Jako pierwszy wystąpił, odziany w bojową koszulkę z napisem ?Kukiz Army?, Paweł Skutecki, aktywista środowisk związanych z Pawłem Kukizem. Przedstawił pokrótce idee i zadania przyświecające powstaniu punktu informacyjno referendalnego. Idzie o to, zdaniem Pawła Skuteckiego, żeby w jednym miejscu skupić idee referendalne, którymi żyje i zajmuje się społeczność Bydgoszczy. Po pierwsze zatem punkt będzie popularyzował ideę referendum jako najbardziej demokratyczną formę aktywności społecznej. Referendum bowiem stanowi dziś istotę demokracji bezpośredniej. Jedynie w referendum naród, społeczeństwo, wypowiadają się wprost, bez pośrednictwa wybranych przedstawicieli, takich powiedzmy, jak radni, prezydenci czy parlamentarzyści ? przekonywał Skutecki.
Przed zbliżającym się referendum 6 września, w punkcie konsultacyjnym prowadzona będzie też działalność popularyzatorska i edukacyjna na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych.
Skutecki zapewnił, że punkt konsultacyjny będzie także udzielał wsparcia lokalnym inicjatywom referendalnym, takim choćby jak inicjatywa w sprawie obywatelskiej uchwały dotyczącej dróg osiedlowych. Punkt będzie czynny każdego dnia od 12.00 do 14.00, a we wtorki od 12 do 18.

Swoistym ogłoszeniem programu punktu konsultacyjnego i środowisk, które go stworzyły, było wystąpienie lidera Nowej Prawicy Piotra Najzera. Agitował on przede wszystkim za udziałem w referendum. Powiedział, że wynik tegorocznego referendum jest mniej ważny niż to, żeby wzięło w nim udział więcej niż 50% uprawnionych, czyli, żeby referendum było ważne. Społeczeństwo powinno pokazać rządzącym, ale też opozycji, że jest w procesie demokratycznym najważniejsze, że to ono jest władne decydować o sobie i kraju w drodze referendum. Najzer orzekł, że politycy establishmentu boją się referendum i zgodnie są przeciwko idei wyrażania siebie społeczeństwa w formule referendalnej. Przypomniał, że Donald Tusk postponował i niszczył ideę referendum, namawiając przed laty warszawiaków do tego, żeby nie brali udziału w referendum na temat odwołania czy też nieodwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz?Waltz. – My jesteśmy właścicielami tego państwa ? mówił Najzer.

Następnie szeroko omówił młody polityk prawicy sprawę JOW-ów, jednomandatowych okręgów wyborczych. Zapewniał, że wprowadzenie JOW-ów oznacza dla Polski fundamentalną zmianę ustrojową. Państwo, dotychczas partyjne, stanie się państwem obywatelskim. W aktualnym systemie wyborczym, zdaniem Najzera, wola wyborców nie znajduje odzwierciedlenia w wynikach wyborów. Wiele głosów jest marnowanych. Zmorą tego systemu jest nadmierna rola i znaczenie liderów partyjnych. I tak, w opinii Najzera, łamane jest w Polsce bierne prawo wyborcze. Kandydatów do parlamentu wskazywać mogą tylko partyjne komitety wyborcze. A co z ludźmi, którzy chcą startować w wyborach, a nie należą do żadnej partii i nie chcą pojawiać się pod szyldem jakiejkolwiek formacji politycznej? Ci ludzie, wywodził Najzer, są w sposób brutalny pozbawiani biernego prawa wyborczego. W Polsce dziś można być kandydatem do sejmu jedynie wówczas, gdy jest się związanym z jakąś partią, a to jest, dowodził Najzer, złamaniem konstytucji i fundamentalnego w niej prawa każdego obywatel spełniającego warunki niekaralności i odpowiedniego wieku, do zgłoszenia swojej kandydatury w wyborach parlamentarnych. Partyjność wyborów i prawo zgłaszania jedynie przez komitety list wyborczych powodują, że decydujący głos mają szefowie partii, którzy listy układają. I tak, kto od szefa partii dostaje ?jedynkę? ma zapewniony wybór do parlamentu. Metoda liczenia głosów, zwana metodą d’Hondta i przyznawanie według niej mandatów poselskich powoduje pojawianie się w parlamencie ludzi, którzy osiągali w wyborach mizerne liczby głosów wyborców. W naszym okręgu wyborczym, na przykład, do parlamentu weszła posłanka Iwona Kozłowska, która osiągnęła o ponad tysiąc dwieście głosów mniej niż Piotr Król, który do parlamentu się nie dostał (Jest aktualnie posłem, bowiem z mandatu zrezygnował Kosma Złotowski, wybrany do PE).

