Potrafi ćwiczyć przez 3 albo 4 godziny bez przerwy. Czym jest pasja dla Adriana Karolyi? Co podoba mu się w Bydgoszczy, a co go irytuje? Z niezwykłym bydgoskim sportowcem rozmawiał Arkadiusz Jarzecki.

- Napisałeś, że trening kalisteniki można przeprowadzić w domu. Więc nie potrzeba do tego żadnego sprzętu?

- Większość mojego treningu robię w domu. Tak zaczynałem. Byłem w Anglii, w wynajętym małym różowym pokoju z naprawdę brzydkim łóżkiem, tak zwaną solówką. Nigdy tego nie zapomnę. Tam zacząłem swoje pierwsze treningi. Nie byłem w więzieniu, ale czułem się tam jak w więzieniu. Obok tego łóżka, w ciasnym pokoju, robiłem pierwsze pompki, często myśląc o Polsce.

- Pewnego dnia po prostu postanowiłeś zacząć ćwiczyć? Ot tak?

- Ćwiczyłem już wtedy parkour. Zacząłem robić pompki i inne ćwiczenia, żeby poprawić swoje wyniki w tamtej dziedzinie.

- Czy masz treningi rozpisane na kilka miesięcy do przodu, czy wstajesz rano i myślisz o tym, co dzisiaj zrobić?

- To zależy od moich planów na najbliższy czas. Bo jeżeli wiem, że mam za cztery miesiące nagrywki do kolejnego filmiku, to przez te cztery miesiące bardzo restrykcyjnie podchodzę do swojej diety i swoich treningów. Ale jak mam taki okres jak teraz, kiedy już zrobiłem większość rzeczy, które na ten rok zaplanowałem, to trochę sobie odpuszczam. Wtedy ćwiczę, kiedy mam na to ochotę. Czasami nie ćwiczę tydzień albo dwa. Tak się po prostu w życiu dzieje. A ostatnio ćwiczę z rana, kiedy wstanę. A potem siadam przy komputerze i szukam patronów, sponsorów i tak dalej.

- W tym roku nie masz już żadnych poważnych planów do zrealizowania?

- W grudniu mam sesję zdjęciową dla czasopisma Men?s Health. Do tego będę się przygotowywał od listopada.

- Czy ten sport pochłania wiele czasu?

- Wystarczy że odpuścimy godzinkę telewizora albo godzinkę z facebooka i już mamy godzinkę na trening. Zgadza się? Irytuje mnie podejście ludzi, którzy mówią, że mają rodzinę oraz pracę i nie mają czasu na trening. Mają, tylko nie chcą go znaleźć. Ja pracowałem po 12 godzin jako ?złota rączka?, czasami czternaście. I potrafiłem wrócić do domu, i zrobić te 20-30 minut treningu, a czasami potem zemdleć. Po prostu ? obrałeś jakiś kierunek, a potem tam idziesz. Koniec, kropka. Czas i pieniądze zawsze się znajdą. Wszystko jest kwestią myślenia.

- Kalistenika to całkiem młoda dziedzina sportu. Czy odbywają się w niej jakieś zawody?

- Słyszałem, że takie są, także w Polsce. Ale ja nie bawię się w zawody. Promuję siebie jako Adriana Karolyi. Tak też chcę zaistnieć na rynku sportu. I najczęściej jako takiego mnie kupują. Nie mam żadnych wyników, bo nie jeżdżę na żadne zawody. Albo podoba się ludziom to co robię, albo nie.

- Czyli to jest świadoma decyzja?

- Dużo ludzi, którzy przygotowują się na zawody, jest zawistnych albo zazdrosnych. Wiadomo że nie wszyscy. Ale ta atmosfera już kiedyś doprowadziła do tego, że źle się czułem. To było jeszcze wtedy, kiedy trenowałem parkour. Dlatego stwierdziłem, że nie będę w kalistenice jeździł na zawody. Pokazy, owszem. Albo jeśli ktoś chce się ze mną zmierzyć, to zapraszam serdecznie.

- Wróciłeś niedawno do Polski. I nie dlatego, że cię wygonili. Sam podjąłeś taką decyzję, prawda?

- Tak, sam rzuciłem pracę. Mimo że miałem bardzo dobrego szefa. Nie była to może praca marzeń, bo pracowałem jako ?złota rączka?. Ale zawsze odnajdywałem się w każdej pracy. Zawsze chciałem się uczyć. Jeśli ktoś zaprosi mnie na balet, to pójdę na balet.

- Wiele osób chce wyjechać z Bydgoszczy, a nawet z kraju. A ty tu wróciłeś. Dlaczego?

- Zarabiałem dobrze, ale nie mogłem nic odłożyć, bo wszystkie pieniądze wydawałem na podróże do Polski. Wracałem tu, żeby zobaczyć się z rodziną albo dziewczyną. Moim celem zawsze było godnie reprezentować Polskę. Podkreślałem, że jestem z Bydgoszczy. Dlatego mój filmik o parkourze, mimo że był nagrywany w Wolverhampton z ludźmi z Wolverhampton, to został nazwany ?Wolverhampton x Bydgoszcz?.

