W otoczeniu grafik o treści wybitnie metafizycznej, zaprezentowany został wykład o tym, co do granic cielesne. Dr Mateusz Soliński, zatytułował swoje wystąpienie ?Czy jest coś poza ciałem? Kilka refleksji na temat twórczości Luciana Freuda?.
Realizm od kuchni
W trakcie prezentacji publiczność miała możliwość zapoznać się z wieloma przykładami inspiracji, z których prawdopodobnie czerpał malarz, od których jednak on sam się odżegnywał. W tym aspekcie wysoce erudycyjna narracja Solińskiego była owocem poszukiwań tego, co nieuświadomione u artysty. W końcu dlaczegóż wnuk Zygmunta Freuda sam miałby uniknąć dociekań na temat niejawnych uwarunkowań swojej twórczości?
Relację ze swojego systematycznego interpretacyjnego namysłu nad spuścizną swojego bohatera, Soliński okrasił wywołaniem ciekawej, demaskatorskiej tezy o stosowaniu w przeszłości przez niemałą liczbę malarzy ?ułatwienia? w postaci soczewki (camera lucida), przy pomocy której mieli oni rzutować obiekt na podobrazie. Dygresja ta pozwoliła Solińskiemu stworzyć tło dla dookreślenia realizmu obrazów Luciana Freuda. Otóż, w jego przypadku realizm nie miałby wiązać się tyle z fotograficzną dokładnością odwzorowania, co ? w pewnym stopniu ? z autentycznością doświadczenia przedmiotu, niezafałszowaniem samego procesu twórczego. Jest to zatem nie tylko realizm samego jedynie przedstawienia, co w niemałym stopniu ? by tak rzec ? ?realizm? metody tworzenia.
Arkana pracowni
Jako coś istotnego dla warsztatu malarskiego Freuda, Mateusz Soliński w pierwszym rzędzie wytypował charakterystyczną, niezwykłą wielość odbywanych przez niego sesji malarskich. Artysta potrafił malować jeden portret przez dwa lata, na inny ? z kolei ? potrzebował 100 spotkań. To niezwykłe skupienie na modelu czy obiekcie, miało swoje koszta. Pojawiały się trudności z zachowaniem trwałości martwej natury lub powtarzalności pozy ludzkich postaci. Dodatkowo, malarza cechował szczególny perfekcjonizm, przejawiający się w dbałości o stałość tła czy identyczność oświetlenia.
Innym, szczególnym przejawem troski Freuda o autentyczność odwzorowania była ? według Solińskiego ? odczuwana potrzeba zachowania stałej postawy uczuciowej modela. Towarzystwo zwierząt przy uwiecznianiu nagich postaci, nie miało ? jak się okazuje ? na celu jedynie zwykłego urozmaicenia, lecz jego zadaniem było również wpływanie w konkretny sposób na ekspresję emocjonalną portretowanej osoby.
Ujawniając ciekawe historie z pracowni malarza, Soliński wspominał o symbolicznych i osobistych wątkach w twórczości Freuda. Czynił to, zwracając chociażby uwagę na niezwykłą wielość miłosnych towarzyszek artysty i tendencyjność ich przedstawiania ? z zagadkowym motywem kwiatu.
Kondycja egzystencjalna
Lucian Freud został przez Solińskiego przedstawiony jako twórca niezwykle wymagający nie tylko od siebie. Wydaje się, że w swej pracy w sposób wysoce świadomy sprowadzał modela do poziomu zwierzęcia. Maksymalnie go reifikował. Już to samo inspiruje do myślenia o wyrażanej w dziełach wizji ludzkiej kondycji. Jednak filozoficzna refleksyjność prelegenta nie pozwoliła przejść obojętnie również obok głębszych, obecnych na niektórych obrazach Freuda motywów egzystencjalnych. Żałobna biel, w którą przyodziana bywa często portretowana, przykuta do łóżka matka artysty, martwe zwierzęta i motywy ich pośmiertnego upamiętnienia, przekonują, że wątek przemijania i jego świadomość nie były dla malarza czymś przypadkowym.
Rozwinięciem wątku zaniku i degeneracji życia, wydaje się motyw vanitas, pustki. Jego obecność u Freuda Soliński podsumował, określając jego twórczość mianem ?ikonografii znikomości?. Przy okazji, zwrócił też uwagę na ciekawe skojarzenie teatralnych, nienaturalnych póz nagich modeli z pozami postaci przedstawionych w dawniejszym malarstwie eschatologicznym: ludzi cierpiących męczarnie piekła. Skojarzenie znaczące?
Czy coś poza ciałem?
Słowa Freuda o części swych dzieł, że ?to nie są akty, to są po prostu rozebrani ludzie?, dają do myślenia. Akt byłby zatem czymś niepozbawionym kulturowych sensów. Jego percepcja jest przeciwstawiona maksymalnej prostocie spojrzenia. Spojrzenia na przedmiot odarty z dodatkowego znaczenia, z uwodzicielskiej podwójności. Nagość tak przedstawiana nie ma ekscytować.
Mateusz Soliński zwrócił też uwagę, iż prace Freuda mają być pozbawione sensu metafizycznego. Po jego wykładzie trudno jednak uniknąć refleksji o ludzkim bycie, o czym dała znać zadająca pytania publiczność. Zastanawiającą jest też pewna trudność, do której przyznał się sam autor prezentacji: w swej pracy interpretacyjnej, im dłużej przypatrywał się twórczości malarza, tym bardziej wydawała mu się obca. Czy była to tylko indywidualna, osobista bariera poznawcza?
W czasie dyskusji, obecny wśród gości dr Grzegorz Grzmot-Bilski wywołał koncepcję ?nicości? jako pojęcia granicznego. Czy zatem można mówić też o ?graniczności? tego malarstwa, które praktykował Freud? Być może to, co przedstawiał wnuk znanego psychoanalityka, ma prawo sprawiać trudność poznawczą nie tylko prelegentowi, ale w ogóle jest obce ludzkiemu sposobowi patrzenia? Zupełna duchowa pustka wydaje się być czymś ?nie-dla-ludzi?. W tym sensie, przedstawiając ciała wyzbyte dodatkowych wymiarów, Lucian Freud dociera do granic ludzkiego świata ? ontologicznie i epistemologicznie. Pustka człowieka zupełnie i li tylko cielesnego okazuje się i czymś nieprawdziwym, i czymś nie-do-poznania.
Sam Freud, jak się zdaje, nie uniknął chociażby minimum tego, co ponadcielesne. Wszak, jak zauważono, zwracał w swej pracy niezwykłą uwagę na wymiar emocjonalny modela. Ujmował go, być może, bez perspektywy duchowej i moralnej – jednak z resztkami wymiaru uczuciowego. Wrażenie i doświadczenie zmysłowe (lęk przed zwierzęciem, odczucie niewygody pozy) wydają się nie do pominięcia. Są najprawdopodobniej granicą, na której musiał zatrzymać się też i twórca. Samo ciało, to – i dla niego – ciało już tylko martwe.