Rodzinny Dom Dziecka prowadzony przez Renatę Wiszniewską ma 96 metrów kwadratowych. Znajduje w nim schronienie i opiekę pięcioro dzieci. Wychowankowie są zazwyczaj znacznie doświadczeni przez los. Zdarzają się nastolatki, które są już matkami. Zdarzają się chłopcy ze znacznymi zaburzeniami emocjonalnymi. Praca więc ciężka i, jak mawiają, niewdzięczna. Na jedno dziecko Renata Wiszniewska otrzymuje 710 zł. Pobiera też pensję w wysokości 2.100 zł netto. Dzieciom przysługuje 20 zł kieszonkowego.
Pani Renata podkreśla, że przez wiele lat jej praca z dziećmi była wysoko oceniana przez dyrekcję MOPS, czego wyrazem były listy gratulacyjne i nagrody finansowe. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ale oto pani Renata zostaje zaproszona na spotkanie wielkanocne do zastępcy prezydenta Bydgoszczy Elżbiety Rusielewicz. Niczego złego nie podejrzewając, udaje się na to spotkanie. W spotkaniu uczestniczą: Elżbieta Rusielewicz (zastępca prezydenta Bydgoszczy), Renata Dębińska (dyrektor MOPS), Ewa Taper (zastępca dyrektor MOPS) i radny Tomasz Rega. Jednak zamiast miłej świątecznej atmosfery ze strony zastępcy prezydenta Elżbiety Rusielewicz pada propozycja, żeby Wiszniewska natychmiast zamknęła placówkę. Wiszniewska odmawia i dopytuje o powody propozycji Rusielewicz. Dowiaduje się, że MOPS i zastępca prezydenta dysponują skargami wychowanków. Skargi te zawierają oskarżenia o polewanie dzieci wodą, przykuwanie ich do kaloryfera i znęcanie się – są z początku lat dwutysięcznych. Nie wiadomo, dlaczego przez wiele lat MOPS nie zareagował na te skargi i wyciągnął je dopiero teraz. Dlaczego w momencie wpłynięcia skarg nie została powiadomiona prokuratura? Spotkanie tak relacjonuje Tomasz Rega: – Urzędniczki z MOPS stwierdziły, że pani Wiszniewska nie nadaje się na prowadzenie rodzinnego domu dziecka. Zaproponowały, żeby pani Wiszniewska sama zrezygnowała z prowadzenia domu. Pamiętam, pokazały jakieś dokumenty, wywiady. Pierwszy raz słyszałem wówczas o problemach tego domu. Nie słyszał o tych problemach także nikt z radnych, z mojej komisji polityki społecznej. Zaproponowałem, żeby powołać podkomisję, które zbada sprawę. Nie wiedziałem, komu wierzyć.
Chcieliśmy o sprawie porozmawiać z dyrektor MOPS, Renatą Dębińską. Odmówiła rozmowy. Poprosiła o przesłanie pytań mailem. Proszę bardzo. Przesłaliśmy pytania i nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Łatwiej, zdaje się przychodzi pani dyrektor szantażowanie ludzi, niż rozmawianie z dziennikarzami. A o co chcieliśmy zapytać, konkretnie? Oto nasze pytania:
1. Jakie zarzuty stawia Renacie Wiszniewskiej MOPS?
2. Czy podczas spotkania wielkanocnego z Renatą Wiszniewską padła propozycja, żeby sama Wiszniewska zrezygnowała z prowadzenia domu?
3. Jeśli zarzuty o złe traktowanie dzieci, o których opowiedziała mi Wiszniewska pojawiły się na początku lat dwutysięcznych, dlaczego nie powiadomiono prokuratury? A może powiadomiono?
4. Czy wcześniejszy nadzór nie wykazał, a może wykazał nieprawidłowości?
Brak odpowiedzi pani dyrektor zdaje się potwierdzać nasze podejrzenia, że mamy do czynienia z wyjątkową arogancją urzędników. Zapytaliśmy, przebywającą w szpitalu panią Wiszniewską, o to, jak zamierza się odnieść do działań zastępcy prezydenta Bydgoszczy Elżbiety Rusielewicz i urzędników z MOPS. Renata Wiszniewska zapowiada obronę ze wsparciem organów ścigania, policji. Uważa, że zarzuty o maltretowanie dzieci są wyssane z palca. Dzieci, które mają za sobą traumatyczne przeżycia, często, zdaniem Wiszniewskiej konfabulują i żadne postępowanie nie potwierdziło tych zarzutów. Próbę wymuszenia przez MOPS i zastępcę prezydenta likwidacji Rodzinnego Domu Dziecka uważa za niemoralną i szkodliwą dla dzieci.
- Nasze miasto jest bardzo nieprzyjazne mieszkańcom ? mówi Renata Wiszniewska.