Rozbłysk. Wizyjność i ład w malarstwie Wojciecha Nadratowskiego
Już od pierwszego spotkania z obrazami Wojciecha Nadratowskiego, malarza i rysownika, uderza wizyjność, żywiołowość, baśniowość tej twórczości. Wszak bliższy wgląd w to malarstwo pozwala dostrzec także rozmaite przejawy ładu i formalnego zdyscyplinowania w tych wizyjnych przedstawieniach. Żywiołowość można odnieść zarówno do swobody i wyobraźni w malarskim ujmowaniu poszczególnych przedstawień, ale także do wyrazistej roli żywiołu wodnego, który przeplata się z żywiołem powietrzno-niebieskim oraz łączy się z żywiołem ognistym. Ten żywioł wodny w postaci rwącego nurtu rzeki ukazuje przemijalność, odchodzenie ludzi, wydarzeń, budowli, widoków, rzeczy, zaś w innych symbolach jak np. ryby-zegary, indywidualne doświadczenie upływu czasu.
Dostrzegam w tym malarstwie dynamiczność, a nawet wybuchowość wizji, która brana jest w karby malarskiego ładu. Z jednej strony, żywiołowe formy faliste i falujące, skłębione linie i mocne kontrasty rozmaitych postaci zieleni, żółci i fioletu, także jako nawiązanie do ekstatycznych wizji Vincenta van Gogha, jak np. na obrazie pod charakterystycznym tytułem ?Na skraju? czy obrazach ?Nad rzeką?, ?Droga?. Z drugiej zaś strony, znaczące przejawy tego ładu ukazują figury geometryczne płaskie i bryły, formy architektoniczne, ryby konstruowane na modłę geometryczną, w tym jako dziecinne zabawki z papieru (np. ?Miasto N? czy ?Ichtiologia fantastyczna?), motywy teatralizacji i scenografizacji (np. ?Koszula teatralna? z 2013 roku), a także rozmaite napisy na budynkach i fragmenty literackich tekstów.
W obrazach aktualnie prezentowanych te walory wizyjności, żywiołowości, baśniowości oraz formalnego ładu przekładają się na malarskie ujęcia budowli starej Bydgoszczy, które, choć nieobecne, by tak rzec, ciałem, budują szczególny klimat i ducha miasta. Powiedzieć, że wiele z nich nie miało szczęścia do dziejowych wydarzeń, to niewiele powiedzieć. Bo takie budowle jak Kościół pojezuicki czy Synagoga padły ofiarą złowieszczej premedytacji i furii hitlerowskiego okupanta.
Oto obraz ?Kościół pojezuicki?. Świątynia, dawna architektoniczna perła zachodniej pierzei Starego Rynku. Zalewa ją odgórny niebiesko-wodny żywioł pionowych pasów w rozmaitych odcieniach błękitu niczym prawdziwa kaskada. U dołu obrazu uwagę przyciągają akcesoria budowlane, zresztą swobodnie naszkicowane. Widać jakieś konstrukcje drewniane, przegrody, barierki podobne do leżących drabin, także długie drewniane belki, które pełnią rolę wsporników dla środkowego głównego portalu. Ale skąd i po co te akcesoria, które mogą się kojarzyć z dziwnymi rusztowaniami? Po co tutaj takie elementy, zwłaszcza te najbardziej rozpoznawalne w swojej funkcji, czyli owe wsporniki? Przecież świątynia na obrazie wydaje się już dawno zbudowana? I właśnie rzecz w tym, iż to od dawna zbudowanie stanowi pewien pozór. Ta świątynia na obrazie Nadratowskiego jest Kościołem, który jest w budowie, wznoszony jest ciągle na nowo, jest Kościołem – twórczą wizją, która zdaje się schodzić na ziemię z tego żywiołu nieba i rodzić się na naszych oczach z wyobraźni malarza.
Szczególnie zagadkowo prezentuje się rozbłysk w oknie nad wejściowym portalem świątyni. Na pierwszy rzut oka wygląda jak odblask słonecznego światła, jakby zajączek, który szyba okienna nawiedzona promieniem słońca puściła w przestrzeń nad Starym Rynkiem. Znak pogody południa, który wpisuje się w codzienne trudy i radości mieszkańców grodu nad Brdą. Gdy jednak zaczynamy skupiać uwagę na tym jasnym odblasku, namalowanym, czystą bielą, zauważamy, iż ma on swobodny kształt jakby smugi dymu, a towarzyszą mu plamy czerwieni, co może wskazywać na ogień, który został zaprószony od środka. Choć prawdopodobne, nie jest to jednak wcale tak oczywiste. Gdyż zlokalizowanie tego ognia i ustalenie jego charakteru nie jest prostym zadaniem. Plama bieli tak bardzo widoczna przy bliższej obserwacji może być ujmowana jako taka, która wydobywa się nie z czerwieni, czyli z płomieni, które można by lokalizować we wnętrzu kościoła, ale właśnie z zewnątrz, czyli wracamy do zajączka słonecznego światła. Może tedy być podwójnie lokalizowana, i jako wywodząca się z wnętrza świątyni, a także jako pochodząca ze słonecznego światła i usytuowana na zewnątrz.
