Muzyczny hołd dla Johna Lennona
Dziesiąte spotkanie w ramach Big Beat Jazz Clubu, rozpoczęliśmy muzycznym hołdem dla Johna Lennona. Beatlesi zmienili w latach 60. nasze życie pod wieloma względami. John jako ich lider, stał się ikoną światowej popkultury.Nie inaczej jest z dużą liczbą jego kompozycji, ale “Imagine”, to przecież bezapelacyjnie, symbol nad symbolami. Jakże więc inaczej można było rozpocząć? Zaraz po tej pieśni, również z ekranu, wybrzmiał refleksyjny utwór całej czwórki z Liverpoolu, kompozycja Lennona i McCartneya “In My Life” z albumu “Rubber Soul” sprzed równo 50 lat.
Salka ElJazzu, wypełniona zasłuchaną publicznością, dookoła półmrok, taki klasyczny, klubowy klimat…
When I`m 68.
W zaduszkowych wspominkach przeskoczyliśmy 3 lata i przyszła kolej na bardzo rzadko wykonywany na estradach utwór “Julia”, poświęcony matce Johna. Tę muzyczną perełkę, umieszczoną na “Białym Albumie” Beatlesów, tym razem zaśpiewał Leszek Agaciński, który coraz śmielej decyduje się na estradowe prezentacje. Kiedyś, czynił to z zespołem Temperamenty, ale to było pół wieku temu.
Następna piosenka, w wykonaniu Leszka “Oh My Love”, pochodziła z solowego dorobku beatlesa i ponownie niezmiernie pozytywne odczucia. Bardzo nas cieszy powrót Leszka do śpiewania, a radość tę uzupełniała wiadomość, że właśnie 3 listopada obchodził swoje 68. urodziny!
Wspominanie Johna Lennona zakończyliśmy jego autorską wersją piosenki “Woman”, z albumu “Double Fantasy”. Zanim
John zaśpiewał z ekranu, przypomniałem te najważniejsze kobiety z jego życia – matkę Julię, ciotkę Mimi, żonę Cynthię, drugą żonę Yoko Ono oraz tę, która gwałtownie zawładnęła jego sercem w 1974 roku, chińską piękność May Peng. Jakby dla nich zaśpiewał tę pieśń.
Niestety, krótko po premierze wspomnianego albumu, 8 grudnia 1980 roku, szaleniec, zamachowiec zakończył gwałtownie jego życie…
Temperamentni koledzy Leszka
Bardzo miłym akcentem wieczoru była wizyta dawno niewidywanego Jurka Pulcyna. Samo jego wejście spowodowało spore poruszenie towarzyskie. Kiedyś śpiewał razem z Leszkiem Agacińskim w Temperamentach. Artystyczna historia Jurka wymaga osobnego przypomnienia, ale warto choćby w telegraficznym skrócie wspomnieć o kilku najważniejszych faktach z życia tego artysty, tak ważnego dla bydgoskiej sceny muzycznej lat 60. Najpierw była legendarna Jokama, równolegle z kompletnie zapomnianą grupą Surfs, Temperamenty, potem Szkwały. Zauważony, znalazł się w składzie popularnej grupy Heliosi, której liderował Edward Hulewicz. Wówczas postrzegano to jako wielki sukces i sprawiło to jemu sporo artystycznej satysfakcji. Jurek Pulcyn, do dzisiaj czynny muzycznie, mieszka w Niemczech, ale już czynimy wspólne plany, których wypełnianie rozpocznie się, być może, już w lutym przyszłego roku.
Jurek na razie przysłuchiwał się wokalnym poczynaniom Leszka Agacińskiego, ale wkrótce, w co wierzę, przypomni swoje własne możliwości i jako wokalista, ale również instrumentalista. Jeżeli w tym samym czasie na sali przebywali Jurek Pulcyn, Leszek Agaciński, Mirek Kaczmarek, Andrzej Michalski oraz Marian Kala (grający na gitarze we wspominanym zespole Surfs, głównie w bydgoskiej Adrii przy ulicy Toruńskiej), to powrót muzycznych kolegów na estradę (choćby chwilowy!) powinien być kwestią czasu.
Big Beat Jazz Club w Bydgoszczy, reaktywował się właśnie po to, aby takie marzenia czynić realnymi!
Beata, Marlena, Edyta…
Beata Lewińska, znacząca postać bydgoskiej sceny muzycznej, długo kazała nam czekać na siebie. Artystka ma prawo, my doczekaliśmy! 3 listopada 2015 roku uraczyła nas wyrafinowanym repertuarem i doskonałą prezentacją sceniczną.
