Maciej Grześkowiak z Miasta dla Pokoleń stwierdził, że prezydent miasta wykonuje budżet miasta i przywrócenie ulg w żaden sposób nie przewróci budżetu. – Najpierw mówił pan jak ekonomista, potem jak ci, co wnieśli uchwałę – pełen populizm. To jest zawsze kwestia wyboru. Można by było się nawet wycofać z jednego przedsięwzięcia inwestycyjnego, najmniej obecnie ważnego. Poprzedni wszyscy prezydenci szanowali te ulgi. Dlaczego w debacie szuka pan wzorców postępowania w Radomiu, a nie na przykład w Warszawie, gdzie prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz dogadała się ze związkowcami i w stolicy pracownicy tamtejszego MZK będą mieć bilet pracowniczy. Sięgnijmy do tych wzorców – zachęcał prezydenta Grześkowiak i dodał, że dzisiaj na sesji nikt nie wygra, a wszyscy mogą być przegrani. – Miasto dla Pokoleń będzie bronić ulg – zadeklarował.
Jacek Bukowski z SLD pochwalił sprawozdawcę projektu uchwały Piotra Króla z PiS i przypomniał, że sporne ulgi w przejazdach uchwalone zostały w 1998 roku, gdy prezydentem był Roman Jasiakiewicz, a w zarządzie miasta zasiadały Grażyna Ciemniak i Elżbieta Krzyżanowska. Dodał, że tego zarządu on też był członkiem. Przekonywał, że trudno jest dzisiaj oszacować, jakie skutki finansowe wywoła przywrócenie ulg, zwłaszcza że dostępne wyliczenia są “sufitowe”, przetargi na obsługę linii autobusowych nierozstrzygnięte, a zawsze dotąd tak było, że mimo trudności udawało się odpowiednią sumę pieniędzy na komunikację znaleźć. – Sojusz Lewicy Demokratycznej wywiesił baner na swojej siedzibie, że jednoznacznie wspieramy ulgi dla seniorów i honorowych krwiodawców. Niestety, nie znaleźliśmy poparcia dla naszych idei u pana prezydenta Bruskiego i radnych PO – oświadczył Bukowski.
Wszystkich na sesji zaskoczył Rafał Piasecki (PiS). Tłumaczył radnym, jakie znaczenie w życiu człowieka ma krew. Tłumaczył, jak rzadkim jest dobrem i że produkować ją może jedynie człowiek. Następnie po nadmuchaniu 18-litrowej bańki poinformował, że oddanie takiej ilości krwi uprawniało do korzystania za darmo z miejskiej komunikacji honorowych krwiodawców. Ci, żeby taki wynik osiągnąć, musieli oddawać krew co najmniej przez 7 lat. – Krwiodawstwo jest bardzo ważne panie prezydencie. Nie odbierajmy krwiodawcom przywileju bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej – apelował i wręczył prezydentowi nadmuchaną bańkę.
Stefan Pastuszewski (PiS) powiedział, że prezydent do sprawy podchodzi jednostronnie. Kieruje się tylko logiką i matematyką. Tymczasem inna ważna nauka – socjologia każe nam się zastanowić, jakie będą skutki naszych działań, gdy weźmiemy pod uwagę następujące okoliczności: 1. kto korzysta z komunikacji miejskiej – a są to osoby uboższe, mniej sprawne i ludzie młodzi na utrzymaniu rodziców, 2. efekty funkcjonowania komunikacji – pozwala ona zachować przez osoby mniej zamożne większej ruchliwości i przez to nie funkcjonują one na marginesie życia i 3. układ urbanistyczny – ten wymusza korzystanie z komunikacji miejskiej ze względu na rozwlekłość miasta od Osowej Góry do Fordonu. – W podejściu prezydenta brakuje życiowego podejścia. Dogadajmy się z MZK-owcami, z seniorami. To nie jest wielka suma. Inwestycje miejskie są przerośnięte i można je ograniczyć. Dwie trzecie bydgoszczan, na których nałożono kary za jazdę bez ważnego biletu, nie jest w stanie za nią zapłacić – argumentował na rzecz przywrócenia ulg.
Michał Sztybel (PO) zaprotestował przeciw wystąpieniu Rafała Piaseckiego. – Prezydent Rafał Bruski jest honorowym dawcą krwi i niejedną taką bańkę krwi oddał. Wnioskodawcy chcą się licytować na ulgi. Dlaczego nic nie mówimy, że cztery miesiące temu na wniosek prezydenta uchwalono ulgi dla rodzin wielodzietnych? – pytał Sztybel.
Janusz Czwojda (PO) apelował, by uwzględniać realia finansowe. Przypomniał, że w ciągu minionych trzech lat miasto wypracowało dużą nadwyżkę operacyjną, dzięki której Bydgoszcz będzie się szybciej rozwijać.
