Z cyklu ślepym trafem
Spacer po ulicy Stromej w Bydgoszczy skończył się dla mnie zniszczeniem mojej białej laski. Pani, przedstawiająca się jako lekarka, rozjechała ją swoją wypasioną bryką. Po wszystkim miała pretensje do mnie, że tak sobie spaceruję po chodniku i mogę uszkodzić jej samochód. Do innych ludzi – że nie powstrzymali mnie, zanim dotknąłem laską jej limuzyny. O zwykłym „przepraszam” nawet nie pomyślała...
Bydgoszcz, przystanek linii 61 na ulicy Stromej. Wysiadam z autobusu i schodzę w dół w stronę marketu budowlanego. Poruszam się, jak każdy niewidomy. Po prostu macham białą laską od lewej do prawej strony, badam teren przed sobą. Zbliżam się do monitorowanego apartamentowca po lewej stronie ulicy Stromej. Chodnik cały czas ma identyczną strukturę, nic nie wskazuje na wjazd do budynku.
A jednak okazuje się, że wkraczam właśnie na wjazd do apartamentowca. Na środku chodnika, tuż przede mną stoi samochód z włączonym silnikiem. Maszyna pracuje bardzo cicho, jest to suv z górnej półki. Dochodzę do niego, dotykam go laską. Kierowca reaguje zupełnie irracjonalnie – gwałtownie rusza, miażdżąc kołem koniec mojej białej laski. Pojazd zatrzymuje się, pani siedząca za kierownicą opuszcza szybę. Niemal krzyczy na mnie, że mogłem porysować lakier na jej cacku. Tłumaczenia nie pomagają, pani jest niezłomna. Ostro ucina wszelkie wątpliwości – oświadcza, że wie lepiej, jest przecież lekarką... Kiedy słyszy o zrobieniu zdjęcia, o policji, gwałtownie rusza przed siebie i znika w podziemnym garażu. Brama przed apartamentowcem zamyka się.
Mojemu spacerowi od przystanku do apartamentowca przyglądał się znajomy specjalista od orientacji przestrzennej. Szedł kawałek za mną. On w trakcie takiego spaceru nie może informować mnie o ewentualnych przeszkodach. To moje zadanie, aby wykryć i ominąć takie przeszkody. Przecież chodzę też samodzielnie po mieście, kolega orientant nie będzie ze mną zawsze. On reaguje tylko wtedy, kiedy to ja popełnię błąd i stworzę sytuację zagrażającą życiu lub zdrowiu. W opisanym powyżej przypadku ja szedłem w sposób podręcznikowy, prawidłowo. Sytuacja zagrożenia stworzyła ta pani, gwałtownie ruszając przed siebie na mój widok. A jednak oberwało się też mojemu koledze. Pani lekarka oczywiście wiedziała lepiej, jak powinien pracować specjalista od orientacji przestrzennej.
Wiele razy opisywałem przeszkody i bariery, które utrudniają życie niewidomym. Pisałem o źle oznaczonych przejściach dla pieszych, o źle umiejscowionych latarniach, słupach, znakach drogowych itp. Pisałem o wszelkich barierach architektonicznych, których jest wiele w naszym kochanym mieście i w każdym innym mieście w Polsce. Omijanie takich barier podczas spaceru to istna szkoła przetrwania!
Historia z chodnika przed apartamentowcem pokazuje jednak dużo groźniejszą barierę – barierę mentalną. Ta pani widziała, jak zbliżam się do jej samochodu. Przyznała to w trakcie naszej rozmowy, czy raczej pyskówki. Nie pomyślała o tym, aby uchylić okno i ostrzec niewidomego o przeszkodzie. Ona była wściekła na to, że ślepak włóczy się gdzieś po chodniku i może zarysować lakier na jej limuzynie!!! Kiedy pokazywałem jej zniszczoną laskę usłyszałem, że sam sobie jestem winien. Koszt takiego sprzętu to około 400 zł. Nawet nie wspomniała o chęci pokrycia strat. Dlaczego jednak miała o tym wspominać, skoro takiej chęci nie było? Zapomniała nawet o zwykłym przepraszam...
Kierując się logiką tej pani lekarki, trzeba zakazać niewidomym spacerów po mieście. Powinni oni siedzieć zamknięci w swoich czterech ścianach. Dlaczego my musimy oglądać, jak łażą po chodnikach i psują nam dobre samopoczucie?
Idąc dalej – trzeba niezwłocznie zakazać wszelkich zmian w ramach programu Dostępność +. Jeżeli nasze ulice czy instytucje będą bardziej przyjazne niewidomym, to może w większej liczbie zaczną oni wyłazić ze swoich więzień czterech ścianach? I będą nam przeszkadzać... Dlaczego ja mam przepraszać niewidomego za swoje głupie zachowanie, skoro i tak wiadomo, że najważniejsza na świecie jestem ja i mój pępek?
Na szczęście, taki ogląd świata ma tylko ta pani lekarka i może kilka innych osób jej podobnych. Na co dzień, chodząc ulicami Bydgoszczy, widzę zupełnie innych, normalnych ludzi. Co chwilę ktoś bezinteresownie oferuje mi swoją pomoc, np. przy przejściu przez ulicę. I tego należy się trzymać! Pani lekarce mogę życzyć jedynie, aby przejrzała na oczy...
Grzegorz Dudziński