Wiele miesięcy temu zapowiedziała pani, że nie wystartuje w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Zmieniła pani decyzję?

– Nie, nie. Moja decyzja odejścia z polityki jest ostateczna. Byłam w polityce dwadzieścia pięć lat. Myślę, że to wystarczy.

Koleżanki i koledzy z SLD nie namawiają do zmiany zdania?

– Namawiają. Oczywiście, że namawiają, ale decyzji nie zmienię. Wie pan, nawet ludzie na ulicy mnie namawiają, żebym startowała, ale nie, nie będę kandydowała do sejmu.

A Leszek Miler nie namawia?

– Owszem. Zaprosił mnie nawet na kolację do siebie. To było bardzo miłe, ale ja już po tych dwudziestu pięciu latach nie chcę być w polityce… I chcę powiedzieć, że moje odejście z polityki jest zupełnie inne niż Radka Sikorskiego. Ja nie odchodzę w atmosferze skandalu. Jestem dumna z tego, co robiłam w polityce. Ostatnio w maju weszła w życie ważna dla mnie ustawa, którą tworzyłam.

Pani poseł odchodzi z tonącego okrętu. Czy na pani decyzję miała wpływ pogarszająca się sytuacja SLD?

– Nie, nie. Kategorycznie mówię, że nie. Zawsze na takie insynuacje…

Ależ to nie jest insynuacja. Ja jedynie pytam…

– Dobrze. Rozumiem. Nie, to nie ma wpływu. Od roku rozważałam podjęcie takiej decyzji. Jestem może trochę zniechęcona tym, co się dzieje. My składamy wiele projektów ustaw i one nie wchodzą pod obrady. Ja zajmuję się sprawami społecznymi i to są ważne ustawy. A ustawy nie są rozpatrywane.

Ma pani poczucie bezsilności?

– Męczy mnie atmosfera upolitycznienia wszystkiego. Dyktat w każdej sprawie ministerstwa finansów. Męczy też moda na celebrytów w mediach. W Polsce panuje też zła atmosfera kłótni w polityce.

Ma pani jakieś przesłanie dla partyjnych koleżanek i kolegów?

– Na przesłanie jeszcze z wcześnie. Jeszcze jestem czynnym parlamentarzystą. Może w przyszłości.

Co dalej? Ma pani jakiś pomysł na przyszłość?

– No, właśnie nie mam. Nie wiem jeszcze, co będę robiła.

Dziękuję za rozmowę.