Siatkarze Delecty do meczu przystąpili jako zdecydowany faworyt potyczki. Tymczasem od początku spotkania widać było, że o punkty będzie dzisiaj niezwykle ciężko. Trudno powiedzieć, czy siatkarze Delecty nie przeprowadzili odpowiedniej rozgrzewki, czy wyszli kompletnie nieskoncentrowani. Akademicy z Warszawy niemal przez cały set utrzymywali 2- lub 3-punktową przewagę. Wydawało się, że w końcówce bydgoszczanie zaczęli łapać właściwy sobie rytm, gdy przewaga Politechniki zmalała do jednego punktu. Nic z tego, bydgoszczanie w końcówce dołożyli tylko jeden, a goście cztery punkty i było po secie.

Wydawało się, że w drugim secie Delecta skupi się na grze i wejdzie w mecz. Kto tak myślał, rozczarował się. Dawno nie obserwowaliśmy tak katastrofalnego załamania gry. Zagrywka była plażowa, rozegranie nerwowe, blok nie funkcjonował, a przyjęcie bojaźliwe. Piotr Makowski szybko wykorzystał przysługujące przerwy, ale na niewiele się to zdało. Widok wyniku na tablicy świetlnej stłumił najoptymistyczniejsze nadzieje kibiców: 5:13, 7:17, 10:20! Naszym nic nie wychodziło, a goście rozluźnieni prowadzeniem, grali jak z nut. Delecta zmniejszyła przewagę Politechniki, gdy ta miała już piłkę setową, do ośmiu punktów (17:25).

Po przerwie i odprawie u trenera Makowskiego zawodnicy Delecty w trzecim secie zagrali zupełnie inny mecz. Zdecydowanie i wiara we własne umiejętności szybko przełożyły się na zdecydowaną przewagę punktową. Rozpoczął Antiga (1:0). I zobaczyliśmy inną drużynę, która zaczęła grać z animuszem i fantazją. Pierwszy punkt goście zdobyli przy 3:0 (Szymański). Poprawiło się przyjęcie i rozegranie, a na tablicy tę zmianę pokazał wynik: 10:4. Mecz się odwrócił i teraz goście asystowali w zdobywaniu przez gospodarzy punktów (25:17).

Czwarta odsłona na początku była repliką trzeciego seta. Ledwie się zaczęło i już było 3:0. Potem, gdy Delecta prowadziła 12:4 wszyscy zastanawiali się, czy Politechnikę w tie-breaku stać będzie na zatrzymanie rozpędzonych bydgoszczan. Wiadomo, piłka siatkowa jest też okrągła! Ale w drugiej części czwartego seta znów zaczęły się dziać rzeczy zadziwiające. W kobiecej siatkówce nie jest to rzadkim zjawiskiem, że gra ma zaskakujące zwroty, kiedy to panie potrafią pod rząd zdobyć pięć-sześć punktów, by za chwilę tyle samo stracić. W grze Politechniki do takiego odwrócenia ról przyczynił się Adamajtis. Co prawda, po raz pierwszy na parkiecie pojawił się w trzecim secie, ale jego rola w czwartym stała się pierwszoplanowa. Cała przewaga Delecty topniała w oczach, a do remisu 21:21 doprowadził właśnie Adamajtis. Zatrzymał akademików Konarski, po raz pierwszy doprowadzając do przejścia, a potem wyprowadzając Delectę na 22:21. Ale mecz zrobił się, niestety, loterią i drużyny szły łeb w łeb (24:24). Wtedy Konarski złapany został na blok (24:25) i mieliśmy pierwszą piłkę meczową dla gości. Ten sam Konarski doprowadza jednak do remisu i mieliśmy siatkówkę na poziomie kilka pieter wyższym niż w dwóch pierwszych setach. Już widzieliśmy tie-break, gdy Adamajtis nie potrafił zbić piłki w odkryte pole Delecty i z rozmachem wyrzucił piłkę w aut. Ale po chwili to goście mieli drugi meczbol (25:26) i złapali szczęście za ogon. Po akcji Delecta wyrównała na 26:26, ale goście poprosili o weryfikację wideo i okazało się, że zdobyty punkt Delecty zmienił się w jego utratę na skutek wypatrzenia dotknięcia siatki przez gracza Delecty.

Dzisiejsza przegrana da trenerowi Piotrowi Makowskiemu wiele do myślenia. W każdym razie wielka metamorfoza w grze bydgoskiego zespołu po katastrofalnej drugiej kwarcie świadczy o tym, że ten mecz mógł mieć inne zakończenie. A tak możemy tylko dywagować, co by było, gdyby bydgoszczanie zaczęli bardziej skoncentrowani.

Fotoreportaż z meczu można zobaczyć: TUTAJ

Delecta – AZS Politechnika Warszawska 1:3 (21:25, 17:25, 25:17, 25:27)

Delecta: Masny, Konarski, Wika, Waliński, Wrona, Jurkiewicz, Dębiec (libero) oraz Owczarz, Lipiński, Antiga, Wieczorek

AZS PW: Drzyzga, Szymański, Pawliński, Wierzbowski, Zajder, Nowak, Potera (libero), Olenderek (libero) oraz Siezieniewski, Adamajtis, Dryja

MVP: Krzysztof Wierzbowski