Wyniki inwentaryzacji zeszłorocznych dokonań kulturalnych trzeba uzupełnić o to, co się działo w Teatrze Polskim.

Początki dyrektorowania przypominały skok do basenu z wypompowaną wodą. Łukasz Gajdzis zorganizował Festiwal Prapremier, na który resort kultury obciął dotację. Udało się! Nowy dyrektor Teatru Polskiego pozyskał pieniądze z miasta oraz województwa i bydgoszczanie mogli zobaczyć najciekawsze spektakle z całego kraju.

Potem nie było tak wesoło. Nie wiedzieć czemu Łukasz Gajdzis postanowił uzyskać prawo do dysponowania lokalami, które teatr za jeden procent wartości, czyli z olbrzymią bonifikatą, kupił kilkanaście lat temu od miasta. Teatr został właścicielem mieszkań, mógł je wynajmować aktorom czy też  innym pracownikom, ale nie mieli oni prawa wykupu tych lokali na własność. Przed wrześniową sesją rady miasta Teatr Polski  wezwał radnych  „do usunięcie naruszenia prawa”, czyli sprawienie, by można te lokale sprzedawać ich najemcom.

Nie wiadomo dlaczego to wezwanie niespodziewanie pojawiło się w ratuszu i dlaczego po kilku dniach, bez słowa wyjaśnienia, zostało przez teatr wycofane. Łukasz Gajdzis ceni przecież prawo własności. Należy do niego połowa domu o powierzchni 360 m² i wartości 700 tys. zł. Poza tym jest właścicielem trzech mieszkań: 63 m²  (220 tys. zł),  55 m² (240 tys. zł) i 69 m²  (80 tys. zł) i czerpie dochód z ich wynajmowania.

Odstąpienie od starań o możliwość wykupu na własność mieszkań od teatru to niejedyny krok  Łukasza Gajdzisa, którego nie potrafimy wyjaśnić. Nie wiemy też, dlaczego poprosił prezydenta Rafała Bruskiego  o przeprowadzenie przez audytora badania sprawozdania Teatru Polskiego za 2017 rok  „w celach kontrolnych”. Gajdzis objął stanowisko dyrektora dopiero we wrześniu, czyli większa część sprawozdania dotyczy działalności jego poprzednika.

W grudniu 2017 roku bydgoscy radni otrzymali list zatytułowany „Prośba pracowników Teatru Polskiego im. H. Konieczki w Bydgoszczy o wniesienie uwag do projektu budżetu Miasta Bydgoszczy na rok 2018”. Zawarte w nim postulaty zaaprobowała „jednogłośnie cała Załoga Teatru”. Jednak nie załoga była autorem tego pisma. Takimi szczegółowymi danymi, jakie znalazły się w liście do radnych, dysponuje jedynie kierownictwo placówki.

„Potrzeby są ogromne”, czytamy we wstępie listu. Wynagrodzenie pracownicy otrzymują beznadziejne, „w wielu przypadkach oscyluje na poziomie płacy minimalnej”. Warunki pracy są okropne, „część załogi pracuje na przestarzałym, zakupionym w latach 2001-2005, sprzęcie komputerowym”.  

Do dyspozycji teatru jest tylko jeden samochód. „Rzeczone auto to dziesięcioletni Fiat Doblo. Przebieg samochodu to ponad 160 tys. km.”

W 2014 roku teatr zakupił od miasta działkę na rozbudowę, ale nie posiada środków na rozbiórkę zlokalizowanych tam obiektów.

Teatr potrzebuje generalnego remontu. „Dostosowanie obiektu do potrzeb XXI wieku to koszt rzędu 40 mln zł. (…) niepokoi nas fakt, że inwestycja nie została ujęta w wieloletniej prognozie finansowej Miasta Bydgoszczy na lata  2018-2044”.

List kończy się stwierdzeniem: „Powyżej przedstawiona sytuacja jest poważna, domaga się zdecydowanej i konkretnej interwencji.”

Prawdopodobnie Łukasz Gajdzis nie zdawał sobie sprawy z tego,  w co się pakuje, gdy wystartował  w konkursie na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Dziesięcioletni Fiat Doblo Teatru Polskiego. Fot. Jacek Nowacki