Kolejny wtorkowy wieczór w ElJazzie, to także następna odsłona reaktywowanego przed ponad 2 miesiącami Big Beat Jazz Clubu w Bydgoszczy. Mam nadzieję, że nie ostatnia, chociaż chyba sam Pan Bóg ma poważny problem ze zgłębieniem dusz artystów. Dlatego tak ich kochamy, uwielbiamy, opisujemy każdy ich ruch, ale to przecież wcale nie oznacza, że nadążamy za nimi, że potrafimy ich zrozumieć…
Oczekiwanie na święto
Salka koncertowa 28 kwietnia 2015 roku zapełniała się szybko. Znikały wolne stoliki i krzesła, donoszono z sąsiedniego pomieszczenia, spóźnialskim pozostało podeprzeć ściany. Ponad 50 osób wytwarzało ten przyjemny, potęgujący się gwar.
Grupa Muzycznych Przyjaciół już zainstalowana na estradzie.
Zanim ponaglany zapowiem nasze kolejne, czwarte muzyczne święto, ktoś słusznie zauważa brak perkusisty. Jeśli ten perkusista, to jeszcze gospodarz klubu, tak kochający muzykę i publiczność jak Józef Eliasz, to jak można nie czekać. Wbiega, jest punktualnie 19.00, a więc ruszamy!
Starając się korzystać z cenionej formuły Mini Max, zapowiadam minimum słów i maximum muzyki. Grupa rozpoczyna coś bardzo delikatnie, tak aby zdążyć zapowiedzieć bardzo lubianą i jakże u nas cenioną wokalistkę Marię Treder. Pierwsze dźwięki “Blue Velvet” to nie tylko zapowiedź wspaniałego wieczoru, ale oznaka, że magia żywej muzyki znowu rozpoczęła działać. Następny “Caramel” i kończący ten fragment koncertu superstandard “I`m Going Down To The River”, wydawało się więc, że Maria zabiera nas w dłuższą podróż, do czego nas sama wielokrotnie przyzwyczaiła.
Schodząc jednak z estrady anonsuję: “A za chwilę ten, na którego dzisiaj wszyscy czekamy: Krzysiu Czabański!”
Rekonesans, Turbo, Otis Redding
Krzysztof Czabański, wokalista, człowiek z naszego bydgoskiego środowiska muzycznego. Startował wraz ze Zbyszkiem Kaute w grupie Rekonesans w jej bardzo początkowej fazie. To był rok 1969, gdzieś w “Famorze” na ulicy Kaszubskiej. Kiedy grupa odnosiła największe sukcesy w roku 1971 (legendarne koncerty na ulicy Warmińskiego w “Energetyku”), Krzysztof już z nimi nie występował. On ukochał soul, muzykę duszy i do niej uciekał. Rocka cenił, ale nie widział się w nim tak do końca.
Niewiele brakowało, aby to Krzysztof został solistą poznańskiej grupy Turbo. Był rok 1980, budziła się wolność w Polsce, a wraz z nią również muzyka rockowa. Krzysztof Czabański w składzie grupy Turbo nie zagościł długo, znowu go gnało do swojego przeznaczenia. Kultowe “Dorosłe dzieci” zaśpiewał już Grzegorz Kupczyk.
Dla kogóż to po raz kolejny zrezygnował, będąc wiernym sobie aż do bólu? Ten tajemniczy, genialny ktoś to Otis Redding, następca Sama Cooke’a, charyzmatyczny król muzyki soul Otis Redding, którego Krzysztof adoruje muzycznie od połowy lat 60. Redding zginął w katastrofie lotniczej 10 grudnia 1967 roku, ale jego muzyka żyje z nami do dzisiaj. Od pewnego czasu już wiem, jak dużą rolę w jej popularyzacji, tutaj dookoła nas, odgrywa Krzysiek Czabański.
