Nasza czołowa lekkoatletka dokonała podsumowania sezonu.

Trudno nie uznać jej tegorocznego sezonu za bardzo udany. Iga Baumgart przywiozła  m.in. brązowy medal z mistrzostw świata w Londynie, złoty medal z uniwersjady w Tajpej czy złoty medal halowych mistrzostw Europy w Belgradzie, które wywalczyła w sztafecie 4x400 m.

Jak sama przyznaje, był to jej najlepszy sportowy rok. Zadowolona ze zwycięstw w Belgradzie i Tajpej, najbardziej jednak cieszy się z londyńskiego, niespodziewanego podium. - Była to dla nas ogromna niespodzianka, szczególnie że Justyna Święty miała kontuzję. Trochę nie wierzyłam, że Justyna może dobiec na 3. miejscu i tak naprawdę jakby dobiegła na 4. czy 5. pozycji nie miałybyśmy żadnych pretensji, bo wiedziałyśmy, że da z siebie wszystko. Wiedziałam, że choćby miała stracić nogę i tak będzie walczyć do ostatnich sił - wspomina zawodniczka.

Inga Baumgart zdradza również, że cała polska sztafeta z Londynu (Aleksandra Gaworska, Iga Baumgart, Justyna Święty i Małgorzata Hołub), nie była przekonana co do taktyki, którą przyjął trener przed startem. Przyznaje, że bez problemu przyjęły skład, w którym miały biegać, jednak kolejność zmian była dla nich zaskakująca. - Trener wystawił dwie najmocniejsze zawodniczki na dwóch pierwszych zmianach, potem teoretycznie słabszą zawodniczkę i później „niewiadomą” kontuzjowaną Justynę, co było bardzo ryzykowne - wyjaśnia biegaczka i dodaje: - Justyna,  kiedy dowiedziała się, że biegnie ostatnia, popłakała się. Po swoim indywidualnym biegu, była przekonana, że wcale nie wystartuje.

Bydgoska lekkoatletka zdradza, że po mistrzostwach świata czuje się silniejsza. - Przed Londynem lubiłam biegać trzecią zmianę, do innych podchodziłam z dystansem. Teraz mogę biec na każdej. Kiedy trener pyta się, którą chce biec, mówię, że jest mi to obojętne - zwierza się Iga Baumgart.

Sezon zakończyła złotym medalem w sztafecie i finałem biegu indywidualnego na uniwersjadzie w Tajpej. Jej zdaniem, uniwersjada zdecydowanie różniła się od wcześniejszych zawodów. Było już czuć, że wszyscy są po sezonie. Widać było wyluzowanie, nikt się nie spinał, traktowaliśmy to jako zabawę i przyjemność. Mimo braku satysfakcji z biegu indywidualnego, bo jak sama z przymrużeniem oka mówi: "Sportowiec zawsze będzie niezadowolony, jak nie zdobędzie złotego medalu", zespołowo bez problemu zdobyła kolejny krążek do kolekcji.

Po wyraźnie udanym sezonie Iga nie planuje zwalniać tempa i choć utrzymuje, że osiągnęła wszystko to,  co zaplanowała, jej apetyt na kolejne sukcesy ciągle rośnie. - Jak mamy kończyć, skoro są medale - śmieje się zawodniczka. Przyznaje jednak, że przyszły sezon może okazać się trudniejszy ze względu na oczekiwania, które wzbudziła, wygrywając tegoroczne konkursy.

Jako bliższy cel stawia przed sobą mistrzostwa Europy w Berlinie w 2018 roku, ale oprócz tego planuje przygotowania na igrzyska olimpijskie w Tokio w 2020 roku, licząc na całkiem dobre rezultaty. - Obym wytrwała do Tokio w treningu i zdrowiu. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to chciałabym podnieść formę i powalczyć o finał. Jeżeli wszystkie dziewczyny będą w najwyższych dyspozycjach, to może nawet uda się celować w medal. Nie chcę na razie spekulować, ale na pewno muszą być cztery  równe dziewczyny na bardzo wysokim poziomie, aby osiągnąć sukces – opowiada o zamiarach i nadziejach bydgoska biegaczka.  

Iga Baumgart zakończyła właśnie  sezon i planuje odpocząć w egzotycznych krajach. Wyznaje ze śmiechem, że wprawdzie był to dla niej bardzo udany okres, ale z utęsknieniem czeka na zasłużony relaks. Przyszły rok zapowiada się dla niej równie interesująco, zarówno w życiu sportowym, jak i  prywatnym, albowiem  w niedługim czasie wychodzi za mąż.