Olgierd Łukaszewicz zajmująco opowiadał o swoich rolach. Wspomniał kreację młodego Polaka Waldka, goniącego rowerem za niemieckim mercedesem i swoją ukochaną Anką w adaptacji powieści Andrzeja Brychta “Dancing w kwaterze Hitlera”. Z humorem prezentował swoje erotyczne dokonania na ekranie w takich filmach jak “Dzieje grzechu”, “Brzezina”, czy “Perła w koronie”. Żartując z publicznością stwierdził, że zrobił chyba karierę dlatego, że był chudy, często się rozbierał i umierał na ekranie.
Znacznie poważniej odniósł się do swoich zmagań w filmie i w teatrze z postacią kardynała Stefana Wyszyńskiego. Aktualnie aktor gra kardynała w sztuce “Polacy”*, w której poglądy i postawa prymasa konfrontowane są z poglądami i postawą… Witolda Gombrowicza. Starcie radykalnie odmiennych racji. Konserwatywny, patriotyczny kardynał i kontestujący, wolnomyśliciel Gombrowicz.
Aktor żartobliwie, ale też przejmująco opowiadał o swoim spotkaniu ze starością, posiłkując się twórczością Czesława Miłosza i Corneille’a. Szczególnie przejmująco zabrzmiał fragment monologu starca Diego ze sztuki “Cyd” Corneille’a. Olgierd Łukaszewicz urodził się w 1946 roku, więc rzeczywiście stoi na progu podeszłego wieku.
Sporo czasu poświecił Olgierd Łukaszewicz opowieściom o roli generała Emila Fieldorfa – Nila. Aktor zdaje się wyjątkowo przywiązany do tej postaci i reprezentowanych przez niego wartości. Tradycja AK, patriotyzm są także obecne w zrealizowanym w 2000 roku przez Olgierda Łukaszewicza heppeningu “Sybir – ostatnie pożegnanie”. Aktor, nie bez goryczy i złości, mówił, że poprzez radykalny podział sceny politycznej coraz trudniej dziś realizuje się takie projekty. Owej złej atmosferze politycznej przypisał też aktor fakt pominięcia przez media przyznania mu prestiżowej amerykańskiej nagrody za rolę Fieldorfa – Nila. Rzeczywiście media pominęły przyznanie Łukaszewiczowi nagrody dla najlepszego aktora za rolę generała w prestiżowym Tiburon International Film Festival. – Kiedy Daniel Olbrychski otrzymuje nagrodę w Moskwie jest głośno, kiedy ja w Stanach… – zastanawiał się Olgierd Łukaszewicz.
Publiczność nagrodziła aktora gromkimi brawami. Ujął ją bezpośredniością, szczerością i poczuciem humoru. Był z przymrużeniem oka – trochę Albercikiem z “Seksmisji”, trochę żołnierzem z “Lekcji martwego języka”, uwodzicielem z “Dziejów grzechu”; słowem znakomitym, potrafiącym ciekawie o sobie opowiadać aktorem.

(kd)

*Teatr Polski w Warszawie. Reż. Gabriel Gietzky