Michał Tabaczyński ur. w 1976 roku w Bydgoszczy. Kilka lat studiował na bydgoskiej Akademii Medycznej, by ostatecznie ukończyć literaturę porównawczą (w Łodzi), polonistykę i filologię słowiańską (w Toruniu). Debiutował w 2002 roku przekładami wierszy angielskiej poetki wiktoriańskiej Christiny Rossetti. Jego przekłady poetyckie (z angielskiego i czeskiego), szkice krytyczne, recenzje i eseje publikowały liczne czasopisma, m.in. ?Ha!art? (którego jest stałym współpracownikiem), ?Portret?, ?Twórczość?, ?Undergrunt?, ?Borussia?, nowojorski ?Przegląd Polski? i amerykańskie czasopismo literackie ?Callaloo?. W latach 2006-2007 był recenzentem ?Dziennika Polska Europa Świat?.
W roku 2004 ukazał się jego debiutancki arkusz poetycki Wiersz (Toruń 2004). Rok później opublikował antologię współczesnej poezji amerykańskiej Parada równości (Kraków 2005). W roku 2006 wszedł w skład grupy krytyków, którzy zredagowali liczący ponad osiemset stron słownik młodej kultury Tekstylia bis (Kraków 2006). W następnym roku ukazał się tom jego wierszy z lat 1997-2006 Szkolny atlas apokalipsy (Nowa Ruda 2007). Dotychczasową bibliografię zamyka zbiór szkiców literackich Koniec zabawy w pokolenie. Eseje o młodej literaturze (Bydgoszcz 2010).

*     *     *
Poezja jest oczywiście funkcją młodości, zresztą ? równie często, jak się wydaje ? jest też funkcją starości. Najpewniej dlatego, że jest po prostu funkcją samotności. I niepewności. I odrzucenia. I tak dalej. Jest najprostszą ? ale także w jakimś istotnym sensie: ostateczną ? próbą negocjacji ze światem. Świat, z którym za pomocą poezji się negocjuje, to tylko pseudonim, pod którym kryje się społeczeństwo ze wszystkimi dostępnymi mu środkami opresji: rodziną, szkołą, pracą, ojczyzną, kulturą; a każda z nich operuje nieznośnym językiem konwenansu (kto ty jesteś?; kogo kochasz bardziej, mamusię czy tatusia?; co poeta chciał powiedzieć?; a co chciał powiedzieć polityk?; a co rzeczywiście powiedział?).

To przeciwko temu idiomowi zwraca się poezja, to na polu słów negocjuje swoje (nasze?) racje ze światem i jego opresją. Takie używanie poezji zrywa, co jasne, z rozumieniem jej jako mowy czystej i świętej. W istocie, nigdy taką nie bywała. Na szczęście, zresztą, bo świętość paraliżuje i zniechęca swoją nieosiągalnością. Nie jest czysta i nie jest święta, bo jest użyteczna ? używamy jej jako mechanizmu wyzwolenia. Gdy to zrozumiemy, przestaniemy się dziwić temu odwiecznemu paradoksowi: że więcej ludzi pisze wiersze niż je czyta. Ich pisanie jest przecież skuteczniejszą, bo najbardziej własną, metodą negocjacji. [?]

Siłą poezji jest jej wielojęzyczność. Siłą w tym mianowicie sensie, że w negocjacjach ze światem potrafi przeciwstawić jego suchej retoryce nieprzebraną mnogość języków. Im jest ich więcej, tym świat w tym sporze ma mniejsze szanse. Tym wolniej i mniej skutecznie negocjuje. Wielojęzyczność to zresztą przewaga, jaką zdobywają nie tylko obdarzeni umiejętnością (i chęcią) pisania wierszy, ale także ? skromniej ? obdarzeni umiejętnością ich czytania. Poezja jest sposobem negocjacji, jest więc wprost ? sposobem istnienia w świecie. Im lepsze wiersze, im ich więcej, tym światu zostaje mniej argumentów w naszych negocjacjach. Im więcej poezji, tym bardziej udane negocjacje. Czego sobie i Państwu życzę.

Michał Tabaczyński (ze szkicu Poezja jako sposób istnienia)

Europa pod śniegiem

?Biały śniegu,

czemuś taki biały

na brudnokrwistym świecie?

Czemu przykrywasz wszystko??
Harry Martinson

Jest czysto i jasno. Jak nigdy. I miłość

pozbyła się brudu. Żegluje po morzu bieli

i koi pamięć, wymazuje niedawne szarzyzny, co było

brudnokrwiste, już takie nie jest ? teraz się beztrosko anieli.

Pasie się na białych placach i białych poboczach autostrad,

żeby się nie zgubić, pobrzękuje dzwoneczkiem u szyi,

czasem na niby, na postrach,

próbuje się schować na tej białej pustyni…

  • * *
    Mleczna kopuła łuny wznosi się nad miastem.

Noc w barwach filmów grozy z siedemdziesiątych lat.

Ponad tym wszystkim chmury ? złowrogie, strzępiaste.

To wyrok w zawieszeniu. Świeży śnieg ? właśnie spadł.

Michał Tabaczyński, 2010

Podróż zimowa. Styczeń

Wilgoć końca stycznia, jego herbowa pleśń,

która już zaczyna się finezyjnie pleść

w rogu pokoju, dosięga z łatwością sufitu

i nie zatrzymuje się. ?W końcu trafi tu ?

chrystusowym gestem wskazujesz palcem

serce ? i tu mi się zagnieździ?. ?Bo cię skarcę ?

grożę szeptem ? skarcę cię w końcu, dam

po łapach jak srogi nauczyciel gam

przy pierwszym nieroztropnym fałszu?.

Pnie się pleśń, wstydliwy pseudonim flauszu,

flagowy okręt stycznia, właściwie: łupina,

uwięziona w zastygłej krze, która zaczyna

pękać. Takie powinny były być nasze podróże:

w miejscu, w głąb, na dno, z Aniołem Stróżem

w roli szkaradnego galionu? ?Prowadź nas

przez muł, chłód i ciemno. Aż skończy się czas?.
Michał Tabaczyński, 2010