filozoficzne i stawałem się zupełnie bezbronny. Wtedy obracałem wszystko w żart, żeby jakoś się uchować – relacjonował Zdzisław Pruss.

Faktycznie, słuchacz może się pogubić, słuchając niektórych wywodów Aleksandra Dętkosia. Na przykład artysta oświadczył, że wszyscy ludzie są do siebie podobni, pozostaje tylko ?kwestia zdetonowania przestrzeni ludzkiej twarzy?. I szybko dodał: – Nie wiem, czy to jest detonacja, ta zmiana.

Poza tym Aleksander Dętkoś uważa, że piękna jest pierwsza Łuczniczka bydgoska. Na temat wersji współczesnej powiedział tylko: – No nie. Precyzyjniej wyraził opinię Adam Jezierzański, drugi uczestniczący w spotkaniu w artGallery rzeźbiarz: – Ta przy operze trochę przegięła pałę.