Najbliższe przedsięwzięcie bydgoskiego teatru nosi tytuł ?Błękitnie? i będzie to sztuka o zarządzaniu, o modnej od dziesięciu lat koncepcji strategii błękitnego oceanu.

Wiem oczywiście, że dobrzy bydgoscy aktorzy, choć to ekipa znacznie przetrzebiona w wyniku wyjazdu do Warszawy kilkorga aktorów wraz z byłym dyrektorem Pawłem Łysakiem, potrafią zagrać rozkład jazdy pociągów, w tym Przewozów Regionalnych czy reklamę prezerwatyw smakowych. Tylko po co? Jaki jest sens robienia sztuki o konceptach współczesnego zarządzania firmą? Konceptach, nawiasem mówiąc, efektownych, ale mających bardziej zalety psychoterapeutyczne dla menedżerów i kadry zarządzającej, niż wnoszące nowe, odkrywcze rozwiązania.

Za ten fragment, który teraz nastąpi, pragnę przeprosić miłośników teatru, którzy sądzą, że teatr to jest Szekspir, Beckett, Ionesco czy Różewicz ? bowiem, powtórzę, w Teatrze Polskim szykują sztukę o zarządzaniu, o czerwonym i błękitnym oceanie.

Czerwony ocean, to, proszę państwa, ocean krwawego, bezwzględnego wolnego rynku. Tu firmy-rekiny pożerają mniejsze rybki, walczą między sobą o każdy ochłap wolnego rynku, oszustwo, podstęp i zwykłe wciskanie wszystkiego klientom tu są na porządku dziennym. Czerwony ocean to zatem kapitalizm darwinowski, czyli rozwój poprzez bezwzględną konkurencję.

Ale, ale, mili państwo, jest też ocean błękitny, kraina innowacji, satori bezkonkurencyjności, błogostan twórczej swobody. I co? Należy oczywiście dążyć do pławienia się w tym błękitnym oceanie. Do czego w gruncie rzeczy sprowadza się koncepcja błękitnego oceanu? No, do tego, że zamiast walczyć o sprzedaż tego co już jest, należy wymyślać rzeczy i dobra, których jeszcze nie ma. Najprościej mówiąc, w czerwonym oceanie pływały niegdyś firmy sprzedające, powiedzmy, szpulowe taśmy magnetofonowe i żarły się że hej, a firmy wprowadzające w tym momencie na rynek taśmy kasetowe pluskały przez mgnienie w oceanie błękitnym, który po wprowadzeniu owych taśm kasetowych stawał się oczywiście niebawem oceanem czerwonym jak diabli lub jak kuper szympansa; z tego zaś oceanu czerwonego z kolei wypłynęli do oceanu błękitnego ci, którzy w ogóle zarzucili taśmy jako nośniki elektromagnetyczne i popędzili, a raczej popłynęli w stronę płyt kompaktowych itd. No, tak toczy się nasz światek, jak rzekłby Wolter. Nihil novi.

Rzecz po prostu w tym, że nowe przedmioty pojawiają się w świecie błękitnego oceanu i nie mają przez chwilę konkurencji, a potem ocean błękitny czerwienieje i firmy-rekiny żrą się o rynek.
[To, że tak jest, wiedział już Karol Marks piszący o majowym buncie robotników w Chicago, w 1886 roku.*]

Koncept strategii oceanu błękitnego polega też na tym, że twórczy menedżer stara się wymyślić nowe, dotąd nie znane ludziom ich własne potrzeby, oczekiwania i chęci. Wiadomo, że ludzie chcą łatwiej, szybciej, wygodniej, ale szczegółowe potrzeby menedżer może rzeczywiście kreować. Sokrates powiadał, że cieszy się, że jest tak wiele rzeczy, których nie potrzebuje; współczesny menedżer powie raczej: – O jak wielu jeszcze rzeczach, drogi mój kliencie, które są tobie niezbędne, jeszcze nie wiesz… I dopowiada: – Ja ci powiem, czego naprawdę jeszcze potrzebujesz!

No, dobrze, tak to się kręci. I napisano o tym już tysiące stron. Dlaczego robi się w bydgoskim teatrze sztukę o czerwonym i błękitnym oceanie? O zarządzaniu? Jest w strategii błękitnego oceanu spory potencjał pedagogiki asertywności i kreatywności, a jak napisałem na wstępie tego artykułu twórcy bydgoskiego teatru uwielbiają nas, swoich widzów – pouczać. Co to za potencjał błękitnego oceanu? Otóż strategia błękitnego oceanu poucza, że zamiast ?bić głową w mur?, spalać się w konkurencyjności wolnego rynku, lepiej jest być twórczym i innowacyjnym. Jak nie dajesz rady, wymyśl coś nowego.

No, trudno, zamiast dramatu będziemy mieli inscenizowany wykład o zarządzaniu. Nie rozstrzygam czy scenicznie ciekawy, ale jednak nie będzie to realizacja tekstu dramaturgicznego.

Patrząc na poczynania Teatru Polskiego w Bydgoszczy nie sposób uniknąć jeszcze jednej refleksji. Twórcy aż palą się do tworzenia teatru politycznego, tylko, że są finansowani przez władze PO, które rządzą Bydgoszczą, więc ich polityczność jest lukrowana i prorządowa.

A tak chciałoby się być prawdziwymi buntownikami, co? No, walnijcie sztukę o Radku Sikorskim, na przykład. Niektóre dialogi już macie. Szczególnie polecam te dowcipasy Sikorskiego, utrwalone na ?taśmach prawdy?, gadki o prostytutkach. Chłopaki i dziewczyny, nie jakiś tam Fanon, Murzyni, oceany błękitne i czerwone, ale polityka i zarządzanie w ?Sowie i Przyjaciołach?. To byłby dopiero teatr polityczny!

———-

*Rzeczywiście w wyniku pośpiechu popełniłem błąd przedłużając życie nieodżałowanemu Karolowi Marksowi, na co zwrócił uwagę jeden z Czytelników w swoim wpisie pod artykułem. Nie usuwam tej informacji, niech świadczy jak bliski jest mi Marks wiecznie żywy.