Transakcja zamiany młynów Rothera na działki budowlane przypomniała mi sytuację, jaką opisałam w tekście pt. ?Kto wziął w łapę?, opublikowanym w ?IKP? w 2002 roku. Dotyczył on sprzedaży Niemcom udziałów w KPEC-u. Spółka MVV ESCO Polska zrobiła wówczas interes stulecia. Za 56 mln zł nabyła 55 proc. udziałów bydgoskiej firmy ciepłowniczej.

Dlaczego interes stulecia? Bo to było karczemnie tanio. Tyle samo pieniędzy MVV ESCO Polska wydała w Szczecinie. Ale ta kwota starczyła jedynie na nabycie 25 proc. udziałów szczecińskiego PEC-u. W Bydgoszczy powinno być podobnie, ale było znacznie taniej, więc starczyło aż na 55 proc. udziałów. Na dodatek, należność za nie nie wpłynęła do kasy KPEC-u. Niemcy wpłacili ją na subkonto i nie pozwalali z niego wypłacać pieniędzy, a co roku pobierali dywidendę. Do 2006 roku zyskali z tego tytułu 26 mln zł.

Na całym świecie sprzedający chce uzyskać jak najwyższą cenę, a kupujący marzy o nabyciu czegoś jak najtaniej. W Bydgoszczy zaczyna obowiązywać odwrotna zasada. W 2001 roku można było część majątku komunalnego sprzedać za połowę wartości, a dzisiaj miasto zamierza dokonać zakupu znacznie przepłacając. Wtedy beneficjentem była spółka niemiecka, obecnie beneficjentem zostanie spółka duńska, zarejestrowana w Warszawie wyłącznie po to, żeby robić interesy w Bydgoszczy. Bo tu jest sprzyjający klimat dla robienia korzystnych interesów. Szkoda, że nie dla miasta.

Najbardziej przygnębia towarzysząca temu hołubieniu przez władze Bydgoszczy niektórych inwestorów propaganda sukcesu. Ówczesny prezydent, Roman Jasiakiewicz, przedstawiał sprzedaż udziałów KPEC-u jako ogromne osiągnięcie. Twierdził, że mimo iż Niemcy stali się większościowym udziałowcem, miasto posiada pełną kontrolę nad KPEC-em dzięki uprzywilejowaniu udziałów miejskich. Kłamał jak z nut. Miasto nie było w stanie przeforsować żadnej swojej koncepcji. Spółka MVV posiadała wprawdzie 55 proc. udziałów, a tylko 40 proc. głosów. Jednak umowa stanowiła, że ważne decyzje mogą zapadać jedynie większością 2/3 głosów. Ówczesny prezydent doskonale o tym wiedział, bo pod umową wspólników znajduje się podpis adw. Romana Jasiakiewicza.

Jako żywo przypomina to dzisiejszą sytuację. Przedstawia się jako sukces, że miasto kupi młyny Rothera za cenę niższą niż ta, jaką ustalili rzeczoznawcy. Ileż trzeba było wysiłku, talentów negocjacyjnych, żeby przekonać Nordic Development do kwoty dwukrotnie wyższej, od tej którą wyłożyli na zakup młynów! Ogromny sukces! Sukces czy bajeczka dla naiwnych? Kupując młyny Rothera, duńska firma zamroziła kilkanaście milionów złotych, a teraz je z ogromną nadwyżką odzyska. Oczywiście, jeśli tak zadecydują radni.

Czy naprawdę będzie sukcesem zakupienie historycznych młynów w zamian za najbardziej atrakcyjne tereny inwestycyjne w Bydgoszczy? W 2001 roku musieliśmy sprzedać udziały KPEC-u, gdyż podobno firmie tej groził krach finansowy. Tymczasem faktycznie zaczynała ona już przynosić zyski. Młyny musi miasto przejąć, bo wtedy podobno zostaną z funduszy zewnętrznych wyremontowane. To dziwne. Remontuje się przecież pod profil użytkowania. Tymczasem nie wiemy, komu i czemu młyny Rothera mają służyć. Natomiast wiemy, że żadna publiczna instytucja nie udźwignie kosztów utrzymania takiego ogromnego obiektu.

Wyspą Młyńską zachwycają się wszyscy odwiedzający nasze miasto i nikomu nie przeszkadza, że stoją tam historyczne młyny. Tylko Nordic Development zgrzyta zębami, bo wydaje pieniądze na ochronę obiektu, a nic z tego nie ma. Ale ten stan dzięki Rafałowi Bruskiemu i radnym może się wkrótce zmienić.

Teraz przewodniczący Rady Miasta ma okazję się wykazać. Ostatnio Roman Jasiakiewicz skrytykował strategię rozwoju województwa uchwaloną przez Sejmik Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Niech nie szuka obiektów do krytyki za miedzą. Nawet nie musi organizować konferencji prasowej. Starczy, że zejdzie w ratuszu piętro niżej do gabinetu Bruskiego i powie: Rafał, nie zachowuj się jak prokurent spółki Nordic Development! Zachowuj się jak prezydent Bydgoszczy!