Jako nastolatka nie stroniła od rocka i bluesa. Jak zawsze, kiedy mogę przypominam bydgoski “Energetyk” przy ulicy Warmińskiego i Beatę w roli Janis Joplin. Zbyszek Kaute na gitarze i ona w utworze “Move Over”, niezmiennie czekam na bis!
- ..po pierwsze Marlena*
W ten nasz zaduszkowy wieczór, Beata zaczarowała nas swoimi aktualnymi fascynacjami artystycznymi. “Błękitny anioł” to nie tylko kultowy film Marleny Dietrich z 1930 roku, w którym zagrała niezapomnianą Lolę. Tak również Beata zatytułowała swój recital, poświęcony Marlene. Fragmenty muzycznej kariery niemieckiej królowej filmu i kabaretu momentalnie rozsiały w ElJazzie atmosferę lat 30. Pamiętamy to doskonale choćby z filmu “Kabaret”. Beata w doskonałej, stylowej kreacji rozpoczęła od utworu “Falling In Love Again”, a natychmiastowe brawa oznaczały akceptację i podziw zebranych.
Przypomniałem kilka faktów z życia Marleny Dietrich, a Beata zaśpiewała dwie następne piosenki “Gigolo” oraz “Johnny”. Ten pierwszy utrwalił się w pamięci, przede wszystkim, ze słynnego filmu z 1978 roku, w którym tytułową rolę zagrał David Bowie. Nie sposób było nie wspomnieć o polskiej wizycie Marleny Dietrich w roku 1964, spotkaniu z grupą Niebiesko-Czarni i jej fascynacji Niemenowską piosenką “Czy mnie jeszcze pamiętasz”. Niemiecka wersja, z jej własnymi słowami, była dramatyczną próbą publicznego podzielenia się własnymi emocjami. Ona Niemka z krwi i kości, wskutek faszystowskiej rzeczywistości, stała się obywatelką amerykańską. Chciała być do końca zrozumianą w swojej ojczyźnie, wyraziła to właśnie w tej pieśni…
Beata Lewińska, kończąc recital, wykonała bardzo sugestywnie jeszcze dwa utwory z dorobku Marleny, “Lola” i “I Wish You Love”, pozostawiając zgromadzoną publiczność pod ogromnym wrażeniem. Do tego zestawu na sam koniec wybrzmiała jeszcze “La Vien Rose” z repertuaru innej superdamy piosenki, Edith Piaf.
Artystyczna droga
Beatę oklaskiwał również tego wieczoru bardzo ważny w jej artystycznym życiu Andrzej Michalski, bydgoski kompozytor, który chyba jako pierwszy przed laty docenił jej talent. Czekając, na kolejne występy Beaty trzeba przypomnieć, że po maturze wstąpiła do bydgoskiego studium muzycznego, na wydziale śpiewu. W latach 70. związała się z kabaretem “Wcześniak”. W zimowej giełdzie piosenki w Opolu zdobyła prestiżową nagrodę za najlepszy debiut. Kiedy występowała w warszawskiej Rivierze z zespołem Dżamble, zauważono jej możliwości, to wkrótce zasiliła wokalnie
grupę Alibabki. Wystąpiła wraz z koleżankami na festiwalu w Opolu, towarzysząc Tadeuszowi Woźniakowi, kiedy ten wykonał “Zegarmistrza światła”. W tym samym składzie Alibabek występowała wówczas Basia Trzetrzelewska. Potem była bydgoska grupa Awans, współpraca przy takich słynnych spektaklach jak “Zagrajcie nam wszystkie srebrne dzwony” czy “Na szkle malowane”. Kolejny etap to zespół Patrol pod egidą Bałtyckiej Agencji Artystycznej. Występowała w Jugosławii, Niemczech, Czechosłowacji, Finlandii, Szwecji i Emiratach Arabskich… a 3 listopada 2015 roku, oczywiście w bydgoskim ElJazzie!
Powrót Grupy Muzycznych Przyjaciół
Koncert Grupy Muzycznych Przyjaciół, która wróciła do Big Beat Jazz Clubu po paru miesiącach, przeplatany był zaduszkowymi wspominkami. Wracaliśmy myślami do naszych muzycznych przyjaciół, którzy nas opuścili wiele lat temu, jak i tych, którzy uczynili to bardzo, bardzo niedawno. Chociaż pogoda, jak na listopad, była bardzo łaskawa, Maria Treder z przyjaciółmi rozpoczęła od kompozycji “Stormy Weather” i już powitały ją gorące oklaski. Jeszcze jedna soft jazzowa interpretacja, “My Baby Just Cares You” i przyszedł czas na pierwsze wspomnienie.
