W Bydgoszczy są trzy uniwersytety, jedna akademia muzyczna, kilka niepublicznych szkół wyższych z wiodącą Wyższą Szkołą Gospodarki. Uniwersytet Adama Mickiewicza ma tutaj Wydział Teologiczny. W Bydgoszczy jest także Wyższe Seminarium Duchowne. Studiuje tu około 40 tysięcy studentów. Jednak przeliczając liczbę żaków przypadającą na 10 tysięcy mieszkańców Bydgoszcz zajmuje dopiero 17 miejsce w kraju.

W debacie brało udział dwóch przedstawicieli miasta oraz pięciu przedstawicieli uczelni. Moderatorem był dr Sławomir Sadowski z Instytutu Nauk Politycznych. Debatę zorganizowali pracownicy tego właśnie instytutu. Zaproszeni goście przyznali, że Bydgoszcz można nazywać miastem akademickim, ale według wszystkich akademicki charakter miasta nie jest taki, jakiego by sobie życzyli. Urzędnicy miejscy posługiwali się statystykami mierzącymi poziom akademickości w akademickim mieście. Pracownicy uczelni również wskazywali raczej na pozytywne zmiany niż przyczyny niedostatków. Iwona Waszkiewicz, dyrektor wydziału edukacji Urzędu Miasta Bydgoszczy, mówiła o rosnącej liczbie kierunków. Jej zdaniem bliskość Torunia sprawia, że liczba studentów rozkłada się na te dwa ośrodki miejskie stąd, między innymi, wynika niska liczba studentów.

Mówi się o niepraktyczności wiedzy przekazywanej na uczelniach. Okazuje się jednak, że przedsiębiorcy nie są zainteresowani pomocą. Próbowano zbadać, jakie mają oczekiwania i na ponad tysiąc wysłanych zapytań otrzymano kilkadziesiąt odpowiedzi, które ponadto okazały się bezwartościowe.

– Mówiąc o akademickości, mówimy o pewnym wzorcu kulturowym – powiedział moderator dr Sławomir Sadowski próbując zawrócić rozmowę, która zaczęła przypominać raport GUS-u. – Niekoniecznie to jest tylko proste przeniesienie istnienia szkół wyższych. Urząd Miasta jest przede wszystkim zainteresowany dydaktyką natomiast nie dostrzegam większej aktywności, na przykład, jeśli chodzi o granty naukowe.

Do naukowości nawiązał prof. dr hab. inż. Wojciech Kapelański, prorektor ds. organizacji i rozwoju UTP: – Zapotrzebowanie z przemysłu, z gospodarki, wychodzi. Naszą kwintesencją jest to, żeby jak najlepiej służyć regionowi i to, żeby nasze badania znalazły zapotrzebowanie. Natomiast to, czego nam brakuje, to brakuje tej otoczki kulturalnej. Może ze strony miasta możliwa jest większa opieka, żeby te imprezy organizowane w kampusach były dostrzegane, może nawet dofinansowane, jeżeli takie możliwości są. Studenci postrzegają swoje studiowanie przez pryzmat tego, czy mogą realizować swoje zainteresowania także pozanaukowe.

Na temat tego, że w Bydgoszczy dzieje się wiele wydarzeń kulturalnych, wypowiadała się prof. dr hab. Maria Murawska, prorektor ds. organizacji, nauki i współpracy zagranicznej Akademii Muzycznej: – Uwierzcie państwo, że w Bydgoszczy dzieje się bardzo dużo bardzo ciekawych wydarzeń. Nie dalej jak tydzień temu występował u nas Krzysztof Herdzin. (Wybitny multiinstrumentalista pochodzący z Bydgoszczy ? red.). – To jest jeden z wielu przykładów. Pomimo że uczelnia bardzo stara się wypromować te wydarzenia, niekoniecznie w mieście jest o nich wiadomo. Następnie Maria Murawska nawiązała do poziomu kształcenia: – Budowa poziomu kształcenia jest procesem ciągłym. Bydgoszcz cały czas pnie się w tym kierunku. Widzę jak wiele potrzeba było czasu, żeby uczelnia muzyczna okrzepła i została zauważona w Polsce. Zdaniem Marii Murawskiej proces budowania pozycji uczelni trwa całe dekady.

Do potencjału naukowego nawiązał prof. dr hab. Ryszard Oliński, pełnomocnik rektora ds. nauki i współpracy z zagranicą Collegium Medicum w Bydgoszczy. Sprzeciwił się też pojmowaniu CM jako uczelni, która nie jest bydgoska. – W każdej publikacji znajduje się zapis: ?Collegium Medicum in Bydgoszcz Poland?. Ryszard Oliński mówił także o dużej liczbie publikacji i częstych odwołaniach do tych prac, które są wskaźnikiem ich użyteczności. Tak więc poziom naukowy bydgoskiej, nie toruńskiej, uczelni medycznej, jest jego zdaniem wysoki, co sprzyja promocji miasta i podnosi poziom akademickości w akademickim mieście Bydgoszcz.

Andrzej Szczepkowski, kierownik referatu rozwoju Urzędu Miasta Bydgoszczy, powołując się na badania przeprowadzone na 400 maturzystach stwierdził, że dla nich bardziej atrakcyjne są takie miasta jak: Poznań, Gdańsk i Warszawa. Jednocześnie jednak połowa z nich nie wyklucza pozostania w rodzimym mieście.

