Pisałem już obszernie, że scenę bydgoską od wielu sezonów zdominowali pupile lewackich środowisk. Mieliśmy więc na scenie dostatek propagandy antyklerykalnej, feministycznej, gejowskiej; mieliśmy Szekspira i Moliera przerobionych na miarę grafomańskiej wyobraźni. To już żeśmy przeżyli.

Teraz kolej na Marcina Libera. Ten to dopiero ma do powiedzenia ciekawe rzeczy o Polsce i Polakach. Sztukę ?Być jak Steve Jobs? realizowaną przez Libera tak recenzowała sympatyzująca z mądrościami lewicowymi Aleksandra Sowa:
Nie było mi dane wytrzymać do końca na pierwszym z prezentowanych spektakli – ?Być jak Steve Jobs? Marcina Libera. Czy mam prawo pisać o przedstawieniu, którego nie widziałam w całości? Wydaje mi się, że tak. Trudno o bardziej wymowną recenzję niż stwierdzenie, że po półtorej godziny zastanawiania się, do którego końca rzędu mam bliżej, wreszcie pojawił się zbawienny antrakt, podczas którego można było się wymknąć i nie tracić więcej czasu na oglądanie tego, co 21-letni autor tekstu ma do powiedzenia na temat transformacji ustrojowej i ekonomicznej oraz biografii ich bohaterów (prawdziwych albo wymyślonych, co daje efekt już zupełnego miszmaszu i kiczu, który bardzo szybko zastępuje obiecujący, również pod względem scenograficznym, początek). Oglądanie zestawienia wszystkich warstw społecznych zjednoczonych w alkoholu ochoczo rozdawanym przez Matkę Courage, mimo silenia się na sytuacyjną ironię i cięty, polityczny dowcip, jest nudne jak flaki z olejem i po kilkunastu minutach już poważnie irytuje. Wniosek, który jest przewidywalny już od pierwszej minuty ? że było źle, a teraz jest jeszcze gorzej, a za chwilę to już w ogóle będzie koszmar, tylko na szczęście go nie dożyjemy, jest wnioskiem poddawanym konsekwentnej próbie zawoalowania. Niestety, ten banał, nawet spod warstwy pokawałkowanej paplaniny, jest nie do ukrycia. Szkoda jedynie świetnych aktorów, którzy pokładają się pod wpływem na kręcącej bez końca scenie.

To krótki i dość celny opis aspiracji lewackiego gadania w teatrze współczesnym, gadania, które kończy się zazwyczaj duchowym kiczem. Zadziwiający jest także właściwy tym środowiskom paternalizm ? lewaccy twórcy czują się zawsze znacznie mądrzejsi od ludzi, o których opowiadają. Mają gotowe etykiety i formuły, które rozdzielają jak pijany chłop razy sztachetą na wiejskim weselu. Żadnych niuansów. Żadnych wątpliwości. Świat nie jest dla nich dramatem, konfrontacją racji, cierpienia, nadziei, ale miejscem ekspozycji ich lewackich fanaberii. A szkoda, bo świat dookoła i w nas samych to jednak miejsce prawdziwych dramatów, namiętności, krzywd prawdziwych, śmieci realnych.

Marcin Liber dał się również poznać jako twórca spektaklu ?Antygona?. Biedny Sofokles nie mógł się oczywiście bronić przed grafomańskimi zapędami reżysera. I ze sceny padają na przykład takie słowa Antygony: – Niech nikt nie rucha mojego trupa! Niech nikt nie rucha mojego trupa!…
Żałosne.

A oto co o innej realizacji reżyserskiej Marcina Libera opowiada Aleksandra Skorupa w ?Teatrze dla Was?:
Wtedy to Judasz, ubrany w chocholi strój jest upokarzany za to, że zdradził Chrystusa. W spektaklu na jego ?stroju hańby? widnieje napis: Żyd. Antysemityzm towarzyszy grupie walczącej o krzyż, będącej równocześnie przedstawicielami mieszkańców miasteczka i ?obrońców Smoleńska?. Są oni chórem, komentującym wydarzenia i silnie akcentującym swoją obecność na scenie. Jeden z członków grupy, którego zostawiła żona i odebrano mu dziecko, oskarża o wszystko sądy, które ?są na usługach naszych wrogów ? żydo-komuno-masonów?.

