Marek Żydowicz, prezes Fundacji Tumult, oznajmił 23 kwietnia podczas posiedzenia Komisji Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą, że festiwal Camerimage w roku 2018 odbędzie się w Bydgoszczy.
Radni z Komisji Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą mieli zająć się podsumowaniem 25. edycji festiwalu Camerimage w Bydgoszczy, ale przede wszystkim wysłuchali wyjaśnień związanych z kryzysem, jaki powstał w relacji miasto Bydgoszcz - Marek Żydowicz po podpisaniu przez dyrektora festiwalu listu intencyjnego z wicepremierem, ministrem kultury Piotrem Glińskimi i prezydentem Torunia Michałem Zaleskim w sprawie utworzenia Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage w Toruniu.
- Pomimo zawirowania, jakie ma miejsce wokół festiwalu, czujemy się odpowiedzialnym zespołem. Jeśli z państwem zawarliśmy umowę, to ją dotrzymamy do końca. My nie zmieniamy zdania, my nie zrywamy zawartych porozumień ani pisemnych, ani tym bardziej ustnych, ponieważ uważamy, że to nie jest tylko kwestia bycia dżentelmenem, ale jest to kwestia publicznej odpowiedzialności za dane słowo - powiedział dyrektor festiwalu Camerimage Marek Żydowicz.
Statystyki 25. edycji festiwalu przedstawił Adam Zdunek, odpowiedzialny za festiwalowy marketing. Zanim podał liczby, ujawnił, jakie znaczenie w świecie filmowym ma festiwal Camerimage. - Podczas uroczystości wręczenia Oscarów w Los Angeles, dyrektor festiwalu siedział w czwartym rzędzie, a Steven Spielberg - w szóstym - zdradził Zdunek.
Na 25. festiwalu Camerimage pokazano 283 filmy, przyjechało ponad 800 autorów zdjęć z 50 krajów, 855 studentów, 173 przedstawicieli mediów i 965 przedstawicieli przemysłu filmowego z całego świata. W sposób szczególny Adam Zdunek przytoczył liczby odnoszące się do "ekwiwalentu reklamowego", czyli ilości pieniędzy, które trzeba by wydać na publikacje lub emisje przekazów medialnych poświęconych Camerimage, gdyby były one reklamą. W 2017 roku były 15342 wzmianki w mediach. Na tej podstawie została wyliczona kwota 50 mln zł "ekwiwalentu reklamowego". Liczby te są niemal dwukrotnie wyższe niż rok wcześniej. - W tych kategoriach festiwal był udanym przedsięwzięciem - ocenił Zdunek.
Marek Żydowicz podkreślił, że te rezultaty osiągnięte zostały przy budżecie festiwalu przekraczającym 9 mln zł, przy wsparciu miasta Bydgoszczy na poziomie 2,5 mln zł.
- Decyzja, którą państwo podjęli jako radni miejscy, mam na myśli tych radnych, którzy głosowali za tym, by obniżyć festiwalowi dotację, jest decyzją o ograniczeniu promocji Bydgoszczy w ramach tego wydarzenia - wskazał Żydowicz radnym z komisji promocji konsekwencje pięciokrotnego obniżenia dotacji. - Z wielkim rozczarowaniem przyjąłem decyzję państwa radnych, bo decyzja nie uderza w nas, ona uderza w Bydgoszcz. To jest państwa decyzja i państwo macie prawo do takiej decyzji - stwierdził dyrektor festiwalu.
Marek Żydowicz uznał tę decyzję jako polityczną, a nie merytoryczną. Wskazał, że festiwal, gdyby pominąć nawet "ekwiwalent reklamowy", bydgoskim hotelom przyniósł 2,5 mln zł przychodu. - 28 bydgoskich firm wysłało pismo do prezydenta, by zmienił decyzję, ale pozostało bez odpowiedzi - mówił Żydowicz. - Chciałem zakończyć wystąpienie wyrażeniem ogromnego żalu i podziękować radnym, którzy głosowali za utrzymaniem dotychczasowego wsparcia dla Camerimage - podkreślił.
- Pan prezydent Bruski zwija Bydgoszcz. Jest to rzeczywiście duży krok w tył, duża strata dla Bydgoszczy, kolejny dowód na systemowe degradowanie naszego miasta - podsumowała wystąpienie Żydowicza radna Grażyna Szabelska (PiS). Radny Bogdan Dzakanowski (niezrzeszony) dziwił się, dlaczego prezydent Rafał Bruski nie jest obecny na posiedzeniu komisji, mimo że przebywa aktualnie w ratuszu.
Radna Agnieszka Bąk (PO) wytknęła, że podstawowym argumentem za ograniczeniem wsparcia miasta dla festiwalu była zapowiedź jego przeniesienia do Torunia. - Festiwal nie przenosi się, odbędzie się w Bydgoszczy, jak znajdziemy brakujące środki - odpowiedział od razu Żydowicz i wskazał na media, które bez potwierdzenia u źródła, czyli u niego, tak oceniły sytuację po podpisaniu listu intencyjnego.
Prezes fundacji Tumult zaprzeczył, aby okazał się nielojalny wobec Bydgoszczy, bowiem uprzedził prezydenta o możliwości podpisania przez niego listu intencyjnego, a fakt jego podpisania w najmniejszym stopniu nie naruszał uzgodnionych z prezydentem warunków zorganizowania festiwalu w Bydgoszczy przez kolejne cztery lata.
