Pamiętam Ambasadę Polską w Paryżu z niejednych wyborów. Tak, to tu głosowałem, w OKW nr 44. Pamiętam, kiedy po schodach wchodziło się do reprezentacyjnych sal, by tam głosować. Teraz głosujemy w hallu – na salony szlaban.

Czy nie jest to marginalizacja, obniżenie rangi wydarzenia, co już miało miejsce poprzednio, kiedy w praktycznie niefunkcjonującym już normalnie przyczółku polskiej kultury – Instytucie Polskim, zlikwidowanym przez rządzącą koalicję, oddawaliśmy głosy wśród pustych regałów. Książki, wcześniej zbierane, darowane przez miejscową Polonię po prostu wystawiono na ulicę, by zabrali je? śmieciarze. Tak, o tym należy pamiętać – co się robi z polską kulturą, jeżeli nie wpisuje się w jedynie słuszną linię. To tu, gdzie teraz głosujemy, kiedy przychodziło się na przyjęcia organizowane przez Ambasadę, była właśnie szatnia.

Kiedy biorę udział w wyborach francuskich, różnice w ich przebiegu są duże. Czy najważniejsze jest to, że do liczenia głosów zaprasza się głosujących właśnie (mnie samego spotkało to kilkakrotnie), czy to, że na oficjalne wyniki czeka się ZDECYDOWANIE krócej?

Już od wejścia jest inaczej. Ba, wcześniej: do każdego wyborcy rozsyłane są materiały poszczególnych kandydatów, lub partii (w zależności od rodzaju wyborów). Druga przesyłka, na kilka dni przed datą elekcji, zawiera przykładowe karty wyborcze – identyczne z tymi, które będą rozłożone w lokalach wyborczych w dniu głosowania; wyborca może się oswoić, wcześniej przetrenować w zaciszu domowym ten jakże ważny obywatelski akt, by mieć stuprocentową pewność, że nie popełni błędu.

A i komisja na miejscu dba, by błędu nie popełniono. Jak? Wyborca posiada swoją kartę wyborcy z jednostkowym numerem, danymi osobowymi, oraz na ostatniej stronie miejscem do przystawiania pieczątek z datami poszczególnych wyborów. Po pobraniu kart do głosowania (jest ich tyle ilu kandydatów, trzymajmy się wyborów prezydenckich, analogicznie do naszej sytuacji byłoby ich 11, o ile pamiętam formatu A6) i jednej koperty tegoż formatu i przejściu przez kabinę, w której do koperty wkładamy jedynie JEDNĄ kartę wyborczą z nazwiskiem kandydata, na którego głosujemy – jakież proste i bezpieczne, nieprawdaż?) podchodzi się z dowodem tożsamości i swoją kartą wyborcy do komisji wyborczej. Jej przedstawiciel odbiera te dwa dokumenty i głośno czyta nazwisko, imię i numer wyborcy, a on sam z przygotowaną w ręku kartą do głosowania w ciemnej niebieskiej kopercie oczekuje na akt głosowania.

Kolejny przedstawiciel komisji odszukuje wyborcę w rejestrze wyborców – dużej księdze formatu podłużnego. Po odnalezieniu przykłada w odpowiednim miejscu plastikowy przezroczysty szablon z wyciętym okienkiem wielkości pola, w którym wyborca składa swój podpis poświadczając udział w wyborach. Komisja jeszcze nie oddała dokumentów wyborcy – teraz, kiedy podchodzi on do PRZEZROCZYSTEJ urny ponownie wyczytywane jest jego nazwisko, imię i numer na liście, by oznajmić kto głosuje.

Kolejny przedstawiciel komisji zwalnia blokadę i szczelina w urnie otwiera się, by umożliwić wrzucenie do niej koperty z, przypominam, kartą jednego kandydata – w innym przypadku, np. pusta koperta, czy więcej niż jedna w niej karta, głos w czasie liczenia zostanie uznany za nieważny. Od pewnego czasu usatysfakcjonowano tę część wyborców, którym nie odpowiada żaden z prezentowanych kandydatów – ci mogą oddać białą kartę i takie glosy są ujmowane w wynikach wyborów w oddzielnej grupie.

Natychmiast po wrzuceniu koperty szczelina jest ponownie zamykana, a przedstawiciel komisji wyborczej stwierdza ?głosował?, co oznacza, że Iksiński dokonał już swojego wyboru. Wyborca dostaje z powrotem dokument tożsamości i kartę wyborcy z pieczątką poświadczającą udział w głosowaniu.

Otóż w mojej komisji teraz głosujemy przy pomocy maszyn do głosowania. Procedura jest identyczna z tym, że po odnalezieniu wyborcy w rejestrze i podpisaniu przez niego rejestru przechodzi on do maszyny, gdzie odizolowany, podobnie jak wcześniej w kabinie, naciska jeden z prezentowanych przycisków, odpowiadający wybranemu przez niego kandydatowi. Naciśnięcie przycisku wyzwala też dźwięk, co pozwala przedstawicielowi komisji wyborczej stwierdzić słuchowo (wszak nie ma tu ani urny, ani karty do głosowania, a wyborca jest odizolowany wizualnie od komisji), że wyborca już zagłosował.

Tradycyjna urna zajmuje we francuskim lokalu wyborczym miejsce jej należne: jest w centrum uwagi i zainteresowania; maszyna do głosowania, przesunięta od osi, choćby wolumenem nakazuje atencję.

A później, o 20:00, na początku kolacji, wszystkie media podają wyniki exit poll, by tak już dobrze po deserze, raczej przy digestiwach zakomunikować rezultaty bardzo przybliżone do ostatecznych.

Pewien mędrzec twierdził, że jeżeli spodziewamy się najlepszego, to spotyka nas to, co najlepsze. Czy to działa? Wypróbujmy na sobie!