Ale jaja, co? Antysemitami są ci, którzy wytykają Judaszowi jego zdradę. Chłopie, przecież wszyscy kumple Chrystusa, to byli Żydzi, więc według twojej dogłębnej interpretacji wychodzi na to, że to sami Żydzi są antysemitami. A może to Polacy odtwarzający tamte dramatyczne wydarzenia są antysemitami? Ależ owi Polacy napiętnują zdrajcę, dlatego, że jest zdrajcą, a nie dlatego, że jest Żydem. Jeśli są antysemitami, to nie powinni współczuć zdradzonemu Żydowi Chrystusowi. Ale kuda mi tam dociec, co się w tej reżyserskiej głowie dzieje?

Ale mało tego ? okazuje się, że ludzie chcący niegdyś zachowania krzyża przed pałacem prezydenckim w 2010 roku to też antysemici. A jakże! Europejczycy to ci, którzy sikają na znicze, wołają ?chcemy Barabasza?, robią krzyż z puszek po piwie, a antysemici, to ci, co czczą tego Żyda Jezusa Chrystusa. No, nic, idźmy dalej w te mądrości. A robi się straszno i idiotycznie, jak relacjonuje recenzentka:
W tym czasie jednak Szatan doprowadza do przewrotu w niebie i postanawia zorganizować sąd nad Stwórcą, a Judasza obwieszcza nowym Bogiem. Na świadka powołuje księdza Grzyba, który w mowie oskarżycielskiej przeciw Bogu, wyjaśnia, że tajnym współpracownikiem był marnym i władze nie miały z niego pożytku. Jest to postać najbardziej uczciwa i autentyczna z całej plejady bohaterów (?) To Stary Stwórca jest odpowiedzialny za wojny, walkę o wpływy i nienawiść ludzką. Sam bowiem skazał swojego Syna na śmierć. Podczas procesu wybucha bomba i Bóg ginie, by jednak powrócić w ostatniej scenie i rozliczyć się z Polakami ? narodem, uważającym siebie za wybrany. Wtedy wszyscy przedstawiciele grupy, w garniturach, przytwierdzają się do swoich krzyży, przepasanych biało-czerwonymi opaskami. To symbol ich dominacji i władzy. Włodzimierz Dyła, wcielający się w rolę Stwórcy, przejmująco podsumuje przedstawienie, mówiąc, że Polakom niepotrzebny jest Bóg, tylko ich własna religia. Następnie oblewa się benzyną, ostatecznie kończąc całe widowisko.

No, no… Judasz nowym Bogiem! Bomba zabija starego Boga! Bóg bierze i się podpala! No, czy to nie gaworzenie niedorozwiniętego gimnazjalisty? Opowiadanie takich bredni po św. Tomaszu z Akwinu, św. Augustynie, czy mistykach nadreńskich jest po prostu eksplozją dyletantyzmu. Człowiek usłyszał coś w kawiarni na Nowym Świecie i wali z tym do publiczności licząc na to, że ta publiczność też wciąż biega w krótkich spodenkach. Na litość boską, lewaccy twórcy, idźcie do ludzi, zobaczcie prawdziwych mężczyzn i kobiety, odłóżcie stereotypy homofonów, antysemitów, faszystów, a zwróćcie się w stronę życia, jego bogactwa i prawdziwych straszności. A, żebym nie zapomniał. W tej sztuce po scenie szwenda się akowiec sadysta – no, bo wiadomo, jak wykonywał wyroki na kolaborantach z PPR i Niemcach, to musiał być sadystą.

Marcin Liber ma też w swoim dorobku realizację ?III furii? przy współpracy lewackich autorek: Sylwii Chutnik, Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, Magdy Fertacz.
I znów zacytuję całkiem lewicową Dorotę Ogrodzką:
Diagnozy ?III Furii? oślizgują się w banał i łatwą prześmiewczość pełną dystansu i braku choćby szczypty antropologicznej wrażliwości na inne niż moje doświadczenie kulturowe. Są jak gorzkie żarty zbudowane na stereotypach ? coś w nich prawdziwego jest, ale to co da się znaleźć jako autentyczne wszystkim jest dobrze znane i wielokrotnie już omawiane, zaś to, co skomplikowane i potencjalnie odkrywcze, domagające się oglądu, analizy, zatrzymania ? zostaje nieznośnie uproszczone i potraktowane z niedbałą pogardą (?) Bohaterki i bohaterowie spektaklu Libera to żałosne, nieudolne, prymitywne postaci ? tak najwyraźniej kreuje je reżyser i tak każą nam je widzieć autorki tekstu.

No, to nam się szykuje realizacja ?Wesela? Wyspiańskiego. Reżyser, jak widać powyżej, mądry i rozumny, więc będzie pewnie ubaw po pachy.
Ja liczę na przykład na taką scenę – Rachela biega po scenie, oczywiście na golasa, a wokół polscy weselnicy, antysemici, faszyści i homofoby dybią wiadomo na co…