Nie udała się reanimacja 4-letniego chłopca, a jego mama i 12-letnia siostra trafiły do szpitala.

Do tragedii doszło we wtorek, 24 października, około południa w jednym z domów w Sulnowie. O godz. 12.26 na alarmowy telefon Straży Pożarnej zadzwoniła kobieta, że 4-letni chłopiec nie daje oznak życia.

Natychmiast na miejsce wyruszył ze Świecia zastęp Straży Pożarnej.  Strażacy podjęli reanimację chłopca, po kilku minutach czynności przejęli ratownicy z pogotowia. Karetka zabrała czterolatka do świeckiego szpitala, ale nie udało się go uratować.

W tym czasie po chłopca do Sulnowa leciał helikopter pogotowia lotniczego. Wylądował na boisku i zabrał do Bydgoszczy 12-letnią dziewczynkę, która źle się czuła. 43-letnią kobietę druga karetka zabrała do szpitala w Świeciu.

- Otrzymaliśmy zgłoszenie z Centrum Powiadamiania Ratunkowego – mówi mł. asp. Marcin Klemański z Komendy Powiatowej PSP w Świeciu. - Wszystkie karetki były zajęte, więc dyspozytor CPR wysłał nas. Na miejscu zastaliśmy chłopca bez czynności oddechowych i krążenia. Podjęliśmy resuscytację, użyliśmy defibrylatora. Po kilku minutach akcję reanimacji przejęli ratownicy pogotowia ratunkowego – dodaje.

Po ewakuacji poszkodowanych strażacy sprawdzili pomieszczenia detektorem gazowym, ale nie wykazał obecności dwutlenku węgla czy dwutlenku siarki.

- Na miejsce przyjechał też specjalista od gazu i zbadał czy w powietrzu nie ma propanu-butanu – wyjaśnia Klemański. - Okazało się, że butla jest szczelna.

Jak na razie nieznana jest przyczyna zatrucia rodziny i zgonu chłopca.

- Prawdopodobnie wyjaśnią to badania krwi zabranych do szpitala i sekcja zwłok chłopca, ale postępowanie prowadzi policja – dodaje Klemański.