Siedząc nad brzegiem zatoki
Kiedy Grupa Muzycznych Przyjaciół zagrała wstęp do “Sitting On The Dock Of The Bay” sala zareagowała entuzjastycznymi oklaskami. Krzysztof równie charyzmatyczny, jak jego idol, swoim charakterystycznym lekko wibrującym głosem przeniósł nas narracyjnie z Georgii na głębokim Południu, tam gdzie to przemijało z wiatrem aż hen daleko na Zachód, abyśmy wraz z nim i Otisem, zasiedli nad zatoką San Francisco. Grupa muzyczna doskonale współpracowała z nim w interpretacji tego arcydziełka muzyki soul, jednego z największych szlagierów wszech czasów.
Następne utwory i kolejne wzruszenia. “Songbird” autorstwa Christine McVie to kompozycja z albumu “Rumours” grupy Fleetwood Mac, ale my już wiemy, że to Eva Cassidy swoją niebiańską interpretacją zauroczyła Krzysztofa, powodując jego wybór.
“Wonderful Tonight” to wzruszająca ballada Erica Claptona z albumu “Slowhand” i równie piękna była jej adresatka Pattie Boyd, kiedyś żona beatlesa Harrisona i miłosne marzenie Erica… Piosenka “Morning Has Broken”, którą rozsławił Cat Stevens, zrobiła na publiczności chyba największe wrażenie! Niepokojące głosy Cata Stevensa i Krzysztofa spotykają się przecież i płyną w naszej wyobraźni jakby oba wyszły z tego samego artystycznego gardła.
Słyszałem ten szmer podziwu na sali. Kilku ludzi prosiło o zapisanie tytułu utworu na podręcznych kartkach.
Niesamowite jak można coś odrodzić na nowo, swoim talentem, kulturą muzyczną, wrażliwością.
Warto było być tego wieczoru w ElJazzie, aby doznać tych wzruszeń.
Następna piosenka ponownie z repertuaru przedwcześnie zmarłej Evy Cassidy, choć warto wiedzieć, że wcześniej “I Know You By My Heart” śpiewała boska Betty Middler.
Krzysztof Czabański niesiony zachwytem publiczności sięga po jeden z symboli i po chwili słyszymy “Imagine” Johna Lennona śpiewane chórem z zebranymi na koncercie.
Wielkie wzruszenie na koniec pierwszej części recitalu.
Kto był na filmie “Chcemy się bawić”?
Od tego pytania Krzysztof rozpoczął drugą część swojego występu. Kilka rąk w górze, łącznie z piszącym te słowa, bo film “The Young Ones” (wyświetlany w naszym kraju jako “Chcemy się bawić”) to jeden z podstawowych filmów muzycznych lat 60. dostępnych dla nas. Premierę miał 19 grudnia 1961 roku. W Polsce dostępny od 1963 roku.
Krzysztof piosenkę z tego filmu “Lesson In Love” ma od dłuższego czasu w swoim repertuarze. Piosenka pozornie nie dla niego, mnie przekonywał dość długo do niej. W ubiegły wtorek zrozumiałem, że warto było się przełamać! Ciekawe, charakterystyczne, niebanalne wykonanie. Zupełnie inaczej śpiewał to kiedyś Cliff z Shadowsami, ale ta bieżąca wersja co najmniej intryguje.
Następna propozycja w drugiej części to kompozycja spółki Jagger – Richards “As Tears Go By” znana nie tylko z autorskiego wykonania, ale przede wszystkim z repertuaru Marianne Faithfull, uroczej przyjaciółki zespołu The Rolling Stones.
Krzysztof wykrzykuje do mnie z estrady: “Który to rok?”. Egzamin zdałem, tak oczywiście 1965, wielki rok, wielkich Stonesów!
Popis ekspresji i tej pewności estradowej mieliśmy w kolejnym utworze Krzysztofa Czabańskiego. Tym razem chodziło o “One Night” z dorobku króla Elvisa z roku 1958.
- ..a kto na filmie “Help?”*
Świetnie bawiliśmy się przy następnym utworze, tym razem pochodzącym z Beatlesowskiego filmu “Help” (wkrótce 50. rocznica jego premiery!) “You`ve Got To Hide Your Love Away” z okrzykiem “hey” nadaje się do wspólnej zabawy jak mało która piosenka!
Jeszcze piękny soulowy kawałek innego giganta Sama Cooke`a, czyli “Bring It On Home To Me”, w Polsce rozpropagowany przez The Animals i kolejny pretekst do zabawy wokalnej z publicznością kierowanej przez Krzysztofa.
