Przewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy Roman Jasiakiewicz podczas uroczystości na cmentarzu Bohaterów Bydgoszczy z okazji 75. rocznicy niemieckiej dywersji w naszym mieście dramatycznie apelował o to, by nie relatywizować historii i nie zrównywać katów i ofiary. – Niech szacunek dla zmarłych i poległych sprawi, byśmy z języka polskiego raz na zawsze wykreślili pojęcie tzw. krwawej bydgoskiej niedzieli – mówił Jasiakiewicz. – To bowiem termin Goebbelsa, to podobne określenie jak “polski obóz koncentracyjny” – dodał. Następnie przypomniał, że już w pierwszych dniach okupacji bydgoska ludność cywilna zapłaciła straszną cenę za odparcie niemieckiej dywersji. – Tragiczny los miasta i polskich mieszkańców nie może wbrew faktom i dowodom być przedmiotem kontrowersji historyków (A wątpiącym przypominamy, że to Niemcy napadły na Polskę), artystycznych niedomówień i wątpliwości. Nie ma zgody na relatywizowanie historii. Nie ma zgody na znak równości miedzy katem i ofiarą – mówił przewodniczący rady. Odniósł się również do odsłonięcia tablicy poświęconej niemieckiej dywersji w Bydgoszczy: – Po raz pierwszy, po 75 latach mówimy: to była niemiecka dywersja. Tego wymaga polska racja stanu, historia naszego miasta oraz szacunek dla poległych w obronie polskiej Bydgoszczy.
No pięknie. Roman Jasiakiewicz jest bydgoskim politykiem mocno oponującym przeciw relatywizowaniu odpowiedzialności za zbrodnie popełniane na Polakach przez Niemców w czasie okupacji. Wydawać by się mogło, że sprawa jest dość oczywista, przynajmniej na bydgoskim gruncie. Piszę wydawać by się mogło, bo tak naprawdę tylko szaleniec mógłby próbować zrównać odpowiedzialność za zbrodnie czasów wojny. Czy słusznie?
Na oficjalnym portalu miejskim bydgoszcz.pl, administrowanym przez pracowników ratusza przeczytałem bardzo skromną w treści relację z tej uroczystości. Kto jeszcze miał w uszach pryncypialne słowa szefa bydgoskiej rady mógł popaść w stan ostrego dysonansu poznawczego, gdy przeczytał passus odnoszący się do twierdzeń Romana Jasiakiewicza:
Po wybuchu II wojny światowej, 3 września 1939 r., doszło w Bydgoszczy do wydarzeń, które strona polska określa mianem dywersji, natomiast niemiecka mówi o ?bydgoskiej krwawej niedzieli” (Bromberger Blutsonntag). Wynikiem tych zajść były ofiary po obu stronach. Zwielokrotnione straty niemieckie stały się podstawą stworzonej przez hitlerowską propagandę tezy o ?krwawej niedzieli”.
Miejski reporter nie tylko zignorował, bo nie przytoczył treści słów szefa bydgoskiej rady, ale przedstawił dwie równoważne wersje wydarzeń sprzed 75 laty, które określił jako: polską i niemiecką. Pierwszą wersję, polską, czyni niedookreśloną, wydarzenia nazywa dywersją, choć nie wiadomo czy dokonaną przez Niemców czy Polaków. Wersja niemiecka przedstawiona jest bardziej jednoznacznie: “bydgoska krwawa niedziela” wraz z tłumaczeniem tego określenia na język niemiecki, zgodnie z dyrektywą Goebbelsa – Bromberger Blutsonntag. Autor nie daje wiary do końca żadnej wersji, a za najcelniejsze określenie tego co się wtedy działo uznaje słowo: “zajścia”. Te “zajścia” wyjaśnia czytelnikom, spowodowały ofiary po obu stronach. W tym miejscu można by pomyśleć, że przewodniczący Roman Jasiakiewicz ma absolutną rację, że jesteśmy świadkami zrównywania katów i ofiar. Tak jednak nie jest, bo ostatnie zdanie wyraźnie przesądza o tym, że wersja niemiecka jest bardziej prawdopodobna. Wynika z niej ni mniej ni więcej tylko to, że Niemcy ponieśli z rąk polskich straty, choć nie były one tak straszne, żeby uprawnione było określenie “krwawa niedziela”. Takie określenie zbrodni Polaków na Niemcach wytworzone zostało dopiero wtedy, gdy bydgoskie “zajścia” wykorzystane zostały przez niemiecką propagandę. Na czym polegała “dywersja” z relacji nie dowiadujemy się.
Gdy tak się rzeczy mają na bydgoskim portalu miejskim, prezentującym w końcu oficjalne stanowisko miasta Bydgoszcz, może zanim przewodniczący zacznie mówić o szacunku dla poległych w obronie polskiej Bydgoszczy lub o polskiej racji stanu pierwszym krokiem będzie wezwanie autora relacji z uroczystości rocznicowych, by wytłumaczył radnym jak to z tą dywersją sprzed 75 laty było. Ustalmy w końcu fakty i pojęcia. Mnie już nie zdziwi, gdy za kilka miesięcy przeczytam, że obchodziliśmy rocznicę wyzwolenia polskiego obozu w Potulicach – Lebrechtdorf.