Bohaterką spektaklu jest zrazu kochanka, potem żona Józefa Piłsudskiego ? Aleksandra Szczerbińska. Tytułową bohaterkę (o ile dobrze rozumiem mętne sceny tego przedstawienia) grają trzy aktorki wcielające się w kobiece stereotypy: femme fatale, rewolucjonistki, gospodyni domowej. I wio! Widowisko nieprzemyślane, niespójne ? scena za sceną, sekwencja po sekwencji. Wieje nudą i brakiem rozumności. Na scenie niepodzielnie panują feministyczne kuplety na temat historii, niepodległości, Piłsudskiego. I idzie chyba o to, że faceci tacy jak Piłsudski zdominowali politykę lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Fuj! Zresztą nie tylko tamtego czasu ? faceci są na tyle wredni, że dominują politykę także później. A kobiety, wiadomo, są stłamszone i niedocenione. Mężczyźni, też wiadomo, bezsensownie wywijają szabelkami, brak im wrażliwości. Och, jakie to odkrywcze, mądre i trendy.
?Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim? jest widowiskiem żenującym. Prawie wszystkie sceny gmatwają się w pokrętnej metaforyce. A to na scenie jedna z kobiet zapala i gasi zapałki ? dlaczego i po co? A to znów w scenie końcowej grupa facetów ubranych jak baletnice z ?Jeziora Łabędziego? tańczy na deskach teatru, a za nimi stają nasze Aleksandry w maskach małp. O co chodzi? Zmiana ról? Faceci zrobili z kobiet małpy? Co mają z tym wspólnego dramatyczne dzieje II RP? Najazd bolszewicki, wielki kryzys, arogancja władzy, fortuny, łapówki, egzaltacje patriotyczne… A w sztuce? Intelektualny misz-masz i kukuryku, jak powiadają młodzi ludzie: żenada.
I do tego jeszcze nachalna deklamacyjność, nie oparta na żadnym, choćby najwątlejszym koncepcie dramaturgicznym. A tekst do zagrania, pożal się Boże. Jakaś szansa dla tego spektaklu pojawia się tylko przez mgnienie, kiedy mowa o rewolucjonistkach noszących materiały wybuchowe ukryte w bieliźnie. Tu wreszcie jest coś dramatycznego, prawdziwego, jakaś anegdota, ludzkie emocje przykuwające uwagę. Ale to epizod, przypadek, bo twórcy spektaklu uparli się, że jednak konsekwentnie nam niczego ciekawego nie opowiedzą. A przecież czasy, o których mogliby opowiedzieć skrzą się od namiętności, rewolucji, agentury, walki i rozpaczy. Żywi ludzie jednak z tej sztuki wyparowali. Zostały rachityczne manifesty feministycznej wyobraźni, ludzkie karykatury, marionetki, doprawdy nie na miarę tamtych czasów, w których trup ścielił się gęsto, krzywdy dławiły miliony ludzi, marzenia mieszały się z bezdenną depresją i wielkie mordowanie II Wojny Światowej zbliżało się milowymi krokami hitlerowskich bojówek. A tu, w tym spektaklu, nad sadzawką siedzą trzy pindy i deliberują nad tym, że im się nie podoba wąsaty facet. Uff, dosyć!
- * *
Po co się zaprasza do Bydgoszczy takie spektakle? Ano, odbywa się to chyba tak… Autorka sztuki, Sylwia Chutnik jest feministyczną aktywistką i to jest jej pierwsza, fundamentalna kompetencja, żeby trafić na scenę. Powiada o swoich dokonaniach tak: Przez wiele lat byłam radykalną ?czirliderką?. I polegało to na tym, że brałam udział w różnych happeningach, demonstracjach i razem ze swoimi koleżankami trochę tak naigrywałyśmy się z takiego stereotypu ?czirliderki? amerykańskiej, pięknej, wysokiej, smukłej blond dziewczyny, która tam po prostu wykrzykuje: dalej drużyno i zagrzewa do walki swoich chłopców. Natomiast my ubrane trochę inaczej i wyglądające nieco inaczej, miałyśmy takie różne polityczne teksty, które żeśmy skandowały i to było tak naprawdę zagrzewanie demonstracji do?, może do walki to póki co jeszcze nie, ale na pewno do demonstrowania i bycia na ulicach…
Hmm, takie różne polityczne teksty, powiadasz.
Dalej leci to tak, że taka Sylwia Chutnik zostaje namaszczona przez którąś z wojujących feministek, na przykład Kazimierę Szczukę, opowiadającej o powieści Chutnik ?Kieszonkowy atlas kobiet?: Pełna pasji powieść przekonująca, że lewicowo-feministyczna literatura tendencyjna może być czymś więcej niż doraźną publicystyką… No, no… lewicowa literatura tendencyjna. Taki feministyczny socrealizm, tak?
Potem już tyko namaszczenie ?Krytyki Politycznej?, do tego Paszport Polityki i wio, choćby na bydgoską scenę z bełkotliwą sztuką o Piłsudskim i miłości jego życia ? Aleksandrze.
Jeszcze słówko o metodzie twórczej Sylwii Chutnik. Dramatopisarka (tu nie ma żadnego dramatu, ale niech będzie, że dramatopisarka) opowiada tak o swojej metodzie twórczej przy okazji ujawniania kulisów powstania jej pierwszej powieści: …zrobiłam to w taki sposób trochę dziwny, co potem stało się tak naprawdę moją rutyną. To znaczy napisałam, właściwie chyba nie przeczytałam tego nawet potem i wysłałam bez poprawek, bez redakcji, bez korekty do Feminoteki.
No, chyba to tak właśnie leci, że zaoferowało się festiwalowej publiczności spektakl oparty na tekście, którego zdaje się, że sama autorka nie przeczytała, nie przemyślała, ot, wrzuciła w świat mętne scenki i zobaczymy co sobie wyduma na podstawie tych scenek publiczność.
Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim. Tekst Sylwia Chutnik. Reżyseria Marcin Liber. Wystąpili: Rozalia Mierzicka, Mirosława Żak, Angelika Cegielska, Rafał Kosowski, Ryszard Węgrzyn, Piotr Tokarz, Filip Perlikowski.