These Arms Of Mine
Nadszedł kulminacyjny moment wieczoru. Krzysztof zapowiada “These Arms Of Mine” z muzycznego katalogu – tego, któremu podporządkował swoją artystyczną drogę, Otisowi Reddingowi. Kompozycja ta pochodzi z debiutanckiego albumu z 1964 roku “Pain Of My Heart”. Właśnie interpretacją tej pieśni Krzysztof Czabański zachwycił publiczność i jurorów telewizyjnego programu X-Factor i dlatego możemy do niej wracać, odszukując to w sieci, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota.
Krzysztof zabisował również dla nas 28 kwietnia 2015 roku w ElJazzie podczas 4. wieczoru Big Beat Jazz Clubu.
Entuzjastycznie żegnany już wie, że ze swoimi fascynacjami, charyzmą i wrażliwością zagościł w naszej wyobraźni na długo…
Urodziny Jana
Następnym, podniosłym punktem programu były uroczyście obchodzone 70. urodziny lubianego, cenionego, obecnego z nami od zawsze Jana (Jasia) Rubczaka, wokalisty, artysty estradowego w pełnym tego słowa znaczenia. Janek zachwycił nas chęcią podzielenia się z nami swoim świętem. Maria Nadolna jak zwykle zadbała o całą resztę w sposób perfekcyjny.
Był wspaniały tort, publiczność i przyjaciele z czasów gdańskich, studenckich, jak i ci ze słynnej bydgoskiej Spółki z Zaułka jak Walerian Krenz, Eryk Klein, Piotr Pociot oraz Zbigniew Korsak. Nie zawiedli przyjaciele z TB Projekt w Świeciu nad Wisłą.
Na estradzie przygrywał Jurek Orłowski (Castiliano) gitarzysta flamenco i przyjaciel z czasów gdańsko-kabaretowych.
Licznie zgromadzona publiczność odśpiewała Jubilatowi 100 lat, co jak sam stwierdził młodnieje i do setki pozostaje mu coraz mniej, aktualnie 30 lat!!!
ElJazz przepełniony, tętniący życiem, radosny…
Niedosyt, niespełnienie?
Jeśli tak cudownie, to skąd poczucie niedosytu, niespełnienia, o którym dowiedziałem się od dwóch uczestników niemal pod koniec imprezy? Być może pewne części tej przebogatej oferty zafunkcjonowały obok siebie dość spontanicznie.
Uprzedzenie o niektórych zamiarach artystycznych tego wieczoru zostały przekazane albo mało precyzyjnie, albo ktoś zapomniał o nich powiadomić w ogóle?
Jeśli jednak publiczność odebrała wieczór entuzjastycznie, główny bohater spektaklu Krzysztof Czabański zafundował nam niezapomniane wzruszenia, jeżeli Maria Treder ponownie nas zachwyciła swoim talentem, a jubilat Jasiu Rubczak z taką przyjemnością przyjął hołd przyjaciół, to oznacza sukces. Lepszy chyba niezamierzony niedosyt niźli zamierzony przesyt…
Nadzieja?
Wielobarwny, wielowątkowy spektakl zakończyła Grupa Muzycznych Przyjaciół bardzo energetycznymi wykonaniami takich standardów jak “Masquerade”, “Manha de Carnaval”, “Sleep Save and Warm” (Rosemary`s Baby Lullaby) oraz “Summertime”. Nastrój, energia, emocje wspaniałe sola gitarowe, perkusyjne, popisy trębacza i gitarzysty basowego to nasi doceniani, uwielbiani Józef Eliasz, Andrzej Tasarek, Henryk Kujawa i Leszek Mulorz…
Już wychodząc pożegnałem się z Jubilatem i widziałem jak świetnie bawili się przy gitarze jego przyjaciele, z tymi ze Spółki z Zaułka na czele. Odnosiłem wrażenie, jakbym nagle znalazł się w słynnych artystycznych piwnicach Krakowa, Gdańska, Warszawy… To dobrze, że to jednak działo się w naszej Bydgoszczy.
Zbigniew Michalski