Do absurdów dochodzi też w wyborach samorządowych, gdzie do samorządu w przeszłości trafiła radna Felicja Gwincińska z żenującym wynikiem wyborczym (480 głosów) i stało się tak jedynie dlatego, że SLD uzyskało imponujący wówczas wynik wyborczy. – Nie mamy dziś w Polsce wyborów ? irytował się Najzer. – Mamy jedynie głosowanie.

Koncepcja JOW-ów, prezentowana przez młodego prawicowego lidera zakłada, że każdy będzie mógł skorzystać z biernego prawa wyborczego, po spełnieniu minimum warunków. Kandydat będzie musiał zebrać 10 podpisów i złożyć kaucję w wysokości średniego miesięcznego wynagrodzenia.
Najzer zapewniał, że JOW-y gwarantują prostotę i przejrzystość głosowania. W 460 okręgach, niewielkie społeczności, liczące 50?70 tys ludzi wybierać będą jednego kandydata. Nie będzie żadnego liczenia metodą d’Hondta, ale zwycięży ten, kto uzyska najwięcej głosów. To jest właśnie proste i przejrzyste.

Najzer odniósł się także do finansowania kampanii wyborczych przez partie z środków pochodzących od podatników oraz w ogóle do finansowania partii politycznych z budżetu. W obu przypadkach wypowiedział się przeciwko. Partie i kampanie wyborcze nie powinny być w jakiejkolwiek formie wspierane ze środków budżetowych. Na powszechnie formułowany zarzut przeciwników JOW-ów, głoszący, że brak finansowania partii i kampanii z pieniędzy podatników wpuści w polskie życie polityczne często niejawne pieniądze korporacji i dojdzie do gigantycznej korupcji politycznej, odpowiedział lekceważąco, że z tym zjawiskiem i tak mamy dziś do czynienia.
(Odpowiedź ta, wydaje się autorowi niniejszej relacji, zbyt powierzchowna i swobodnie przyzwalająca na patologię w życiu publicznym. Podobnie, jak opinia wygłoszona przez Najzera, że dziś powszechna jest praktyka kupowania i sprzedawania miejsc na listach wyborczych. Jest w partiach obecna praktyka zasięgania informacji o tym, jakie pieniądze gotów jest przeznaczyć na kampanię kandydat, ale nazywanie tego handlem miejscami na listach wydaje się sporym nadużyciem i zaprawione jest odrobiną demagogii).

Podczas dyskusji z prawicowym mówcą dyskutanci zastanawiali się nad tym, czy JOW-y nie będą doskonałą furtką dla ludzi wątpliwego autoramentu, którzy wspierani przez lokalne lobby biznesowe, a czemu nie też przestępcze, będą trafiali do parlamentu. Jeden z dyskutantów zapytywał, czy JOW-y nie są aby stworzone dla celebrytów i mówił: – Taki piłkarz Robert Lewandowski wygrałby w każdym okręgu!

Zarówno Piotr Najzer jak i wspierający go w tej fazie dyskusji Paweł Skutecki odpowiadali, że celebryci są dziś na listach wyborczych, żeby windować wynik procentowy partii, natomiast w systemie JOW-ów celebryta bierze na siebie realne zobowiązania wyborcze. Ludzie wątpliwego autoramentu zaś, którym JOW-y ułatwiają dostęp do sejmu i senatu będą reprezentowali jeden okręg i ich sprawcza moc ?czynienia zła? będzie znacznie ograniczona. Ci ludzie mają i dziś równie łatwy dostęp do parlamentu, tylko droga wiedzie przez gabinety liderów partyjnych.

Najzer i Skuecki przyznali, że szczegółowe problemy mogące wyniknąć z wprowadzenia JOW-ów wymagają jeszcze dyskusji.