– Wystawą w Lubostroniu zaczęły się obchody 40-lecia pani pracy artystycznej, ale wróćmy na chwilę do początków. Ukończyła pani bydgoskie Liceum Plastyczne i sztuki piękne na UMK.
- Nie tak od razu. Po ukończeniu liceum zaczęłam pracować i kiedy tak pracowałam z panami inżynierami w biurze projektów, stwierdziłam, że jednak znacznie bardziej wolę się uczyć i poszłam na studia. Zostałam studentką później niż moi rówieśnicy nie tylko z powodu kilkuletniej przerwy w nauce. Powtarzałam czwartą klasę w ?plastyku?. Dla przyjaciółki. Ona została siedzieć, więc nie poszłam zdawać niemieckiego, żeby też dostać dwóję na koniec roku. Myślałam, że mama zemdleje, kiedy się o tym dowiedziała.
– Uczył pani klasę Marian Turwid?
- Miał z nami tylko kilka wykładów w klasie maturalnej, bo powiedział, że ma chorego kota i nie będzie na nas tracił czasu. Ale kiedy na egzaminie wstępnym na studia padło pytanie na temat, który omówił na swoim wykładzie, to stanęły mi przed oczami ta ciemna sala i rzutnik i powtórzyłam słowo w słowo, wszystko, co Turwid wtedy powiedział. To pokazuje, jakiego rodzaju to był przekaz. Szkoda, że tak mało nam czasu poświęcił, ale on miał masę innych zajęć i dużo podróżował.
– Po ukończeniu studiów już nie wróciła pani do biura projektowego.
- Pracowałam przez trzy lata jako instruktor w klubie Odnowa na Kapuściskach. Wszystkie nagrody plastyczne kosiliśmy. Tyle dzieci chciało uczestniczyć w zajęciach, że krzeseł w sali brakowało, musiały siedzieć na podłodze. Potem poszłam na swoje.
– Otworzyła pani własną pracownię?
- Pracownię dziewiarsko-krawiecką. Współpracowałam z Modą Polską. Tam się bardzo dobrze zarabiało. Projektowałam i robiłam swetry na drutach, projektowałam i dziergałam suknie.
– Teraz prowadzi pani galerię autorską i pracownię artGallery, w której rozmawiamy. Widzę, że ciągle tutaj ktoś zagląda.
- To miejsce żyje. W artGallery dużo się dzieje. Wychowawczynie z przedszkoli, m.in z Paderewskiego czy Markwarta, przyprowadzają dzieci, żeby uczyły się obcowania ze sztuką. Odbywa się promocja młodych artystów poprzez Galerię Jednego Obrazu. W każdą pierwszą środę miesiąca organizuję spotkanie z interesującą osobą i to wcale nie musi być artysta plastyk, chociaż może. Bohaterem jednego ze środowych spotkań był Jurek Puciata. W najbliższą środę gościem będzie dziennikarka, Krystyna Starczak-Kozłowska, która od wielu lat pracuje w Kanadzie.
– Sztuki piękne to taki kierunek studiów, po którym kilka osób robi karierę i żyje bez zmartwień o jutro, a reszta musi walczyć o przetrwanie.
- Przebijają się ludzie silni, wcale nie trzeba być dobrym artystą. Ci dobrzy gdzieś znikają. Gdzie są tacy zdolni ludzie jak Kiepuszewski czy Olszewski? Zniknęli. A my, miejscowi twórcy, mamy problem z bwa, które zostało zbudowane po to, by promować bydgoskich artystów, a prawie wcale ich prac nie wystawia.
– Od lat słychać skargi na Wacława Kuczmę. Podobno preferuje wąską grupę artystów.
- Pierwszą wystawę, jaką zorganizował, to była sama rodzina. Kiedy mu to zarzucono, wyparł się, że to są prace członków rodziny.
– Trochę to inaczej wyglądało, gdy dyrektorem był Kazimierz Jułga.
- W ogóle porównania nie ma. Pytam Jułgę pewnego dnia: – Co taki smutny jesteś? A on: – Ja się obawiam, że te wszystkie działania Wacka to po to, żeby tu zostać dyrektorem. I to mnie tak martwi. To była rozmowa krótko przed jego śmiercią. Nie wiedziałam wówczas, że Jułga jest ciężko chory.
– Jakie działania Wacława Kuczmy miał na myśli?
- Wacek organizował różne spotkania, założył radę plastyków. Ale kiedy został dyrektorem bwa nie odbyło się już żadne zebranie tej rady.
– Jest pani rodowitą bydgoszczanką?
- Urodziłam się w Bydgoszczy i jedna z moich sióstr , dwie pozostałe jeszcze w Wilnie.
– Czym rodzice się zajmowali?
- Ojciec był inżynierem po Politechnice Paryskiej, mama zajmowała się domem. Dopiero po przyjeździe do Bydgoszczy rozpoczęła pracę. Skończyła kurs u pani prof. Krysiewiczowej i śpiewała w Operze, a ojciec pracował tutaj w Urzędzie Ziemskim. Urzędnicy mieli zabezpieczać opuszczone majątki, a tak zabezpieczali, że kradli. Ojciec nie mógł się z tym pogodzić. Inaczej sobie wyobrażał życie w Polsce. Chciał uczestniczyć w robieniu czegoś dobrego.
– Była pani w Wilnie?
- Jeden raz, kilka lat temu. Widziałam dom w Zaułku Literackim, gdzie mieszkali rodzice. Ich mieszkanie jest teraz podzielone i mieszkają tam trzy rodziny.
– Podoba się pani Bydgoszcz?
- Mieszkam w pięknym miejscu, na 20 Stycznia, od urodzenia.
– Co by pani zmieniła w Bydgoszczy?
- Przede wszystkim biuro kultury. No i na pewno nie nadaje się Kuczma na dyrektora bwa. Bwa zostało wybudowane po to, by pomóc miejscowym artystom wystartować w świat.