Układy partyjne zadecydowały o wystawieniu Marka Gralika i Anny Mackiewicz, bo przecież nie ich wieloletni staż w roli radnego miejskiego. Oboje bardzo często się wypowiadają podczas sesji, ale to nudy na pudy, jak mawia wapno. O wyborze tych porywających z siłą wodospadu kandydatów nie mogło zadecydować nic innego niż partyjne układy.
Bezpartyjna jest Małgorzata Stawicka. Charyzmy ma tyle, ile jej zwykle posiadają księgowe. Mniej niż zero. Kandyduje, gdyż ktoś zamożny postanowił wyłożyć pieniądze na jej kampanię. Zdecydowało zaplecze finansowe.
Pojedynkowi Rafał Bruski – Konstanty Dombrowicz, do którego może dojść w drugiej turze, będą towarzyszyły własne ambicje kandydatów. Każdy z nich chce powalić rywala na kolana.
To nie wola realizowania programu decyduje o kandydowaniu na stanowisko prezydenta miasta. Tak wynika z sondy. Natomiast dla Marcina Sypniewskiego program jest na pierwszym miejscu. Nie liczy on na zdobycie w Bydgoszczy dużej liczby głosów. Jednak kandydując, dostaje możliwość pokazania bydgoszczanom całkowicie innej od konkurentów wizji rozwoju miasta. Janusz Korwin-Mikke też startował w kolejnych wyborach, chociaż z sondaży wynikało, że jego ugrupowanie nie osiągnie progu wyborczego. Kandydował, gdyż to stwarzało okazję do przedstawienia w publicznych mediach prawicowego spojrzenia na gospodarkę i politykę.
Uczestnicy sondy odrzucili pomysł o kandydowaniu na urząd prezydenta z racji osiągnięć życiowych bądź usilnych namów. Za prawdopodobny czynnik sprawczy uznali chęć wprowadzenia zmian.
Przemawia przez nich tzw. doświadczenie życiowe, czyli wiedza o tym, co oznacza nowa miotła w ratuszu. Prezydent jest jednym z największych pracodawców w mieście. Wprowadzanie zmian polega na obsadzaniu dobrze płatnych stołków komunalnych. Prawdopodobnie wiele osób przypisuje politykom wyłącznie takie motywy działania. Świadczy o tym dramatycznie niska frekwencja wyborcza w naszym kraju.