Andrzej gitarzysta wyśmienity
Andrzej Szeliga, gitarowy bohater bydgoskiego big beatu. Jeden z najlepszych gitarzystów w historii muzykowania w mieście nad Brdą. Muzyczną przygodę rozpoczął z zespołem Jokama, ale zasłynął w Temperamentach. Potem przez wiele lat muzykował wraz z innymi kolegami w Polsce i za granicą. Od Jurka Pulcyna dowiedziałem się, że Andrzej podobnie jak on mógł zasilić grupę Heliosi. Coś jednak nie zagrało. Jakże wspaniale, że po 50 latach na sali obecnych było 4 kolegów z grupy Temperamenty – Jurek Pulcyn, Leszek Agaciński, Mirek Kaczmarek i Andrzej Michalski.
Wzruszającą była obecność Pani Elwiry Szeligi, która wspomnienia o małżonku przyjęła z olbrzymim wzruszeniem.
Grupa Muzycznych Przyjaciół czarowała nas dalej wspaniałym nastrojem. Najpierw w kompozycji “I`d Rather Go Blind” z repertuaru Etty James, a potem w “Cry Me A River”. Te wysmakowane klimaty przygotowały grunt pod kolejne wspomnienie.
Maciej Dyakowski perkusista, manager, redaktor…
Maciej Dyakowski to kawał historii bydgoskiego muzykowania. Przegadałem z nim przed 20 niemal laty wiele, wiele godzin. Był jednym z pionierów, bydgoskiego big beatu. Zespół Jokama, od którego zaczął, to był taki lokalny, big beatowy pierwowzór, prototyp, który zakładał właśnie Maciej wraz z Andrzejem Szeligą, Jurkiem Pulcynem. Następna grupa to Kosmonauci, a po nich już legendarne Nietoperze, do których dołączył w 1966 roku. Właśnie granie z Jędrzejem Prusakiem, Andrzejem Tasarkiem, Zbyszkiem Bardadynem i Krzysztofem Drobniewskim dało przepustkę do historii!
Potem całe lata z własną grupą Dyki, w towarzystwie takich doskonałych muzyków jak Andrzej Morawski, Joachim Perlik i Ryszard Festa.
W latach 90. muzykował mniej, więcej działał biznesowo, zakładał i szefował Radiu Elita na ulicy Pięknej. Pozostawił po sobie książkę, bardzo osobistą “Pamiętnik Macieja Dyakowskiego”, w którym, w bardzo interesujący sposób, opisał muzyczne losy swoje i bydgoskiego środowiska muzyków rozrywkowych. Dla mnie był bardzo życzliwym starszym kolegą, który przekazał mi tyle bezcennych opowieści, z muzycznej Bydgoszczy lat 60.
Grupa grała…
…a my wspominaliśmy! Maria Treder, ciepło przyjęta jak zwykle w ElJazzie, śpiewała kolejne piosenki przy akompaniamencie Henia Kujawy – gitara, Andrzeja Tasarka – gitara basowa, Henryka Mulorza – trąbka i Józka Eliasza w podwójnej roli, a może wręcz potrójnej jako perkusisty, gospodarza klubu oraz autora wspomnień o Zbyszku Bardadynie…
Muzyk bez taryfy ulgowej
Zbyszek Bardadyn był muzykiem stuprocentowym. Podobnie jak Maciej Dyakowski, bydgoski big beatowy pionier. Grał w kultowej Jokamie, a zabłysnął również w Nietoperzach jako ich klawiszowiec. Zbyszek odszedł od nas 5 lat temu. Podobnie jak niemal wszyscy jego przyjaciele muzykował przez całe życie. Był wspaniałym organizatorem klubowego grania. Zawsze gotowy do gry i inspirujący innych do tego samego. Słynne wtorki muzyczne w ElJazzie pod jego kierownictwem przeszły do środowiskowej legendy!
“Nie ma ludzi niezastąpionych, ale Zbyszka Bardadyna na razie nikt skutecznie nie zastąpił” – stwierdził Józek Eliasz…
Ja pamiętam swoje pierwsze spotkanie ze Zbyszkiem na ulicy Lodowej w Bydgoszczy, kiedy zbierałem materiał do historii Nietoperzy. Na moją prośbę zagrał mi słynny “Sitting On The Dock Of The Bay”. Nigdy nie skasuję tego nagrania…
Edward Nadolny, Jerzy Welc, Włodek Szymański
Maria Nadolna, pełniąca obowiązki siostry i matki wszystkich bydgoskich dinozaurów, z bólem w sercu, wspomniała swojego małżonka Edwarda Nadolnego, perkusistę. Cała rodzina zresztą bardzo muzykalna. Maria śpiewała w latach 60. i 70., syn Grzegorz Nadolny, wielce uzdolniony basista i kontrabasista. Brat Marii, Stefan Gołata, muzyk i aranżer, basista i pianista, w lokalną historię rockową wpisał się grą w Triolach i Troudomie.
