– Dlaczego Kaukaz?

- Dlaczego nie?

– Bo mamy też w Polsce góry.

- Tak jestem nazywany od czasów szkoły podstawowej. Ładnie, prawda?

– Intrygująco. Ciekawe jest również twoje życie. Kiedy dowiedziałam się, co porabiasz, pomyślałam: To jest dopiero życie! Facet żyje z tego, że jeździ sobie na Karaiby.

- Niezupełnie tak jest.

– Spróbuję rozgryźć, jak to jest, ale najpierw ustalmy podstawowe fakty. Urodziłeś się?

- W 1970 roku w Bydgoszczy.

– Skończyłeś szkołę?

- Technikum Elektryczno-Mechaniczne przy Św. Trójcy. Bardzo fajna szkoła.

– Jesteś elektrykiem czy mechanikiem?

- Technikiem mechanikiem, choć nigdy nie pracowałem w tym zawodzie.

– Ale samochód potrafisz nareperować.

- W życiu!

– Za to wiesz na pewno, dlaczego to diabelstwo jeździ.

- Wlewasz benzynę, wduszasz pedał i wio. Jestem po budowie maszyn, więc teoretycznie powinienem wszystko wiedzieć o wszystkim, a nie wiem nic o niczym. Ale gitarę potrafię trzymać.

– Kiedy zacząłeś grać na gitarze?

- Bardzo wcześnie. Miałem sześć albo siedem lat.

– Chodziłeś do ogniska muzycznego?

- Nie.

– Samoukiem jesteś?

- Nie było wtedy Internetu, więc uczyłem się od kumpli. Najważniejsze, że się chciało.

– W jakiej dzielnicy bydgoskiej dorastałeś?

- Mieszkałem na Żmudzkiej.

– Tam są bloki nauczycielskie.

- Mama była wicedyrektorem w Szkole Podstawowej nr 2.

– Żmudzka to nieciekawy teren do zabaw dla dziecka.

- Coś ty! A wieczne konflikty Żmudzkiej z Curie-Skłodowską?

– Brzmi, jak wojna ulicznych gangów.

- Żebyś wiedziała. Są animozje między Toruniem a Bydgoszczą, są też lokalne, między ulicami. Jest odwieczny konflikt między dzieciakami z bloków nauczycielskich a dzieciakami z mrówkowców. A polem bitew były piętrowe garaże, które postawiono od strony Gajowej. To było takie magiczne miejsce, gdzie się wszyscy gonili. Poza tym jeszcze nie było wtedy na Żmudzkiej szkoły, tylko tereny po wyciętych sadach, gdzie leżała kupa różnych gałęzi. Tam też się toczyło życie towarzyskie.

– Wiem, że jesteś żeglarzem w stopniu kapitana, a zacząłeś pływać jako dzieciak. Czyli żeglarstwo wciąga.

- Jak kogoś wciągnie, to pływa. Idziesz na wodę i albo ci to odpowiada, albo nie.

– Zarazili ciebie żeglarstwem kuzyni. Oni byli starsi od ciebie?

- Nadal są starsi. Odstukać, i ciągle są. Tam, gdzie mieszkali, była masa chłopaków na podwórku, więc kuzyn stworzył wodniacką drużynę harcerską, żeby skanalizować ich energię. Często bywałem u kuzynostwa i tak jakoś znalazłem się w tej drużynie, trochę na doczepkę, chyba miałem wtedy siedem lat.

– Gdzie pływaliście? Najbliższe miejsce to chyba Zalew Koronowski.

- Nasz tor regatowy w Brdyujściu tętnił wtedy życiem żeglarskim.

– Dużo czasu poświęcałeś jako uczeń na żeglowanie?

- Latem pływałem po jeziorach, po morzach, zimą jeździło się na bojery.

– W tamtych czasach jeziora zamarzały.

- Teraz też zamarzają.

– Jak to? Podobno panuje globalne ocieplenie.

- Od tego, aby było śmiesznie, ja tu jestem. Nie kupiłaś choinki na tegoroczną Wielkanoc?

– Nie, chociaż faktycznie można się było pomylić, jakie święta nadchodzą. Obecnie większą część roku spędzasz na wodzie. Czy rejs jest kosztowną zabawą?

- Żeglarstwo należy do sportów elitarnych i, jak sama nazwa wskazuje, nie jest to najtańszy sport. Ale ja nie uprawiam żeglarstwa sportowego ani wyczynowego. Proponuję ludziom inny sposób spędzenia wolnego czasu. Nie na plaży, nie w hotelu, nie w basenie, nie przy drink-barze, tylko na żaglach. Musisz się ruszać, poznajesz coś nowego, a poza tym żagle mają coś takiego, że kształtują charakter, nawet przy okazji turystycznego żeglowania.

