Drugi i ostatni koncert klubowy XVI Bydgoszcz Jazz Festiwalu nazwany „Bitwą” to taki żart organizatorów. Po gęstej i nieokiełznanej atmosferze free jazzowej nocy w imię kontrastu zaprezentowano klasyczny swing. W szranki stanęły dwa zespoły ”Eljazz Quartet” oraz ”Jazz Band Ball Orchestra”.
W pierwszej części wieczoru wystąpił „Eljazz Quartet” w składzie: Asia Czajkowska (voc.), Wojciech Gogolewski (piano), Janusz Mackiewicz (bas) oraz kierownik Józef Eliasz (drums). Skąd się wzięło określenie tego comba jako kwartet? Wyjaśniło się w trakcie koncertu, gdy wokalistka użyła starej metody śpiewania bez słów, tzw. „scat”, traktując głos jako równorzędny z innymi instrument. W programie znalazło się wiele standardów jazzowych i piosenek nie tylko amerykańskich, ale i polskich.
Wokalistka zaczęła swój występ od „Moon River”, by następnie przypomnieć wiele innych evergreenów znanych z filmów i musicali. Bardzo dobrze odnajdowała się w zespole, który na równi z nią tworzył kształt utworów i wzbogacał je o własne improwizacje, przypominając atmosferę klubowego muzykowania. Mało jest obecnie piosenkarek, które tak głęboko czują swing i potrafią każdą piosenkę wzbogacić o ten specyficzny feeling.
Wszystkie piosenki w wykonaniu Asi Czajkowskiego bardzo się publiczności podobały, ale jej wokal i interpretacja w pełni zabłysła w piosence skomponowanej przez Dolly Parton pt. „I Will Always Love You”, a wylansowanej na światowy przebój przez Whitney Houston. Trzeba mieć nie lada odwagę, ale i warunki głosowe, aby zmierzyć się z tym hitem i nie polec, a tego właśnie dokonała toruńska wokalistka. I druga perełka w jej wykonaniu to „Niepewność” Marka Grechuty. W doskonałej, swingowej aranżacji Asia Czajkowska wykreowała aktorską scenkę, włączając do współpracy Józefa Eliasza. Zadając za Adamem Mickiewiczem pytanie: czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie, sprowokowała perkusistę do gorącej, pełnej żaru i miłości odpowiedzi, oczywiście, w języku muzyki. Tak dynamicznej, emocjonalnej i wyczerpującej fizycznie solówki Festiwal dotąd nie słyszał.
Drugą część koncertu w wykonaniu Jazz Band Ball to atrakcyjna wycieczka po Stanach. W funkcję pilota wcielił się Stanley Breckenridge z Kalifornii, pianista jazzowy i bluesowy, współpracujący z krakowską orkiestrą.
Jako wytrawny znawca afro-amerykańskiej muzyki zaczął od przejażdżki „Take The „A” Train” Duke'a Ellingtona do Harlemu w Nowym Jorku, później wskoczył do Georgii, następnie do Kansas City i dalej wzdłuż hipisowskiej Route 66 do Kalifornii. Piękna to była podróż, pełna bluesowej i jazzowej muzyki, świetnie grana przez tę najstarszą polską kapelę swingową. Dysponujący mocnym. dźwięcznym barytonem Stanley Breckenridage śpiewał stylowo nawiązując do specyficznych intonacji czy to bluesowej, czy soulowej. Amerykański muzyk okazał się nie tylko świetnym przewodnikiem, ale doskonałym showmanem, wciągającym zespół i publiczność do wspólnej zabawy.
A wynik tej bitwy, w kontekście obecnych stosunków polsko-amerykańskich, mógł być tylko jeden: remis!