Ponadto, połączenie tej bieli z czerwienią może też być interpretowane jako nawiązanie do narodowych barw, do polskiej flagi. To jakby swobodna, żywa, rzekłbym, wizyjna, jeszcze nieukształtowana ?flaga? biało-czerwona, która powiewa z okna kościoła tak bardzo związanego tragicznymi i tajemniczymi wydarzeniami czasów okupacji, jak ów ślad ręki kapłana, który został zamordowany pod ścianą dawnego muzeum, tuż obok Kościoła pojezuickiego. A świątynia podzieliła los dawnego muzeum i pierzei zachodniej, najprawdopodobniej, z powodu nienawistnej furii okupanta do widocznego symbolu oporu przeciwko jego panowaniu.
Jacek Soliński, grafik i malarz, pisząc o malarstwie Wojciecha Nadratowskiego, podkreśla rolę wizyjności w postaci ?wizyjnych ?rebusów”: ?Jednocześnie obrazy te prowokują do postawienia sobie pytania: dlaczego tu jest tak, skoro przyzwyczailiśmy się, że w rzeczywistości może być zupełnie inaczej? Wizyjne ?rebusy? zestawione z elementów rozpoznawalnych nie są tutaj tworzone po to, by znaleźć rozwiązanie, ale po to, by badać, kojarzyć i odkrywać wszelkie współzależności.
W podobnym kierunku, ale dalej, ku temu, co źródłowe, zmierza moje rozpoznanie. Ma ono na uwadze swoiste od-widzenie, roz-budzenie widzenia. Przedarcie się przez zewnętrzne pozory, złudy, iluzje widzenia i uchwycenie go na gorącym uczynku formowania, gdy wyobraźnia doznaje swobodnego pobudzenia. Gdy np. odwołując się do sformułowania Jacka Solińskiego, owo ?odległe tło codziennych zdarzeń?, którego już nie widzimy, możemy dostrzec jakby na nowo, z nowej perspektywy. To są przejawy formowania się myślenia symbolicznego, gdy jakieś ?coś?, czego przybycie i pochodzenie nie musi być jasno uświadomione, ?coś? co ma charakter swoistego ?przybysza z kosmosu? wewnętrznego lub zewnętrznego, nagle ukazuje i okazuje się ?oknem na świat?, na uniwersum znaczeń i sensów. Jesteśmy tu blisko tego pierwszego kroku ku temu, co Immanuel Kant nazywał grą wyobraźni i intelektu. Wówczas można pójść dalej jeszcze i sięgnąć twórczą intuicją w głębię widzenia, która stanowi o energii i sile jeszcze nieukształtowanej, artystycznej wizji, tej wizji, która jawi się w owym rozbłysku.
W moim odczuciu i przeczuciu ten rozbłysk w obrazie Wojciecha Nadratowskiego ma przede wszystkim taki charakter. To jest plastyczny znak, ogniste sedno wizji, której wyrazem jest to malarskie przedstawienie zatytułowane ?Kościół pojezuicki?. Ogniste sedno wizji, która przenika to dzieło od ?wewnątrz?, jakby od wnętrza świątyni, czyli od wnętrza indywiduum, i od ?zewnątrz?, jakby od słońca, które rozjaśnia Stary Rynek i puszcza ?zajączka?, tj. od otoczenia artysty.
I stanowi uwidoczniony rdzeń źródłowej tajemnicy bycia i tworzenia.
Marek Kazimierz Siwiec
Wojciech Nadratowski, ur. 1957 w Wąbrzeźnie. Malarz i rysownik, zajmuje się także grafiką wydawniczą, ma na swoim koncie pokaźną liczbę opracowań graficznych przygotowanych do literatury pięknej i poezji (Wydawnictwa Pomorze). W latach 80. XX w. współpracował z Ilustrowanym Kurierem Polskim. Od 1979 r. związany jest z Galerią Autorską Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy. W latach 1980-1984 zajmował się działaniami konceptualnymi pod auspicjami (założonego przez siebie) Biura Strat Bezpowrotnych. Jest autorem kilkunastu indywidualnych wystaw malarstwa. Uprawia głównie pejzaż oscylujący między poetyckim realizmem, abstrakcją a surrealizmem. O swojej twórczości mówi: ?Jest to próba subiektywnej rekonstrukcji i przemiany zewnętrznych wartości w kompozycję ułożoną według własnej logiki i wrażliwości?.