Piotr Chwiałkowski, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej, stwierdził, że to nie apteki, ani farmaceuci, ale anomalie na polskim rynku sprawiają, że pacjenci muszą nieraz odwiedzić kilka aptek, aby otrzymać przepisany lek. Jego zdaniem, sytuacja może się jeszcze pogorszyć.

Marek Tomków, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej, nakreślił sytuację w obszarze leków dostępnych poza aptekami. Obecnie ogólnodostępne są leki, których działanie jest silne, szkodliwe, a nawet zagrażające życiu. Są to między innymi leki przeciwbólowe. Ich przedawkowanie, co zdarza się jego zdaniem często, grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Odnotowuje się też pojedyncze zgony z powodu nieprawidłowego zażywania leków.

W Polsce jest ponad czternaście tysięcy aptek. Ich liczbę można podać co do sztuki. Jeśli jakiś lek trzeba wycofać z rynku to jest to, przy tej liczbie i dokładności danych, możliwe. Tymczasem miejsc, w których leki są dostępne, jest w Polsce znacznie więcej. Potencjalnie można to robić w około trzystu pięćdziesięciu tysiącach sklepów, stacji benzynowych, kiosków. Faktycznie sprzedaje leki około sto dwadzieścia tysięcy tzw. punktów pozaaptecznych. Liczba ta nie jest dokładnie znana. Nie jest możliwe, zdaniem Marka Tomkowa, poinformowanie wszystkich sprzedawców i skontrolowanie, czy jakiś szkodliwy lek faktycznie wycofali.

Nadzór nad obrotem lekami sprawuje Główny Inspektor Farmaceutyczny. Z danych wynika, że przy aktualnej liczbie kontroli (ponad 6 tysięcy rocznie) co dwa i pół roku w aptece można spodziewać się kontroli. A jest tych aptek właśnie czternaście tysięcy. Natomiast liczba kontroli w sklepach ogólnodostępnych wyniosła w tym czasie zaledwie 290. Dlatego Marek Tomków wyliczył: – Jeżeli inspektorzy farmaceutyczni mieliby sprawdzić wszystkie sklepy ogólnodostępne, to przy ilości 290 kontroli potrzebują na to 1200 lat. Jeżeli przyjmiemy, że tych punktów jest tylko 120 tysięcy, to w ciągu 400 lat zdążą je wszystkie przejrzeć. Jeżeli ktokolwiek chce w tym momencie udowadniać, że rynek jest pod kontrolą, będzie to naprawdę trudne.

Następnie Tomków wyjaśnił, że gdyby inspektorzy mieli respektować obowiązujące prawo o kontrolowaniu przydatności aptek i placówek obrotu pozaaptecznego, to doszłoby do kompletnego paraliżu tej instytucji. Kolejny problem to brak możliwości stosowania skutecznych kar pieniężnych przez inspektorów w stosunku do sklepów, stacji benzynowych, kiosków itd. Stąd wnioskował, że należy przywrócić aptekom monopol na sprzedaż medykamentów. Takie jest też stanowisko Naczelnej Rady Aptekarskiej w tej sprawie. Po wystąpieniu nie nawiązała się żadna dyskusja, dlatego nie można powiedzieć, co sądzą na ten temat pozostali zgromadzeni na sali uczestnicy konferencji.

Następnie członek Prezydium Naczelnej Rady Aptekarskiej, Piotr Bohater, opowiadał o przepisach antykoncentracyjnych w Polsce i w krajach UE. Jego zdaniem, powinniśmy wzorować się na dominujących w Europie tendencjach, aby uniemożliwiać przejmowanie rynku przez duże sieci. Za przykład nieprawidłowości podał Norwegię, gdzie 96,5% rynku posiadają trzej gracze. Inne kraje stosują przepisy ograniczające możliwość posiadania apteki tylko do osób będących aptekarzami. Jednocześnie uniemożliwia im się posiadanie więcej niż czterech punktów sprzedaży leków.

Przy otwieraniu takiego interesu w wielu krajach UE obowiązują też kryteria demograficzne. Nie można dostać pozwolenia na otworzenie apteki, jeżeli odebrałoby to innej aptece potencjalnych klientów tak, że statystycznie liczba ta spadłaby poniżej określonego limitu. Celem jest zapobieżenie nadmiernemu podziałowi rynku, bo to skłania właścicieli do ograniczania asortymentu leków ze względu na zbyt małą sprzedaż.

Za niedobory leków w aptekach obciążono nielegalny eksport i mało skuteczne kary. Zaczyna brakować leków ratujących życie. Mowa też była o negatywnych skutkach ustawy refundacyjnej. Aptekarze ponieśli straty w związku ze zmianami list leków refundowanych. Chcąc zaoszczędzić i odrobić straty, apteki zaczęły redukować asortyment składowany w magazynach. Stąd sytuacje, gdy przepisanych przez lekarza leków w aptece brakuje. Także przepisy krajowe sprawiły, że w Polsce marże apteczne są znacznie niższe niż w Europie. Mimo iż Polacy narzekają na ceny leków, to kosztują one mniej niż w zachodniej Europie. Z tego, między innymi, bierze się wysoka opłacalność wywozu z Polski środków farmaceutycznych.

Podczas konferencji głos zabrał poseł Tomasz Latos, który jest przewodniczącym sejmowej Komisji Zdrowia. Nie przekazał jednak żadnych dobrych wiadomości. Mówił o nieskuteczności pism kierowanych do instytucji państwowych. Także jego własna interwencja w sprawie jednej z bydgoskich firm nie doczekała się rozstrzygnięcia. Wspomniał o opieszałości legislacyjnej, a także o grupie osób, które prezentują w komisji pozytywne skutki liberalizacji rynku. Jego zdaniem, tej drugiej, dobrej strony medalu nie ma. Poseł nie wniósł więc nadziei na szybkie rozwiązanie problemu za sprawą komisji, której przewodniczy. Wspomniał natomiast o kolejnym problemie, to jest o suplementach diety, których opakowania udają leki dostępne na rynku.

Prelegenci wyznaczyli przemówieniami, ich zdaniem, najbardziej właściwy kierunek zmian. Receptą ma być większa kontrola państwa, regulacja rynku, ograniczenie albo zlikwidowanie możliwości sprzedaży leków poza aptekami, podtrzymanie i zaostrzenie zakazu reklamowania aptek i medykamentów.