- Jesteś dumny z tego, że jesteś z Bygoszczy?

- Oczywiście, jasne że tak. To jest dla mnie baza całego mojego sukcesu. Ta moja duma, że jestem bydgoszczaninem. Kimś, kto się wychował w Fordonie. Nie chcę się ruszać za daleko stąd. Pojawiały się oferty, żebym zamieszkał w Warszawie, ale jakoś mnie to nie kręci. Urodziłem się tutaj i wychowałem. Do dziś przechodzę obok miejsc, w których zaczynałem trenować 10 lat temu. Chcę czasami na nie spojrzeć i ich dotknąć.

- Więc trzyma cię tutaj sentymentalizm?

- Dlatego tutaj wróciłem. Mimo dobrych pieniędzy za granicą. Jestem bardzo związany z Bydgoszczą. Bywało tutaj bardzo przykro i bywało tutaj pięknie. Jestem tutaj dla ludzi i dla miejsc, do których się przywiązałem. Wszystko co robię, robię z myślą o Bydgoszczy i dla bydgoszczan.

- Dzisiaj jest bardzo modne bycie obywatelem świata. Ty nie jesteś?

- Nie jestem obywatelem świata. Jestem obywatelem Bydgoszczy. Koniec, kropka.

- Rodowici mieszkańcy tego miasta mówią na nie, nie tak rzadko, ?Brzydgoszcz?. Krąży też wiele innych negatywnych opinii o Bydgoszczy. Co o tym myślisz?

- Ludzie widzą problemy, a nie myślą jak je rozwiązać. Bydgoszcz jest pięknym miastem. Bardzo irytuje mnie to, co niektórzy mówią na temat Bydgoszczy. Jeżeli im się tu nie podoba, to niech się stąd wynoszą. Po prostu.

- To nie jest tak, że ty nie masz skali porównawczej. Zwiedziłeś spory kawałek Europy. Możesz o tym opowiedzieć?

- Byłem na Węgrzech. Sam jestem pół-Węgrem. Parkour trenowałem w Warszawie, Poznaniu, Toruniu i wielu innych miejscach w Polsce. Byłem też w Anglii, Belgii, Holandii i Francji. Trenowałem tam. Mam jakieś porównanie. I nie można mówić, że Bydgoszcz jest brzydka.

- Czy kalistenika to twoja pasja? Czy to dobre określenie?

- To moja pasja. To styl życia. To jestem ja.

- Czy pasja to przywilej czy kłopot? Niewiele osób posiada prawdziwą pasję.

- Jeżeli chcesz mieć kierunek w życiu, to musisz mieć pasję. Jeżeli nie chcesz, to oglądaj telewizor, graj na komputerze. Oczywiście i ja gram, ale pasja jest wyznacznikiem tego, gdzie chcę w życiu dojść. Jeżeli nie masz pasji, to nie żyjesz.

- Ale jest to też wyrzeczenie.

- Wszystko kosztuje. Jeżeli ktoś twierdzi, że go nie stać na uprawianie jakiegoś sportu, to niech sobie podliczy paczki szlug czy browarów, które wypił do tej pory. I założę się, że go będzie stać, żeby jeździć bolidami Formuły 1. To działa na zasadzie szukania wymówek, a nie rozwiązań. Ja myślę, że pasję powinien mieć każdy, ale nie każdy jest na tyle odważny.

- A dlaczego wiążesz to z odwagą?

- Pasja wymaga. Z pasją nie zawsze jest łatwo. Pasja przynosi mnóstwo bólu, a także zobowiązań. Musisz czasami zrezygnować z przyjemności na rzecz na przykład treningu. To jest pewien rodzaj odwagi.

- No właśnie. Bo pasja to nie jest coś przyjemnego. Ona raczej wymaga rezygnacji z wielu przyjemności.

- Jak się wymiotuje albo mdleje, to nie jest przyjemne. A tak kończą się czasami treningi. Według mnie nie ma przyjemnej pasji.

- To jest chyba tak, że poświęcasz coś małego, drobne przyjemności, dla czegoś większego.

- Dokładnie tak. To jest bardzo ważne, żeby człowiek nie czuł się taki standardowy. Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo nie sztuką jest iść codziennie do pracy, a potem siąść przed telewizorem i oglądać telewizję. Sztuką jest znaleźć po tej pracy jakieś zajęcie, kreatywne, które będzie cię rozwijało.

- Jeśli pasja tyle kosztuje, to może to się wcale nie opłaca? Po co ci to wszystko?

- Przyjemne są efekty, jeśli idziesz w kierunku, który obrałeś z pasją. Tak naprawdę moim wynagrodzeniem jest docenienie tego co robię przez, na przykład, sesję zdjęciową. Potem ja te zdjęcia publikuję i ludzie je doceniają. Piszą mi, że ich zainspirowałem, pomogłem im, zmieniłem ich życie. Ale to kosztuje pół roku, rok, a właściwie 10 lat moich cierpień. Pasja jest cierpieniem, ale efekty przynoszą dumę i spełnienie.

Na portalu facebook.pl Adrian Karolyi prowadzi profil, na którym podpowiada jak ćwiczyć kalistenikę. Link znajduje się TUTAJ