Szkoła Nauki Jazdy Marcin Kopaczewski nosi obecnie nazwę Szkoła Jazdy Kopaczewski. Jej właściciel został wykreślony z rejestru przedsiębiorców prowadzących ośrodek szkolenia kierowców. Trudno pojąć, dlaczego nie został wykreślony z listy instruktorów.
- Zauważyłem, że kursanci są niedouczeni i powiedziałem o tym właścicielowi szkoły. Ofuknął mnie. Najważniejsze jest, żeby kursantom było przyjemnie, bo wtedy będą szkołę polecać znajomym i napędzą klientów. Kasa była dla niego ważniejsza od bezpieczeństwa na drodze - żali się pan Michał, który przez kilka lat pracował jako instruktor w Szkole Nauki Jazdy Marcin Kopaczewski.
Jego szefa charakteryzował dość specyficzny sposób postępowania. Nie podpisywał na przykład umowy o pracę, żeby nie odprowadzać ZUS-u. Bez wiedzy instruktora wykorzystywał jego pieczątkę, żeby podbijać arkusze wewnętrznego egzaminu praktycznego. Wystawiał dokumenty o ukończeniu szkolenia, mimo że kursant nie odbył wymaganych zajęć praktycznych. Zmieniał wpisy dotyczące wyjeżdżonych przez kursantów godzin. Kazał także swojej podwładnej dokonywać zmian w kartach dokumentujących szkolenie praktyczne.
Po znalezieniu nowej pracy pan Michał powiadomił prokuraturę o tym, co dzieje się w szkole jazdy Marcina Kopaczewskiego. Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa (poświadczanie nieprawdy, fałszowanie dokumentów, wyłudzanie poświadczenia nieprawdy, narażanie na utratę zdrowia i życia) złożył w sierpniu 2015 roku.
Umorzenie, zażalenie, akty oskarżenia, warunkowe umorzenie
Prokuratura zleciła policji przeprowadzenie postępowania przygotowawczego Sprawą zajął się st. asp. Krzysztof Weder. Po wykonaniu „szeregu czynności dochodzeniowo-śledczych”, które trwały blisko rok i polegały na przesłuchaniu świadków oraz zabezpieczeniu dokumentacji, postanowieniem z dnia 25 lipca 2016 umorzył dochodzenie.
„Na podstawie zebranego w sprawie materiału dowodowego wykluczono, aby doszło do podrobienia podpisu instruktora” - napisał policjant w uzasadnieniu. Dodał też, że „dopatrzono się nieprawidłowości w prowadzeniu dokumentacji wewnętrznej szkoły Kopaczewskiego”, i będą one przedmiotem odrębnego postępowania administracyjnego. „Ośrodek pana Kopaczewskiego w tym zakresie kwalifikuje się do szczegółowej kontroli przez organ nadzorujący w tym przypadku Prezydenta Miasta Bydgoszczy. W przypadku potwierdzenia rażących błędów w prowadzonej dokumentacji oraz niepodania racjonalnych wyjaśnień organ ten może wydać decyzję o zakazie prowadzenia ośrodka szkolenia skreślając przedsiębiorcę z rejestru” - czytamy w uzasadnieniu postanowienia.
Pan Michał nie zamierzał się godzić na takie potraktowanie sprawy fałszerstw, których dopuszczał się jego poprzedni pracodawca. Sąd uwzględnił zażalenie przygotowane przez jego pełnomocnika radcę prawnego dr. Karola Smotera i w dniu 24 października 2016 roku uchylił zaskarżone postanowienie. Rozstrzygający tę sprawę, sąd nie miał wątpliwości, że podczas dochodzenia nie wykonano czynności elementarnej, a mianowicie nie zbadano pod kątem fałszerstwa zaświadczeń o ukończeniu szkolenia. „Żalący twierdzi, że skoro złożenie podpisu przez niego było obowiązkowe, a on wie, że na wskazanych dokumentach swego podpisu nie złożył, istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa” – napisała w uzasadnieniu sędzia Anna Dębska-Pucińska. Przypomniała też, że postępowanie administracyjne nie wyklucza postępowania karnego, więc trzeba było się przypatrzeć bliżej nieprawidłowościom, które dostrzegła policja.
