W styczniu tego roku zawalił się dach lodowiska na Wyżynach. Media informowały wówczas, że za tydzień bydgoszczanie dowiedzą się, czy przyczyną zawalenia była wadliwa konstrukcja, czy zalegający na dachu śnieg. Tymczasem trzeba było przeszło pół roku, żeby uzyskać odpowiedź na to pytanie.

- Dopiero w maju zgromadzony w tej sprawie materiał został wysłany do biegłego – powiadomił nas Włodzimierz Marszałkowski, zastępca prokuratora rejonowego Prokuratury Bydgoszcz-Południe.

Tyle trwało skompletowania wszystkich materiałów niezbędnych do wydania opinii przez biegłego. Poza tym inwestor i wykonawca obwiniali się nawzajem o przyczynienie się do katastrofy i przesyłali pisma z zarzutami oraz wnioskami. Namiot, pod którym znajdowało się lodowisko, postawiła firma z Włocławka. Zlecenie pochodziło z Leśnego Park Kultury i Wypoczynku. Jego prezes twierdził, że firma dostarczyła wadliwy produkt, a wady wyszły na jaw dopiero po odbiorze konstrukcji. Przedsiębiorca z Włocławka utrzymywał z kolei, że pracownicy LPKiW nie odśnieżali dachu jak należy i dlatego się zawalił.

- Ekspertyza jest bardzo drobiazgowa, liczy aż 31 stron – informuje prokurator Marszałkowski.
Winę biegły widzi po stronie projektanta – wykonawcy, czyli przedsiębiorcy z Włocławka. Konstrukcja hali obciążona była wadami projektowymi. Widzi jednak także możliwość zapobieżenia katastrofie. W tym wypadku odpowiedzialność spoczywa na nadzorze inwestorskim.

Obecnie trwa analiza wniosków zawartych w ekspertyzie. Następnie dowiemy się, czy zostaną postawione komuś zarzuty. Z punktu widzenia przepisów prawa karnego nie doszło do katastrofy budowlanej, gdyż nikt nie ucierpiał. Słysząc niepokojące odgłosy, obsługa lodowiska poprosiła wszystkich łyżwiarzy o opuszczenie tafli.