Bydgoska Platforma została upokorzona i ośmieszona. Na dodatek, sama się pogrąża, organizując konferencję, z której wynika jedynie, że jest całkowicie bezradna. Wielkie armaty, jakie wytoczyli Pawłowicz, Jakuta i Bruski, mają mniejszą siłę rażenia niż packi na muchy. Przeczytałem wywiady z Całbeckim w ?Pomorskiej? i ?Wyborczej?. Widać, że gościu nic sobie nie robi z pogróżek i oskarżeń bydgoskich platformersów.
Korupcja polityczna? Szantaż? Naciski na Pawłowicza? Tak przedstawił tę sprawę Całbecki ?Gazecie Wyborczej?: – Objęcie przez niego mandatu radnego oznacza rezygnację z posady dyrektora, musiały się więc pojawić pytania na ten temat. Nie pamiętam, czy sam mu je zadawałem, ale jeśli nawet, byłoby to naturalne – jako marszałek nadzoruję przecież Centrum Onkologii.
Przyjazd Michała Wojtczaka do Pawłowicza wygląda w ujęciu pana marszałka następująco: – Są kolegami z senackiej ławy, więc mogli prywatnie rozmawiać o różnych rzeczach. Nie mam z tym nic wspólnego, ale nie widzę w tym nic dziwnego. Jak się okazuje, tych spotkań było za mało, skoro pan Pawłowicz wbrew ustaleniom władz regionalnych PO kandydował na marszałka. Przykre, że dowiedziałem się o tym dopiero na sesji sejmiku.
A co z ustalaniami bydgoskich działaczy PO z panią premier? To zdaniem, Całbeckiego, prosta sprawa: – Pani premier Ewa Kopacz, konstruując nowy rząd, też rozmawiała z wieloma ludźmi i dokonała autorskiego wyboru.
Dodatkowe wyjaśnienie pana marszałka znalazłem w ?Gazecie Pomorskiej?: – Nie znam uzgodnień i trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś je czynił, wiedząc, jaką mamy sytuację w regionie, który powstał z trzech województw: bydgoskiego, toruńskiego i włocławskiego.
Po prostu, Ewa Kopacz, rozmawiając z członkami PO z Bydgoszczy, nie miała pojęcia, że województwo kujawsko-pomorskie jest takie duże.