Śledczy przyjrzeli się bliżej dokumentom i po miesiącu postawili Marcinowi K. oraz jego podwładnej zarzut fałszerstwa. Bardzo szybko, bo już w grudniu akt oskarżenia wpłynął do sądu. 20 grudnia 2016 roku oskarżeni złożyli wniosek o warunkowe umorzenie postępowania karnego.
Warunkowe umorzenie postępowania karnego to szansa, jaką wymiar sprawiedliwości daje tym, którzy na drogę przestępstwa weszli po raz pierwszy. Taki wniosek oznacza przyznanie się oskarżonego do winy i zawiera zarazem prośbę o odstąpienie od wymierzenia kary za popełnione przestępstwo z uwagi na dotychczasową niekaralność. Sąd przychylił się do tego wniosku.
W tym przypadku chodzi o prawo, nie o prafko
W art. 46 ustawy o kierujących pojazdami mowa jest dokładnie, z jakich powodów starosta (w przypadku powiatu grodzkiego prezydent) skreśla instruktora z ewidencji instruktorów. Wśród nich poza śmiercią instruktora znajduje się np. nieprzedłożenie do dnia 7 stycznia każdego roku zaświadczenia potwierdzającego uczestnictwo w roku ubiegłym w warsztatach doskonalenia zawodowego. Jest też powód, który ma zastosowanie w tym przypadku: „Starosta skreśla instruktora z ewidencji instruktorów w przypadku dopuszczenia się rażącego naruszenia przepisów poprzez potwierdzenie nieprawdy w dokumentacji dotyczącej szkolenia.”
W kwietniu 2017 roku pan Michał wysłał do ratusza pismo z pytaniem, czy pan Marcin Kopaczewski został skreślony z ewidencji. Otrzymał informację podpisaną przez Waldemara Wintera, dyrektora Wydziału Uprawnień Komunikacyjnych, że Marcin Kopaczewski nadal figuruje na liście instruktorów. W związku z tym poprosił swojego pełnomocnika o przypomnienie urzędnikowi o obowiązujących przepisach.
Mecenas Karol Smoter w piśmie z 11 maja br. podał dyrektorowi Winterowi sygnaturę akt sądowych, z których można się dowiedzieć, że Marcin Kopaczewski był oskarżony o fałszowanie dokumentów w swojej szkole nauki jazdy i przyznał się do winy. Prawnik przypomniał też art. 46 ust.1 pkt.4 lit. c ustawy o kierujących pojazdami, który stanowi, że starosta skreśla z ewidencji instruktora, który potwierdza nieprawdę w dokumentacji. „Przepis ten nakłada na starostę jednoznaczne i bezwarunkowe zobowiązanie obligatoryjnego skreślenia instruktora z ewidencji, nie pozostawiając w tej kwestii żadnego marginesu uznaniowości” – podkreślił dr Karol Smoter.
„Nadzór” wiceprezydenta Mirosława Kozłowicza
W sierpniu pan Michał uznał, że powinien o zaistniałej sytuacji poinformować nadzorującego Wydział Uprawnień Komunikacyjnych zastępcę prezydenta.
Zamiast terminu spotkania otrzymał pod koniec sierpnia list od Mirosława Kozłowicza. „Szanowny Panie Dotarła do mnie informacja o staraniach Pana o spotkanie ze mną w sprawie wykreślenia instruktora nauki jazdy z listy osób uprawnionych do szkolenia kandydatów na kierowców, w związku z tym uprzejmie informuje co następuje. Otrzymał Pan odpowiedzi na wszystkie składane pisma w okresie od 21 kwietnia br. do 1 sierpnia” – napisał nadzorujący Wydział Uprawnień Komunikacyjnych wiceprezydent. Potem wyraził zadowolenie, że „odpowiedzi w sprawie były prawidłowo dostarczone” i uznał, że spotkanie z nim jest zbędne.
Po wakacjach pan Michał wysłał to samo, co poprzednio pytanie do ratusza. „W odpowiedzi na Pana pismo z dnia 26 września 2017 r. informuję, że na dzień 06.10.2017 r. instruktor jazdy p. Marcin Kopaczewski nie został wykreślony z ewidencji instruktorów prowadzonej przez Prezydenta Miasta Bydgoszczy” – poinformował go dyrektor Waldemar Winter.
