Podczas kolejnej rozprawy w sprawie dotyczącej roszczeń finansowych LPKiW oraz właściciela firmy Solidkon sąd kontynuował przesłuchanie świadków, wezwanych w celu ustalenia okoliczności zdarzenia, do którego doszło w Bydgoszczy w styczniu 2013 roku. Według LPKiW do zawalenia dachu nad lodowiskiem doszło wskutek wadliwej konstrukcji hali namiotowej, według strony przeciwnej przyczyną katastrofy było nieodśnieżanie dachu przez pracowników Leśnego Parku.
Najważniejszą osobą w czasie funkcjonowania tymczasowego lodowiska na Wyżynach była Dagmara Myszkowska, brygadzistka z Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku, której podlegali pracownicy lodowiska. Jej zeznania zasadniczo się różniły od tego, co mówili pozostali świadkowie. Po pierwsze, twierdziła, że hala namiotowa nie była na początku wyposażona w system odśnieżania dachu. Śnieg usuwało się uderzając w dach od środka specjalną tyczką. Dopiero później zainstalowano linkę z listwą do odśnieżania. Do odgarnięcia śniegu były potrzebne dwie osoby, na przemian ciągnące linkę z jednej bądź drugiej strony namiotu. Według pozostałych świadków likna z listwą do odśnieżania zainstalowana była od samego początku działania lodowiska.
Po drugie, zdaniem brygadzistki z Leśnego Parku, całkowite odśnieżenie dachu trwało kilkanaście minut. Inni świadkowie twierdzili, iż od 30 minut do godziny. Jaki był czas faktyczny, można łatwo policzyć. Powierzchnia dachu wynosiła 1250 m?. Po ustaleniu, ile sekund zajmowało przeciętnie oczyszczenie jednego m?, dokonuje się prostej czynności mnożenia.
Po trzecie, Dagmara Myszkowska była jedynym świadkiem utrzymującym, iż system odśnieżania był nieskuteczny. Według niej, listwa się ślizgała po powierzchni i nie usuwała całego śniegu z dachu hali namiotowej. A po czwarte, odpowiadając na pytanie pełnomocnika pozwanego, mec. Witolda Burkera, oświadczyła, że poinformowała dyrektora Andrzeja Kowalskiego o wadliwym systemie odśnieżania. Natomiast świadek Andrzej Kowalski zeznał, iż nikt mu nie zgłaszał, że system odśnieżania jest nieskuteczny.
Wszyscy pracownicy LPKiW zgodnie twierdzili, że z dachu hali namiotowej śnieg był usuwany w trakcie trwających około godziny przerw technicznych, służących czyszczeniu lodu.
Sędziego Wiesława Łukaszewskiego zainteresowało, dlaczego w komisji dokonującej odbioru budowy znalazł się Andrzej Szumański, z zawodu technik ekonomista. – Zna się pan na prawie budowlanym? – zapytał – Nie twierdzę, że znam się na sprawach budowlanych – oświadczył były kierownik Parku Rozrywki . – To dlaczego był pan w komisji? – Bo miałem być – z rozbrajającą szczerością odrzekł świadek. – Na czym polegał odbiór? – dociekał sędzia. – Generalnie tam był rzeczoznawca, chyba z Urzędu Miasta albo skądś wypożyczony, nie pamiętam ? wyjaśnił Andrzej Szumański.
Kwalifikacji do uczestniczenia w komisji dokonującej odbioru budowy hali namiotowej nad lodowiskiem nie miała też inna osoba. Monika Gałęcka ukończyła pedagogikę, od szesnastu lat pracuje w LPKiW, najpierw jako sekretarka, a obecnie w dziale marketingu. Zeznała, że bywała na lodowisku co najmniej trzy razy w tygodniu, bo ?zawsze trzeba było tam coś dowieść?, np. papier do drukarki, bo się kończył.
Ona też została zapytana przez sędziego, jak przebiegał odbiór. – Był z nami inspektor nadzoru. Wiem, że sprawdzał jakieś wymiary – relacjonowała Monika Gałęcka. Mec. Burker zapytał ją, czy wie, kto powołał inspektora Marcina Klimkowskiego do komisji. – Widziałam go tylko na odbiorze. Nie wiem, kto go powołał ? odpowiedziała. To zaskakująca odpowiedź. Od 2013 roku Monika Gałęcka jest członkiem rady nadzorczej LPKiW, która z pewnością zajmowała się sprawą lodowiska na Wyżynach, gdyż prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zawalenia dachu i postawiła zarzut prezesowi Leśnego Parku.
Następna rozprawa odbędzie się we wrześniu.