Czasami trudność sprawia odtworzenie czyjegoś życiorysu, gdyż niewiele jest źródeł. Ale gdy jakaś osoba była i cywilnie waleczna, i skromna przy tym, to spróbować ją upamiętnić w tym cyklu zwykła przyzwoitość mi nakazuje.
Marta Kijewska urodziła się w Krotoszynie w powiecie szubińskim. Według wspominanego w tym cyklu Andrzeja Adamskiego (sierżanta AK, partyzanta z Borów Tucholskich oraz Żołnierza Wyklętego), miała pochodzić z Wielkopolski. Przyszła na świat 25 maja 1898 roku.
Według podań rodzinnych, jej debiut w polskiej konspiracji miał przypaść na rok 1918. Wtedy to w Wielkopolsce powstała odnoga Polskiej Organizacji Wojskowej i 20-letnia Adrianna była jej członkiem.
Za mąż wyszła za Leona Adryańskiego, zapewne przed rokiem 1920. Pan Leon był operatorem kolejowej sieci telefonicznej w Bydgoszczy. Małżeństwo mieszkało przy ulicy Granicznej 23 (numeracja przedwojenna). Pani Marta w Bydgoszczy orędowała za Polską, co miało odbić się tragicznie na jej dalszym życiu.
Otóż podczas jednego ze spotkań Polaków w 1920 roku (raczej na pewno przed przejęciem oficjalnie władzy 20 stycznia) Grenzschutz przeprowadził zamach, wrzucając do sali granaty. (Czy w tych okolicznościach skrzyżowały się jej losy z losami innego bohatera tego cyklu - Alfreda-Ingemara Berndta?) Podczas zamachu pani Marta odniosła obrażenia, które pozbawiły ją możliwości doświadczenia macierzyństwa. W okresie międzywojennym zapewne zajmowała się domem.
W 1941 roku zostaje wdową. Pan Leon umiera na białaczkę.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy Marta Adryańska przystąpiła do konspiracji. Z uwagi na fakt, że jej mieszkanie było jednym z lokali, gdzie spotykali się wyżsi funkcyjni oficerowie Sztabu Okręgu, jak i Inspektoratu Bydgoskiego, należy sądzić, że mogło to nastąpić w roku 1942. W każdym razie na wyraźne polecenie władz Okręgu przyjęła III grupę narodowościową niemiecką, a wydaje się, że później niż w 1942 roku nastąpić to nie mogło.
Lokal na Granicznej posiadał dwa wejścia. Trudno było ustalić, kto wchodzi i wychodzi. Dla potrzeb konspiracji była to kryjówka wymarzona. Pani Marta przyjęła pseudonim ,,Ciocia”. Jej lokal pełnił głównie rolę punktu przerzutowego dla spalonych konspiratorów przerzucanych do zgrupowania partyzanckiego Alojzego Bruskiego działającego w Borach Tucholskich. Drogą zwrotną trafiały na Graniczną pieniądze partyzantów (mieli płacony regularny żołd, z którego dobrowolnie rezygnowali) oraz kartki żywnościowe. Te pieniądze rozdzielała potem ,,Ciocia” pomiędzy potrzebujących, zgodnie ze wskazaniami władz konspiracyjnych.
Na Granicznej przygotowywano również przesyłki z amunicją, dowożone następnie do punktu odbiorczego w Świekatowie. „Ciocia” zajmowała się także pracą kurierską, m.in. na trasie do Gdańska. Zawsze podkreślała, że jest Polką i… nic szczególnego nie robi, po prostu wykonuje swój obowiązek.
Za swoją postawę została na wniosek komendanta Okręgu Pomorskiego Armii Krajowej odznaczona w 1944 roku Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Po wojnie uniknęła aresztowań. Utrzymywała się z renty. Nie starała się o przyjęcie do ZBOWiD-u. W 1976 roku miała wylew krwi do mózgu, którego następstwem był niedowład, a potem zgon. Zmarła 16 czerwca. Pochowana została na Jarach, zapewne na cmentarzu parafialnym Św. Trójcy przy ulicy Lotników.