W listopadzie pan Michał pojawił się w naszej redakcji. Nie chciało nam się wierzyć, że wiceprezydent odmówił spotkania w tak bulwersującej sprawie, ale list Mirosława Kozłowicza znajdował się na samej górze teczki z dokumentami, którą miał ze sobą nasz gość.
Po ich lekturze przesłaliśmy do ratusza następujące pytania: Czy Marcin Kopaczewski został wykreślony z ewidencji instruktorów nauki jazdy? Jeśli tak, to kiedy? Jeśli nie, do dlaczego prezydent nie respektuje ustawy o kierujących pojazdami, które obliguje go do skreślenia tego instruktora z ewidencji (art.46 ust.1 pkt. 4 lit. c)? Dlaczego nadzorujący Wydział Uprawnień Komunikacyjnych wiceprezydent odmówił spotkania z mieszkańcem Bydgoszczy, który chciał mu zwrócić uwagę na tę sprawę?
- Przedsiębiorca p. M. Kopaczewski został w dniu 3 kwietnia 2017 roku skreślony z rejestru przedsiębiorców prowadzących ośrodek szkolenia kierowców - odpowiedziała po tygodniu Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta. To znaczy, że wynik ratuszowej kontroli dyskwalifikował Marcina Kopaczewskiego jako szefa szkoły jazdy.
Ale my przecież nie o to pytaliśmy. Chodziło nam o prowadzoną przez prezydenta Bydgoszczy ewidencję instruktorów. Natomiast pytanie na temat postępowania wiceprezydenta Kozłowicza w ogóle zostało przez panią rzecznik pominięte.
Może NIK albo prokuratura zmuszą prezydenta do działania?
W drugiej połowie października wpłynęła do Najwyższej Izby Kontroli skarga, którą w imieniu pana Michała zredagował jego pełnomocnik. Zawiera ona wniosek o wszczęcie kontroli w Wydziale Uprawnień Komunikacyjnych w celu pociągnięcia do odpowiedzialności winnych naruszenia prawa. Dyrektor tego wydziału powinien bowiem po przyznaniu się Marcina Kopaczewskiego do popełnienia przestępstwa skreślić go z ewidencji instruktorów, a tego nie uczynił.
„Warto na marginesie dodać, że w innej sytuacji, gdy inni instruktorzy uchybili obowiązkowi przedłożenia do dnia 7 stycznia zaświadczenia potwierdzającego uczestnictwo w roku ubiegłym w warsztatach doskonalenia zawodowego, co również skutkuje skreśleniem z listy instruktorów, instruktorzy ci zostawali skreśleni z listy instruktorów niemalże od razu, a postępowanie zakończone wydaniem stosownej decyzji trwało około dwóch tygodni. Dowodzi to stosowania podwójnych standardów w Wydziale Uprawnień Komunikacyjnych Urzędu Miasta Bydgoszczy” - czytamy w piśmie do NIK-u.
Z kolei do Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Północ wpłynęło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez dyrektora Waldemara Wintera przestępstwa z art. 231 § 1 kk.
Pieniądze czynią cuda
W kwietniowym numerze z tego roku rozdawanej w liczbie 60 tys. egzemplarzy gazety „Metropolia Bydgoska” znalazł się artykuł promujący Szkołę Jazdy Kopaczewski, której właścicielką jest… Agnieszka Kopaczewska (do niedawna egzaminatorka w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Bydgoszczy). Nosi on tytuł „Egzamin na prawo jazdy zdany za pierwszym razem. Oni mają na to patent”. Co to za patent? Ten sekret ujawnia autorowi artykułu kierownik szkoły, którym jest Marcin Kopaczewski.
„- Kursant w naszej szkole otoczony jest opieką od początku do końca szkolenia, włącznie z dniem swojego egzaminu państwowego, na który jedzie z reguły ze swoim instruktorem" – mówi Marcin Kopaczewski. Zmniejszeniu stresu towarzyszącemu podczas takiego egzaminu ma pomóc organizacja kilku egzaminów próbnych przeprowadzanych pod koniec jazd z instruktorem.
W szkole przeprowadzane są kursy prawa jazdy kategorii B. Ich ceny wahają się od 1400 zł za kurs podstawowy do 2100 zł za kurs gwarantujący 100% zdawalności za pierwszym razem”.