– To niebezpieczna forma spędzania urlopu. Morze bywa groźne.

- Można się potknąć i złamać kark, wychodząc z domu.

– 10 w skali Beauforta nie zdarza się przed domem.

- Zdarza się, ale o tym się nie wie.

– No tak, nie ma fal wielkości kamienicy.

- Nikt normalny nie wypływa, kiedy jest 10 w skali Beauforta.

– Można zostać zaskoczonym na morzu.

- Kiedy wiem, że ma mocno wiać, oglądam sztorm z okien portowej tawerny. Prognozy morskie są zazwyczaj dość dokładne.

– Lubisz pływać, co oznacza, że nie cierpisz na chorobę morską.

- Na pierwszym rejsie chorowałem tak, że głowa mała. Powiedziałem wtedy, że już nigdy więcej. Co ja tu robię?! Koniec z pływaniem! Ale jakoś mi przeszło.

– Organizm się przyzwyczaił.

- Mówi się, że każdy ma swoją falę. Nie jest powiedziane, że moja mnie kiedyś nie odnajdzie i że znowu nie będę chorował.

– Nie zetknąłeś się nigdy z takimi okropnościami, jak na przykład tsunami?

- Najprawdopodobniej nie rozmawialibyśmy dzisiaj, gdyby coś takiego mi się przytrafiło. Ale statystyki są chyba gorsze w związku z chodzeniem po górach niż pływaniem po morzu.

– Gdzie żeglujesz?

- Tam, gdzie ludzie mają ochotę popływać. Chcą w Chorwacji, to pływamy w Chorwacji, chcą na Karaibach, to na Karaibach.

– Który z rejsów, w jakich uczestniczyłeś, był najdłuższy?

- Jako harcerz wziąłem udział w rejsie ?Zawiszy Czarnego? dookoła świata.

– A ćwierć wieku później odbyłeś rejs ?Zawiszą? jako kapitan tego słynnego żaglowca. Jak się zdobywa stopień kapitański ?

- Mam opowiadać o tym, co było, czy o tym, co jest? Teraz nie ma najmniejszego problemu, żeby zostać kapitanem, właściwie z rozdawki się to dostaje. Kiedyś trzeba było bardzo chcieć, dużo pływać i jeszcze trochę się pouczyć, czyli zapracować. O teraźniejszości lepiej nie mówić.

– Zdarzyły ci się niebezpieczne wyprawy?

- Nazwałbym je ciekawymi. Opłynąłem przylądek Horn, pływałem w okolicach Murmańska.

– Gdzie byłeś w tym roku?

- W różnych miejscach. Sylwestra spędziłem na Bałtyku.

– Jako kapitan nie mogłeś pewnie wypić za pomyślność w nowym roku.

- Sylwestra obchodziliśmy w porcie. Ale jak się jest na morzu, to nie tylko kapitan, ale nikt nie może wypić, za jakąkolwiek pomyślność i nie tylko.

– Gdzie spędzisz zbliżającego się sylwestra?

- Oczywiście na morzu. I ponownie na Bałtyku.

– Pracowałeś kiedykolwiek w życiu na tzw. posadzie?

- Kupę lat pracowałem jako grafik komputerowy, najpierw w firmie zajmującej się fotoskładem, później kolejno w trzech bydgoskich gazetach: ?IKP?, ?Nowy Ilustrowany Kurier Pomorski? oraz ?Gazeta Wyborcza?, a potem otworzyłem własną firmę.

– Żeglujesz i komponujesz. Na morzu układasz słowa i muzykę do swoich utworów?

- Tylko raz zdarzyło mi się napisać piosenkę na żaglach, ale nie o żaglach.

– W tym roku wydałeś płytę ?W pół drogi?. Czym się różni od poprzednich?

- To pierwsza autorska płyta solowa, wcześniejsze były nagrane z zespołami ?Wszystkiego najlepszego?, ?Sąsiedzi Gustawa? i ?Pearl Harbor?. Została nagrana w formie akustycznej. Chciałem, żeby ta płyta była spokojna, stonowana i akustyczna. I taka ona jest. Pokazałem, że te piosenki można w różny sposób wykonywać. Większość z nich była pisana jako dość mocne utwory i tak też wcześniej były grane z zespołem, teraz wykonałem je inaczej.

– Kiedy jesteś pytany o to, kim jesteś z zawodu, co odpowiadasz?

- Nikt mi nie zadał takiego pytania.