Maria przypomniała również postać Jurka Welca, człowieka uczynnego, uśmiechniętego, zawsze gotowego do pomocy innym. W połowie lat 70. wspólnie ze Zbyszkiem Kaute, Andrzejem Kujawą, Witoldem Popowem tworzyli grupę The Chum, grając głównie w bydgoskim “Orbisie” oraz w “Michale”…
Całkiem niedawno, pod koniec września, w piękny słoneczny dzień, pożegnaliśmy na cmentarzu na Prądach Włodka Szymańskiego, zwanego profesorem. Maria nie tylko przypomniała tego barwnego, przekornego klarnecistę, saksofonistę i wokalistę z ogromnym dorobkiem, ale również udostępniła płytę, z której usłyszeliśmy przejmująco piękną, Włodkową interpretację instrumentalno-wokalną, Armstrongowskiego “What A Wonderful World”.
Świat jest piękny, ale również okrutny. Włodzimierz Szymański, skromnie zasiadał wśród publiczności podczas naszej imprezy klubowej w dniu 21 kwietnia 2015 roku. Miałem pierwszą taką sposobność, aby zamienić z nim kilka zdań, skąd mogłem wiedzieć, że następnej rozmowy nie będzie… Adam Wieczorek, nad grobem Włodka, przypomniał we wzruszający sposób swoje pierwsze z nim spotkanie w latach 70., kiedy to usłyszał go grającego “Spinning Wheel” z repertuaru Blood Sweat and Tears. Jak to dobrze, że można wracać do nagrań utrwalonych na płytach, których Włodzimierz pozostawił kilka…
Chciałem w tym momencie podziękować, również Zdzisławowi Prussowi, którego “Leksykon Bydgoskiej Muzykowi Rozrywkowej” pomógł mi uporządkować kilka faktów i nazwisk.
Oldboye i …nie tylko!
Pełne wzruszeń, uniesień i spotkań po latach zaduszki skończyły się rekordowo późną porą, około 23.00. Może trudno było się rozstać, przerwać ledwie rozpoczęte rozmowy? Może właśnie taki dzień wyostrza czujność i śpieszymy się słuchać wspomnień innych, których możemy nie spotkać…
Takie smutne refleksje ustępują, kiedy mamy możliwość posłuchać młodych, dopiero rozglądających się, jak odnaleźć swoje miejsce w życiu, również tym muzycznym. Miło mi było w towarzystwie Mirka Balbuzy, managera Żuków, porozmawiać z dwoma bardzo młodymi muzykami Kubą Andrzejewskim – gitarzystą i wokalistą (prywatnie bratankiem Piotra Andrzejewskiego, lidera bydgoskich Beatlesów) oraz synem Piotra, Bartkiem Andrzejewskim, perkusistą. Kuba wielce obiecujący muzyk, ma już takie ciekawe muzyczne przeżycia jak współpraca z grupą Cree i Kasą Chorych. Bartek natomiast, od kwietnia 2011 roku w składzie bydgoskiej grupy Heldorado. Nasza krótka rozmowa powinna przynieść wspólne muzyczne radości. Chłopaki, kiedy ich zapytałem o fascynacje, inspiracje, dość szybko wymienili grupę Free, jedną z moich ulubionych.
Wiedząc, jakie wrażenie mogłaby spowodować muzyka tej grupy na bywalcach Big Beat Jazz Clubu, już się mobilizuję do wspólnych przygotowań z Kubą i Bartkiem i wierzę, że będzie to wspólna muzyczna radość…
Już 24 listopada 2015 roku (wtorek) o godz.19.00 w klubie ElJazz, kolejna muzyczna uczta!
Big Beat Jazz Club obchodzić będzie 50-lecie polskich koncertów legendarnej grupy The Animals!
Gościem specjalnym imprezy będzie Zdzisław Pająk, wielki fan i znawca muzycznej historii Erica Burdona i kolegów (autor książki “Eric Burdon Feniks Rocka”). Usłyszymy nagrania polskiej grupy Polanie, która poprzedzała koncerty Animalsów w naszym kraju w listopadzie 1965 roku. Atrakcją numer jeden imprezy będzie koncert bydgoskich muzyków, których poprowadzi świetny gitarzysta Andrzej Morawski. Usłyszymy wspaniałe, nieśmiertelne kawałki z “House Of The Rising Sun” na czele!!!
Tego nie można sobie odpuścić, bo następna taka okazja dopiero za 50 lat!!! Powiadomcie przyjaciół i znajomych.
Zapraszamy, wstęp wolny.
Zbigniew Michalski