Przez pierwsze pół godziny dyskusji Bydgoszcz chwalono, a jeśli wskazywano jakieś braki, to bez stawiania diagnozy problemu. Nie formułowano konkretnych pomysłów poprawy obecnej sytuacji. Prodziekan wydziału humanistycznego ds. dydaktycznych, prof. UKW Janusz Golinowski, zaprotestował: – Z wypowiedzi moich szanownych przedmówców miałem wrażenie, że jest dobrze. A jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego tak mało studentów deklaruje się tu kontynuować naukę, tu pracować, tu rodzić dzieci, tu umierać? Możemy się zarzucać szeregiem danych statystycznych, z których nic nie wynika. To, że są wspaniałe osiągnięcia nie przekłada się na sposób widzenia studenta. Problem pracy jest podstawowym wyzwaniem. Możemy mieć Oxford, ale ci ludzie i tak dalej będą uciekać, bo nie ma pracy. Janusz Golinowski wskazał też na wzrastający poziom bezrobocia wśród absolwentów kierunków technicznych na zachodzie. – Obecnie kryzys obejmuje humanistów, ale za 8-10 lat obejmie także kierunki techniczne. Do władz miasta mam podstawowe pytanie. Co zrobić, aby zejść z tego poziomu bezrobocia? Wypowiedź Janusza Golinowskiego była próbą nadania dyskusji konstruktywnego charakteru. Moderator Andrzej Sadownik dodał: – Bydgoszcz miała kiedyś ponad 390 tysięcy mieszkańców. Liczba ta zmniejszyła się o około 30 tysięcy. Skoro ludzie wyjeżdżają, to znaczy, że miasto jest nieatrakcyjne.

Profesor UTP dalej wypowiadał się w optymistycznym tonie: – U nas wskaźnik bezrobocia wśród absolwentów wynosi tylko 2-3%. Taki projekt, który był realizowany w końcu sierpnia ?Dydaktyka a Praktyka? z Kapitału Ludzkiego dał świetne rezultaty. Studenci dostali pieniądze, pracodawcy byli zainteresowani. Póki co tych problemów jeszcze nie widzimy. Jest problem z kierunkami biologicznymi, ale póki co zapotrzebowanie na inżynierów będzie prawdopodobnie przez bardzo długo. A jeśli chodzi o przyciągnięcie studentów, to zwróćmy uwagę na to otoczenie, bo to też o akademickości decyduje. Tak więc bezrobocia inżynierowie nie odczuwają. Jeśli wyjeżdżają to z powodu braku dostatecznej otoczki kulturalno-rozrywkowej. Profesor wspomniał o swoich młodzieńczych czasach. Studiował w Olsztynie i tam ?życie studenckie kwitło?.

– Żebyśmy tak nie rozmawiali tylko w takim akademickim sosie, to głos chciała zabrać pani Sylwia, przedstawicielka samorządu studenckiego – wtrącił moderator.

Studentka mówiła długo, ale nie potrafiła wskazać żadnej konkretnej przyczyny, dlaczego poziom akademickości w akademickim mieście Bydgoszcz jest tak niski. Sama angażuje się w życie studenckie. Dla niej jest to naturalne i nie rozumie bierności swoich kolegów i koleżanek. – Myślę, że powinniśmy dążyć, żeby to środowisko akademickie było środowiskiem wszystkich ośrodków akademickich w Bydgoszczy. Studentka odwołała się do swoich doświadczeń: – Pytanie dlaczego ja, będąc wiele lat studentką, choć zostałam tutaj, nie nazwałabym Bydgoszczy miastem akademickim? To jest kwestia kulturowa. To jest ta mentalność. Kiedy organizujemy event kulturowy, coś co jest bardzo atrakcyjne dla studentów, nie słychać o tym w Bydgoszczy. Ludzie po prostu nie wiedzą. W końcu wtrąciła się inna studenta: – Ja nie widzę problemu, żeby te imprezy znaleźć. Po prostu, jeśli ktoś chce uczestniczyć, to znajdzie tę imprezę. Zwrócono uwagę na fakt, że na terenie UKW znajduje się klub studencki Beanus, a większość studentów nawet nie wie o jego istnieniu.

Dziekan wydziału studiów stosowanych, prof. WSG Marzena Sobczak Michałowska opowiadała o sukcesach swojej uczelni. – Nam się chce – powiedziała w nawiązaniu do wypowiedzi studentek UKW. Mówiła o campusie, który jest czynny 24h na dobę. O akademickiej przestrzeni kulturalnej, która ?żyje własnym życiu? i o pozyskiwaniu środków. Tylko 30% z nich pochodzi z czesnego. Więc trzeba chcieć, z tego wynika. Czy można sprawić by większej liczbie żaków się chciało, tego nie wiadomo.

Profesor uczelni medycznej, z pochodzenia łodzianin, mówił o pięknym położeniu Bydgoszczy, lasach, krajobrazie. Mowa też była o strategii miasta, integracji środowiska, stworzeniu przestrzeni wspólnej dla studentów wszystkich uczelni. Jednak nic konkretnego nie wynikło z dyskusji, która trwała ponad godzinę.

Szklanka jest do połowa pełna i do połowy pusta. Widać zmiany na lepsze, ale powolne. Inne miasta są postrzegane jako bardziej atrakcyjne. Studentów ogarnął marazm. Bydgoszcz jest miastem akademickim, ale o niskiej zawartości akademickości w akademickości.