Marek Gralik (PiS) uznał wystąpienie prezydenta Bruskiego za prowokacyjne. Podważał również zasadność rozpatrywania uchwały, której skutki poznamy dopiero w przyszłości, na zasadzie zero-jedynkowej, na zasadzie: prawda – fałsz. Zarzucił, że prezydentowi brakuje empatii i że funkcja prezydenta to coś więcej niż bycie skarbnikiem czy głównym księgowym.
Michał Krzemkowski (PiS) wystąpienie prezydenta określił jako najbardziej agresywne z dotychczasowych. – Zaplute karły reakcji. Tylko tego zabrakło w pana przemówieniu. Nazwał nas pan populistami, demagogami, a przecież wnioskujemy o ulgi, które już funkcjonowały kilkanaście lat – powiedział.
Maciej Eckardt (niezależny) również zaprotestował, by w tej sprawie posługiwać się rozumowaniem zero-jedynkowym. – To może być groźne dla pana. Proste za lub przeciw przetestuje pan w wyborach, jak wystartuje pana ponownie na prezydenta. Mnie proszę nie wpisywać do Antoniego Macierewicza. Warto natomiast zapytać o pana mocodawców. Ludzie są ubodzy, bo to pana przełożony Donald Tusk tak opodatkował obywateli, że brakuje im pieniędzy. Może pan coś zrobi, aby mieszkańcy mieli ich więcej w kieszeni. To rząd sieje wiatr, burzę zbierają samorządy – pokazywał główną przyczynę dzisiejszego sporu i dodał: – Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera. Przytaczam to powiedzenie, choć nie wiem, czy wszyscy w PO wierzą w piekło.
Włodzisław Giziński (PO) stwierdził, że budżet musi się równoważyć. Zarzucił radnym PiS, że lekko i swobodnie, bez ponoszenia odpowiedzialności wymieniają różne sposoby zaoszczędzenia ponad 4,5 mln złotych. Ale to prezydent będzie musiał budżet łatać. – Sprowadzanie dyskusji do emocji nie jest rozwiązaniem problemu. Czas deputatów węglowych czy mięsnych już się skończył – porównał darmowe korzystanie z komunikacji przez pracowników z MZK do przywilejów z czasów komunistycznych.
Zawiedziony poziomem dyskusji był Tomasz Rega (PiS), który dziwił się, dlaczego prezydent w dyskusji o komunikacji przywołuje “Smoleńsk” i “Macierewicza”.
Prezydent Rafał Bruski odpowiadając na pytania radnych powiedział, że jak uchwała zostanie podjęta to on będzie musiał być tym “złym” i wskazać, gdzie zostaną poczynione oszczędności, by załatać dziurę budżetową, która będzie skutkiem uchwalenia ulg. – Jacek Bukowski podkreślił historyczne zasługi SLD dotyczące ulg dla seniorów. Zarzucił, że zostały radnym przedstawione “sufitowe dane” ekonomiczne dotyczące skutków ich wprowadzenia. Jak on jednak spojrzy w oczy swojemu koledze z SLD, dyrektorowi Zarządu Dróg Miejskich i komunikacji Publicznej, który te dane przygotował? – pytał Rafał Bruski. – Dwa razy wypełniłem taki 18-litrowy baniak. Tyle oddałem honorowo krwi – powiedział i zarzucił radnemu Piaseckiemu wywoływanie przedstawieniem negatywnych emocji. – Jestem wrażliwym człowiekiem. I wiem, że nie przyjdą na sesję najubożsi, którzy są zbyt honorowi lub zrezygnowani, by domagać się ulg dla siebie. Dochody rodzin wielodzietnych są niższe niż emerytów. Dlatego zmieniliśmy w październiku uchwałę – argumentował.
Dopuszczone do dyskusji osoby niebędące radnymi były najbardziej radykalnymi mówcami. Bogdan Dzakanowski z Bydgoskiej Bramy Porozumienia stwierdził, że nie będzie zniżał się do dyskusji z prezydentem, ale opowiada on głupoty i zadłużył miasto w ciągu swych rządów o kolejne 400 mln zł. Andrzej Ardnt z Forum Związków Zawodowych w MZK zauważył, że pracownicy po świętach stracili ulgi, gdy urzędnicy na święta przyznali sobie nagrody. Natomiast Marek Napierała z Solidarności ocenił, że połowę tego co mówił prezydent, to kłamał i że ci, co rządzą, to nic nie robią. – Majdan Platformie zrobimy na Starym Rynku – groził. Zabierający na koniec głos przedstawiciel Polskiego Związku Głuchych ujawnił, że pierwszy raz uczestniczy w takiej gorącej dyskusji. Poinformował, że mieli ogromny żal o to, że nie będą mieć ulg, ale w związku z zapowiedzią prezydenta, że będą one wkrótce przywrócone, podziękował. – Pierwszy raz mogliśmy coś powiedzieć w debacie na temat miejskiej komunikacji – powiedział.