– Spotykamy się w Galerii Wieża Ciśnień na wernisażu wystawy ?Patrz?work?. Kiedy powstały obrazy i zdjęcia, które tu się znajdują?

- To składanka, zlepek prac z minionych dziesięciu lat.

– Zwraca uwagę intensywność kolorów.

- Rzeczywiście, to chyba cecha łącząca dość zróżnicowany wybór.

– Dlaczego wystawa odbywa się właśnie w tej galerii?

- Mam do tego miejsca duży sentyment. To był jeden z pierwszych zabytków, którym się zajmowałam po rozpoczęciu pracy w służbach konserwatorskich. Pierwsza biała karta zlecona młodziutkiej wówczas Pracowni Dokumentacji Zabytków przy WOK. Okazało się, że wcale nie tak prosto tutaj się dostać. Coraz więcej artystów chciałoby wystawiać swoje prace w Galerii Wieża Ciśnień. Trzeba przyznać, że została ona bardzo profesjonalnie zaadoptowana do celów wystawienniczych. Poza tym to miejsce posiada niepowtarzalny klimat. Wielu odwiedzających je z powodu wystaw ludzi, nie miało wcześniej pojęcia o tym, że takie cudo w mieście istnieje.

– Jest pani teraz człowiekiem Rafała Bruskiego.

- Nie jestem niczyim człowiekiem. Zawsze podkreślam swoją niezależność.

– To jak pani znalazła się w Radzie ds. Estetyki Bydgoszczy?

- Prof. Dariusz Markowski mnie wciągnął. Nie przyszło mi do głowy, że zespół będzie ciałem doradczym prezydenta. Mnie nie interesuje, jak się prezydent nazywa. Jako miejski konserwator zabytków przeżyłam kilku prezydentów. Mnie interesuje Miasto i to, co można dla niego zrobić. A jeżeli chce się być wysłuchanym, trzeba mieć jakieś przełożenie.

– Zespół wyraził pozytywną opinię w sprawie budowy parkingu w kształcie kontenerowca na placu, gdzie stoi pomnik Kazimierza Wielkiego?

- To porażka! Jednym głosem mówią to wszyscy członkowie zespołu. Ale kiedy zatwierdzano projekt parkingu, nas jeszcze nie było. Niedawno otrzymaliśmy wizualizację projektu oświetlenia. Zgłosiliśmy kilka uwag. Chodzi o to, żeby wygubić formę, wyciszyć niektóre elementy. Pytanie, czy nasze uwagi zostaną potraktowane poważnie. To problem dotyczący naszego funkcjonowania tak w ogóle.

– A jak właściwie zespół działa?

- To się jeszcze dociera. Spotykamy się przeważnie raz w miesiącu, ale jesteśmy w stałym kontakcie mailowym. Ciągle wymieniamy opinie i wypracowujemy wspólne stanowisko. Bardzo dobrze na kształt i temperaturę dyskusji wpływa to, że w zespole stworzonym przez prof. Markowskiego są ludzie doświadczeni, ale także młodzi: Maciej Bakalarczyk, Sebastian Kusz i Karol Wąsik.

– Jakie otrzymujecie wynagrodzenie?

- Pracujemy społecznie.

– Pensję z ratusza otrzymuje plastyk miejski, który jest sekretarzem zespołu.

- To fantastyczny człowiek. Mówię mu: “Marek, żeby ci tylko nie przeszło!” On jest pełen takiej pozytywnej energii. Marek Iwiński przekazuje naszemu zespołowi sprawy do zaopiniowania. To, że się tak wyrażę, bierna forma naszej działalności. Czynna jest wtedy, kiedy sami z siebie decydujemy się zająć jakąś sprawą. Obecnie inwentaryzujemy stan bulwarów. Chodzimy, fotografujemy. To, co się dzieje wzdłuż rzeki, to istny kociokwik, co rusz inna latarnia i inna barierka.

– Czy dobrze się stało, że miasto odkupiło młyny Rothera?

- Bardzo dobrze! Obiekt niszczał, potrzebował gospodarza. Dzięki dostępowi do pieniędzy unijnych można go ożywić. Wyspę Młyńską odwiedza bardzo wielu mieszkańców. Przychodzą tam, mimo że w samym środku stoją ogromne, puste, niszczejące budynki. Wyobraźmy sobie, że w tym miejscu zastaną wielofunkcyjny, tętniący życiem, przyjazny dla ludzi w każdym wieku obiekt. Byłyby tam knajpki, część muzealna, studia muzyczne, różne pracownie.

– Kto da radę udźwignąć koszty utrzymania takiej ogromnej nieruchomości?

- W tym celu musiałby zostać utworzony podmiot, który pełniłby rolę gospodarza i zapewniał samofinansowanie obiektu. To zadanie dla kreatywnego człowieka, który czuje potrzeby nie tylko miasta, ale i regionu, obserwuje co dzieje się w kraju, czego ludzie potrzebują, ale i trzyma przyzwoity poziom proponowanej oferty. Najważniejsze, by funkcja obiektu była żywa i to niemal bez względu na porę dnia i roku. Trzeba pamiętać, że nie wszystkich interesuje malarstwo czy muzyka, nie każdy chce spędzać czas w muzeum, a więc wielofunkcyjny patchwork byłby chyba najlepszym rozwiązaniem.

– Czy Bydgoszcz może się podobać?

- Jacek Piątek zorganizował w 2010 roku spotkanie miejskich plastyków z całej Polski. Ich pierwsze wrażenie z pobytu w Bydgoszczy było: “To jest takie duże miasto?!” Przed przyjazdem tutaj sądzili, że jesteśmy jakąś mieściną w pobliżu Torunia. A gdy trochę pochodzili po Bydgoszczy, byli zszokowani: “ Jezu, jakie to piękne miasto!”

– Jakie świąteczne życzenia złożyłaby pani bydgoszczanom?

-Więcej radości, optymizmu, życzliwości dla drugiego człowieka. Tego w naszym mieście brakuje. Korzystajmy z potencjału młodych, pomagajmy sobie, a nie tylko krytykujmy. Wierzmy w siebie, bez tego trudno zrobić cokolwiek. A tak już zupełnie świątecznie to zdrowia i jeszcze raz zdrowia.