Odpowiedź na sprostowanie przesłane przez  dyrektora Teatru Polskiego.

Od kilku lat kończący właśnie kadencję dyrektor Teatru Polskiego był krytykowany przez opozycyjnych radnych. Ich zdaniem, duża grupa mieszkańców Bydgoszczy przestała mieć ochotę na oglądanie wystawianych  przez niego przedstawień. Ta krytyka spływała jednak po dyrektorze Pawle Wodzińskim jak po kaczce.

Kilka tygodni temu ukazał się list otwarty. Podpisane pod nim  osoby (wśród z nich m.in. Aleksander Dętkoś, Zdzisław Pruss, Marek Siwiec, Krzysztof Derdowski, Jarosław Jakubowski, ks. Franciszek Kamecki), negatywnie oceniły to, co działo się  w minionych latach na deskach bydgoskiej sceny teatralnej. W liście tym znalazły się zdania: „Dotychczasowy kurs kierownictwa teatru spowodował odpływ części widowni, która nie znajduje w nim propozycji dla siebie. (…) Bez widowni teatr traci swój podstawowy sens i staje się jałową publicystyką.” Na  Wodzińskim te słowa  nie wywarły najmniejszego wrażenia.

Konkurs na dyrektora Teatru  Polskiego wygrał niedawno Łukasz Gajdzis. Pewnie dlatego, że uznał za swój główny cel  zapełnienie opustoszałej w czasach dyrektorowania Wodzińskiego widowni. „Obecnie frekwencja na spektaklach jest najniższa od lat, rekompensowana udziałem uczestników w darmowych wydarzeniach okołoteatralnych” –  stwierdził Gajdzis i złożył następujące obietnice: „poddać ocenie istniejący repertuar, powrócić do dawnych tytułów, zapewnić aktorom higienę pracy przez niegranie do pustych rzędów”. Wodzińskiego nie zabolało stwierdzenie, że za jego czasów aktorzy grali „do pustych  rzędów”.

Zabolało go dopiero, gdy zdanie o podobnej wymowie (frekwencja spadająca na łeb na szyję) znalazło się w naszej publikacji. Zabolało tak mocno, że dyrektor Wodziński przysłał sprostowanie. Twierdzi w nim, iż frekwencja nie malała, a raczej wzrastała.

Ze sprawozdania z działalności Teatru Polskiego złożonego przez dyrektora  Pawła Wodzińskiego wynika coś innego: spadała liczba premier (w 2015 – 11, 2016 – 6) i liczba widzów (odpowiednio 38,1 tys. i 36,5), przy czym nie wiadomo, czy chodzi o widzów, którzy kupili bilety na spektakl. Ale coś rosło. Nieprawdopodobnie wzrastała liczba „wydarzeń kulturalnych”. W roku 2012 było ich 55, a cztery lata później 170. Rekordowy było rok 2015 - 280 „wydarzeń kulturalnych”. Po prostu, spektakle nie były tak ważne jak wydarzenia okołoteatralne.

Co ciekawe, w nadesłanym sprostowaniu Paweł Wodziński nie wypiera się, że łączy go więź ideowa z Michałem Tabaczyńskim (linia programowa „Krytyki Politycznej”), ani tego, że redaktor naczelny BIK-a pobierał pieniądze z kasy teatralnej.

Tak na marginesie, gdybyśmy stosowali standardy Tabaczyńskiego, sprostowanie dyrektora by nie zostało opublikowane, gdyż nosi znamiona  polemiki.

Z poważaniem  

Ewa Starosta