W pierwszej części koncertu, który odbył się w wigilię Zaduszek, wystąpił zespół Krzysztofa Kobylińskiego “KK Pearls”, tym razem w międzynarodowym składzie: Krzysztof Kobyliński – piano i Waldemar Lindner – drums z Polski, Reut Rivka Shabi – voc. i Dima Gorelik – guit. z Izraela oraz Edi Sanches – bass guit. Liderowi zespołu bliski jest nurt tzw. muzyki ziemi, potraktowanej jazzowo. W produkcjach zespołu słychać nuty ukraińskie, żydowskie, czy arabskie osadzone w latynoskich rytmach. Tego rodzaju muzykę bardzo słusznie nazywa się też etnojazzem. W czerpaniu z różnych tradycji muzycznych jest miejsce na improwizacje i świetne sola muzyków kwartetu.
Oryginalnym i ciekawym pomysłem było zderzenie pulsującego jazzu z klasycznym śpiewem izraelskiej wokalistki. Coś, co było ryzykownym pomysłem, dzięki wdziękowi i lirycznemu sopranowi Reut Rivki Shabi bardzo ubarwiło brzmienie grupy. Artystka śpiewała po francusku, angielsku, rosyjsku, używała również scatu, ale z mniejszym powodzeniem, tworząc atmosferę tajemniczego Bliskiego Wschodu, czy to w szybszych, tanecznych utworach, czy w pełnych nostalgii balladach. Brzmiało to wszystko bardzo urokliwie, lekko i jazzowo.
Drugą część wieczoru wypełniły standardy jazzowe z ubiegłego wieku. Tym razem w towarzystwie Los Angeles Trio w składzie: Bogdan Hołownia – piano, Andrzej Gulczyński – bass i Józef Eliasz – drums, zaprezentował się Julian Jackson z Wielkiej Brytanii. Ustna harmonijka kojarzy się głównie z bluesem, którego oczywiście nie zabrakło w programie koncertu, ale wirtuoz tego instrumentu doskonale radził sobie w wykonaniu utworów jazzu nowoczesnego. Ten mały instrument znakomicie zabrzmiał w tak subtelnych utworach jak, np.“Body and Soul”.
Muzycy przedstawili na scenie Teatru Polskiego solidny i rzetelny jazz, oszczędny i precyzyjny, pozbawiony efekciarstwa, ale też pozwalający muzykom zaprezentować swoje umiejętności. Artystyczna dyscyplina nie wykluczyła jednak z możliwości solowego popisu perkusiście, który przez większą część koncertu, pełnił ważną, ale dyskretną funkcję rytmiczną. I Józef Eliasz tę okoliczność wykorzystał w pełni pokazując prawdziwy nerw big-bandowego bębniarza. L.A. Trio zagrało jazz w stylu “zachodniego wybrzeża” USA, na zachodnim brzegu Wisły. I niech tak będzie w przyszłości.