Do końca zeszłego roku było tak, że właściciel działki, który chciał usunąć drzewo ze swojej posesji, musiał uzyskać zgodę urzędu gminy lub miasta. Jeżeli wyciął drzewo bez takiego zezwolenia, czekała go wysoka kara finansowa. To się zmieniło od 1 stycznia, kiedy weszła w życie tzw. ustawa Szyszki.

Od tego czasu jesteśmy każdego dnia bombardowani przerażającymi informacjami. Wynika z nich, że w całym kraju odbywa się zmasowana wycinka drzew. Kilka stacji telewizyjnych, gazet i portali internetowych wyspecjalizowało się wręcz w nagłaśnianiu tej ?zbrodniczej działalności?.

Jak sytuacja przedstawia się w Bydgoszczy? ?Express Bydgoski? doniósł: ?Obecnie trwa karczowanie krzewów i usuwanie drzew z terenów położonych na Kapuściskach, w pobliżu V Liceum Ogólnokształcącego. – Planuje się usunięcie 55 drzew (dotyczy okazów, których wiek przekroczył 10 lat) oraz około 445 metrów kwadratowych krzewów – tłumaczy Marta Stachowiak, doradca prezydenta Bydgoszczy. – W zamian zrealizowane zostaną nasadzenia rekompensujące wycinkę drzew i krzewów.?

Ta wycinka miałaby tak czy owak miejsce. Nie ma ona nic wspólnego z ustawą Szyszki. Po prostu, trzeba przygotować teren pod budowę basenu na Kapuściskach.

?Gazeta Pomorska? przedstawiła natomiast obraz o dużym stopniu ogólności: ?Ekolodzy, miłośnicy przyrody i zwykli mieszkańcy protestują. Z miast znikają cenne okazy drzew w świetle wprowadzonego prawa. Łysieją alejki na osiedlach.? Ale w publikacji tej pojawił się także konkretny przykład? ?Ofiarą tejże zmiany w ustawie o ochronie środowiska padły m.in. drzewa na Wyspie Młyńskiej w centrum Bydgoszczy.?

Tym samym przykładem posłużyła się ?wyborcza.pl? w tekście pt. ?Serce boli. Znikają drzewa z Wyspy Młyńskiej?, w którym poinformowała: ?Właściciele prywatnych posesji chętnie korzystają z prawa zezwalającego na wycinkę drzew?. Zdaniem ?wyborczej.pl?, groza sytuacji polega na tym, że w związku z ustawą Szyszki ?ratusz ma związane ręce?.

Jak się jednak okazało, ratusz całkiem ubezwłasnowolniony nie jest. Sprawca wycinki złamał prawo. Po pierwsze, usunął kasztanowca ze swojej działki i za jednym zamachem wyciął dwa kasztanowce z działki sąsiedniej, która jest własnością miasta. Po drugie, ten teren leży w strefie ścisłej ochrony konserwatorskiej, czyli niezgodne z prawem było usuniecie wszystkich trzech drzew. Nawet na wycięcie kasztanowca ze swojej działki jej właściciel musiał mieć zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków. Po trzecie wreszcie, podczas wycinki doszło do zniszczenia bariery ochronnej nabrzeża.

- W chwili obecnej trwa postępowanie wyjaśniające. Do właściciela nieruchomości, przy której dokonano wycinki drzew zwróciliśmy się o wyjaśnienia. Po ich otrzymaniu podejmiemy dalsze kroki (w tym skierowanie sprawy na policję) w porozumieniu i przy udziale przedstawiciela wojewódzkiego konserwatora zabytków ? informuje Marta Stachowiak.

Urzędnicy ratuszowi twierdzą, że usunięte drzewa były zdrowe, z ich ustaleń wynika także, iż nie było zgody konserwatora na ich wycinkę. Mieliśmy więc do czynienia z samowolą i niszczeniem cudzego mienia.

Zapytaliśmy, czy za sprawą ustawy Szyszki odbywa się obecnie więcej wycinek w mieście. – Ilość drzew, które miasto usuwa, pozostaje podobna, ponieważ usuwane są przeważnie drzewa chore i zagrażające bezpieczeństwu lub kolidujące z realizacją inwestycji ? ustaliła rzeczniczka prezydenta.

Urzędnicy miejscy sprawiają wrażenie zadowolonych z ustawy Szyszki. Wcześniej prezydent musiał za każdym razem występować do marszałka województwa o wydanie zezwolenia na usunięcie drzew i krzewów z terenów będących w jego władaniu. Teraz nie musi prosić o zgodę, jeżeli drzewa nie są za bardzo wyrośnięte (ustawa określa dopuszczalny obwód pnia na wysokości 1,3 m ? dla kilku gatunków do 100 cm, dla pozostałych do 50 cm).

- _W większej ilości przypadków nie jest wymagane oczekiwanie na decyzję (czasem kilka miesięcy), co w przypadkach drzew zagrażających bezpieczeństwu ułatwia ich wycinkę i pozwala szybko usunąć zagrożenie_- przedstawia zalety ustawy, która weszła w życie 1 stycznia br., Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta Bydgoszczy.

Tak na marginesie, mieszkańcy Bielawek do dzisiaj wspominają grozę, którą przeżyli kilka lat temu. Został wtedy wydany przez Zarząd Dróg wyrok śmierci na osiemdziesiąt dorodnych kasztanowców przy ul. Chodkiewicza. Po wycięciu pierwszego drzewa mieszkańcy postanowili bronić reszty drzewostanu. Złożyli zawiadomienie do prokuratury, powiadomili media o zagrożeniu. Z obrońcami drzew spotkał się wtedy Łukasz Niedźwiecki, zastępca prezydenta Rafała Bruskiego. Nie udało mu się przekonać mieszkańców do odstąpienia od protestu. Dzięki determinacji grupy bydgoszczan stuletnie kasztanowca nie poszły pod topór i nadal są ozdobą ul. Chodkiewicza.