19 marca, na obchody 40. rocznicy Bydgoskiego Marca do Bydgoszczy przyjechali prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki. Przemówienie prezydenta RP na placu przed urzędem wojewódzkim agresywnymi okrzykami i alarmem syreny zakłócali członkowie Brygady Ulicznej Opozycji z liderem bydgoskiego KOD-u, Karolem Słowińskim na czele. Doszło do szarpaniny z policją. Zakłócenie obchodów skomentowali najpierw organizatorzy protestu, a dzień później kombatanci - osoby represjonowane w PRL "Przymierze" i dawni działacze "Solidarności".
Pierwsi (25 marca br.) konferencję prasową zwołali organizatorzy wrogiego powitania prezydenta RP. Jej celem było wyjaśnienie legalności manifestacji zorganizowanej przed urzędem wojewódzkim przez Brygadę Ulicznej Opozycji,
.- Jesteśmy nieformalną grupą, zrzeszającą obecnie 10 osób. Nasza manifestacja była w pełni legalna - tłumaczył podczas konferencji Roman Godlewski z Brygady Ulicznej Opozycji. Podjętą przeciw manifestantom interwencję policji określił jako bezprawną. - Art. 57 Konstytucji RP gwarantuje każdemu prawo do organizowania zgromadzeń. Rozporządzenie rządowe nie może anulować tego prawa. To może być ograniczone tylko ustawą. Po drugie zgłosiliśmy tę manifestację do Bydgoskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego - tłumaczył Godlewski, a reakcję władz określił jako skrajnie arogancką. - Nasze zgromadzenie było zarejestrowane nie tylko pod pocztą - tam, gdzie się odbywało, ale również na tym chodniku, gdzie teraz stoimy. Policja na życzenie SOP-u zakazała nam manifestowania w tym miejscu. Przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego, którzy zorganizowali tę uroczystość w ogóle się z nami w tej sprawie nie porozumieli - tłumaczył i dodał, że władza zadziałała na zasadzie: "my przyjeżdżamy, więc reszta won!"
Odniósł się też do krytyki, że Brygada Ulicznej Opozycji zakłóciła odegranie hymnu państwowego. Wytłumaczył to powstałym rozgardiaszem i hałasem, przez który nie słyszeli "Mazurka Dąbrowskiego". Przyznał jednak, że mogli wykazać się w tej sprawie większą czujnością i „już nie powtórzą tego błędu”.
--------------------------------
Następnego dnia (26 marca br.) konferencję prasową w tym samym miejscu zorganizowali dawni działacze "Solidarności" i opozycjoniści z czasów PRL-u zrzeszeni w Stowarzyszeniu Osób Represjonowanych w PRL i stowarzyszeniu "Idee Solidarności 1980-1989".
- Grupki bardzo hałaśliwych osób nie uszanowały nawet hymnu państwowego. Zagłuszały hymn państwowy. To jest hańba. Tak się nie robi. Z takimi ludźmi nie można rozmawiać. Oni chcą tylko rozrabiania, zadymy i obrażania. Nie możemy zrozumieć takiej postawy części społeczeństwa. Kto tymi ludźmi kieruje i dlaczego oni tak postępują? - pytał Jan Raczycki z "Przymierza" i wskazał, że źródłem takich zachowań może być największy błąd popełniony przez obóz "Solidarności": nieprzeprowadzenie dekomunizacji po 1989 roku.
- To jest najlepszy rząd, jaki kiedykolwiek mieliśmy, bardzo prospołeczny, który stara się jak może społeczeństwu pomagać... Ta władza sama się nie wybrała, tylko demokratycznie - dziwił się Raczycki.
Barbara Wojciechowska ("Idee Solidarności") odczytała list jaki członkowie obu stowarzyszeń przesłali do prezydenta i premiera RP. "Jako świadkowie i uczestnicy zdarzeń nazwanych przez historię Bydgoskim Marcem 1981, pragniemy złożyć Panom gorące podziękowania, że uświetniliście 40 rocznicę tych jakże ważnych dla nas, Bydgoszczy i Polski wydarzeń przyjazdem do naszego miasta. Za wspaniałe, zawierające trafną analizę historyczną przemówienia. Stanowczo odcinamy się od treści listu skierowanego do Panów przez Antoniego Tokarczuka, w żaden sposób nie odzwierciedla on (a nawet jest przeciwny) opinii działaczy pierwszej Wielkiej Solidarności" - odczytała Wojciechowska.