Marek Żydowicz podkreślił, że odrzucenie przez niego propozycji wicepremiera Piotra Glińskiego byłoby działaniem na szkodę kierowanej przez niego firmy. - Muszę szukać docelowego miejsca dla festiwalu. Nie mogłem odrzucić korzyści, o które zabiegam od 30 lat, o normalny status festiwalu - tłumaczył Żydowicz i dodał, że o podobne wsparcie zabiegał u ministrów z rządu premiera Tuska i premier Kopacz bez rezultatu. - Powiadomiłem prezydenta Bruskiego z ministerstwa po podpisaniu. Po czterech dniach oddzwonił. Jeden dzień po świętach oddzwonił i powiedział, że doradcy mu wytłumaczyli, że teraz wartość festiwalu spada dla Bydgoszczy, w związku z czym on zabierze mi pieniądze. Odpowiedziałem, że zaszkodzi pan i festiwalowi, i Bydgoszczy - opisywał wydarzenia sprzed czterech miesięcy.
Dyrektor festiwalu Camerimage ocenił, że takie stanowisko prezydenta Bydgoszczy wynikało z racji politycznych. - Polityka jest czymś bardzo złym w samorządzie - wskazał Żydowicz i uznał, że publikacja Marcina Kowalskiego, dziennikarza, który m.in. jako pijarowiec świadczy usługi dla miejskich spółek, wzywająca do zerwania z Camerimage mogła mieć wpływ na decyzję Rafała Bruskiego. - Prawdopodobnie ta osoba wyliczyła wartość brandu dla Bydgoszczy - mówił Żydowicz i dziwił się, jak w oparciu o tak nieuczciwą opinię, prezydent mógł podejmować decyzję.
Marek Żydowicz podkreślił też, że nie można określić jego stanowiska jako nieuczciwego czy nielojalnego, gdyby nie chciał z Bydgoszczą wiązać się na więcej niż 4 lata. To byłoby naruszenie jego praw obywatelskich i naruszałoby swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. - Prezydent nie chce, to nie będzie festiwalu - wskazał, ale zaznaczył, że nie akceptuje politycznego podejścia do tej sprawy. - Dyscyplina klubowa nie powinna obowiązywać - przypomniał i dodał, że wie, że sprawa jest przegrana.
Na polemikę radnego Janusza Czwojdy (PO) dotyczącą wartości "ekwiwalentu reklamowego" dla Bydgoszczy, wskazał, że wartość ta nawet po podpisaniu listu intencyjnego nie zmalała, a wzrosła.
Dyrektor Biura Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą UM Łukasz Krupa zwrócił uwagę na nierówność potraktowania przez wicepremiera Piotra Glińskiego Bydgoszczy i Torunia. Na list do niego skierowany przez prezydenta Bydgoszczy dwa lata temu w sprawie wspólnej inwestycji dotyczącej Camerimage nie odpowiedział, a podpisanie listu intencyjnego z prezydentem Torunia było zaskoczeniem. Krupa nie doczekał się konkretnej odpowiedzi, jak długo trwały negocjacje przed podpisaniem listu intencyjnego.
Marek Żydowicz wskazał natomiast na różne zaangażowanie obu miast w projekt. Toruń zadeklarował poniesienie 50% kosztów przedsięwzięcia, a Bydgoszcz 1,6 mln zł. - Ja zrozumiałem, że nie mam wyjścia. Nie ma tu siły sprawczej i siły polityczno-urzędniczej, która chciałaby tego projektu. To jest niechciane kukułcze jajo, ten IV krąg. Podrzuca się je z jednej strony do drugiej strony i właściwie nie ma żadnej decyzji - zarzucał Żydowicz.
Z drugiej strony zaprzeczył, że chce odejść z Bydgoszczy. - Chcę zostać w Bydgoszczy. Nie mam pewności, czy powstanie [Camerimage] w Toruniu, ale jak powstanie budynek Franka Gehry'ego, gdziekolwiek by on nie powstał, to pójdę na kolanach - powiedział zdesperowany Żydowicz i wytłumaczył, że "połączenie obu brandów dałoby kapitalną trampolinę pijarową i wtedy rozpoznawalność festiwalu Camerimage wzrosłaby o kolejne procenty na całym świecie". - Twierdzenie, że fakt zapowiedzi ewentualnego przeniesienia festiwalu do budynku Franka Gehry'ego obniża wartość promocyjną Bydgoszczy w ramach festiwalu Camerimage jest zwykłym bullshitem. To jest nieprawda. Konsultowałem to ze specjalistami od marketingu - tłumaczył Żydowicz.
Na pytanie przewodniczącego komisji Tomasza Puławskiego, co dalej z festiwalem, Marek Żydowicz podał najważniejsze fakty: - Pan prezydent zdecydował, że nie będzie z nami rozmawiał o podpisaniu dotacji na festiwal, bo nie ma nowych okoliczności, by wrócić do rozmów. Propozycja jest na 500 tys. zł. Rozpoczęliśmy prace nad umową i czekamy na wypełnienie procedury po stronie urzędu. Idzie to harmonijnie. Apeluję do radnych, mieszkańców, przedsiębiorców, posłów, senatorów, polityków, ludzi dobrej woli o pomoc w znalezieniu pieniędzy, które pokryją deficyt. Kontrakt roczny będzie - podkreślił Żydowicz. Wskazał, że obecna infrastruktura Opery Nova nie odpowiada potrzebom i festiwalu, i Bydgoszczy. Dodał też, że może dwumiasto mogłoby ponieść festiwalowy projekt. Przypomniał, że szacunkowe kwoty dla wybudowania IV kręgu Opery Nova to 60-80 mln zł, a centrum w Toruniu - 560 mln zł. Nie wiadomo jednak, czy w Toruniu się uda, a tempo prac w Bydgoszczy jest niepokojące, choć są obietnice.
- Możemy być świadkami ciekawych scenariuszy! - zagadkowo i jednocześnie proroczo posiedzenie komisji podsumował Tomasz Puławski.