Kto wie? Może kurczaki planują nawet akty terrorystyczne. Społecznicy (a może lepiej zwierzęcznicy?) mogliby udokumentować, o czym gdaczą kury. Pewnie o słabej kondycji moralnej ludzkości. Ciekawe, czy żałosne warunki bytowe niosek skłonią je ku radykalizacji poglądów politycznych. Wiemy przecież, że nacjonalizmy odzywają się często w procesie buntu i z powodu frustracji. Mógłbym przypuszczać, że kury z wydziobanymi piórami są skutkiem walk partyjnych. Pewnie jedne opowiadają się za równością wszystkich zwierząt z ludźmi włącznie, a drugie za wyższością kur nad innymi gatunkami.

Ironia jest jak najbardziej na miejscu. Że kury ludzi nie przypominają ? każdy widzi. A materiały Stowarzyszenia Otwarte Klatki wskazują, że członkowie przypisują kurom zbyt wiele cech ludzkich. A to jest niebezpieczne. Wygląda na to, że skuteczność akcji zagrożona jest z powodu ideologicznego nastawienia członków. Protestują przeciw złym warunkom hodowli, a proponują, żeby jajek nie jeść w ogóle. To jakby proponować by nie rodzić dzieci, z powodu cierpienia jakie niosą ze sobą choroby cywilizacyjne. (Podobnym tokiem myślenia szli średniowieczni katarzy.)

Do cierpienia zwierząt faktycznie można się nie przyczyniać. Wystarczy kupować jajka z chowu na wolnym wybiegu (jedynki), a najlepiej z chowu ekologicznego (zerówki). Kiedy pierwsza cyfra stempla na jajku to trzy, wtedy wiemy, że jajko pochodzi z chowu klatkowego. Są jeszcze ?dwójki?. Wtedy kury trzymane są w dużych halach. Drepczą wprawdzie po ściółce, ale także w bardzo dużym zagęszczeniu.

Organizatorzy akcji nie informują o tym, że można nie przyczyniać się do cierpienia zwierząt kupując inne jajka. Niestety droższe. I sumienie czyste i kurka zadowolona. Przy chowie ekologicznym żyje sobie takie zwierzę podobnie, jak żyło sobie z ludźmi przez tysiące lat. Pamiętam kury na podwórku mojej babci i wyglądały, mówiąc językiem aktywistów, na zadowolone. Działacze wolą by kur nie było, bo mało kto będzie trzymał je dla samej radości ich oglądania.

Niby stowarzyszenie nazywa się ?Otwarte Klatki?, ale lepiej gdyby nazywało się ?Bez jaj?, ?Równouprawnienie dla kur? albo ?Mniej kur ? mniej cierpienia?. Nie informują o alternatywie jajek ekologicznych, bo są z przekonania wegetarianami, weganami etc. Uważają, że nie należy jeść w ogóle produktów zwierzęcych i uczą ?jak skleić kotlety z kaszy?. Budzi to mój sprzeciw nie tylko dlatego, że uważam ideologiczny weganizm za jedną z głupszych rzeczy pod słońcem, ale także dlatego, że musi to przyczyniać się do znacznego ograniczenia skuteczności akcji.

Na stronie stowarzyszenia można się dowiedzieć, że aby kury nie cierpiały przy składaniu jajek, to najlepiej jeść tofu zamiast drobiu. Przepaść dzieląca problem i rozwiązanie musi odstraszać. Żeby wykazać dobrą wolę podpisałem się pod petycją skierowaną do sieci Kaufland. Sprzeciw konsumencki uważam za dopuszczalną formę wywierania wpływu na rynek. Choć z drugiej strony pewnie wielu ludzi woli, żeby kury cierpiały niż płacić za jajo o trzydzieści groszy więcej. To stosunkowo tani i bardzo odżywczy produkt, a ludzie cierpią przecież z powodu niedoboru pieniędzy i witamin w organizmach.

Chciałbym więc zauważyć, że gdyby przedsiębiorców nie obciążać kompletnie nieefektywnym podatkiem CIT, to ceny każdego rodzaju jaj w wyniku działania prawa popytu i podaży spadłyby, a więc jaja ekologiczne byłyby dostępne dla większej liczby osób. A w ogóle, to dlaczego zwykły Kowalski nie może trzymać sobie przy domu paru kur w normalnych warunkach i sprzedawać jaj sąsiadom albo w sobotę na targu? To znacznie obniżyłoby ceny a Kowalskiemu bardziej opłacałoby się zbić szopę z desek niż kupować jakieś certyfikowane klatki. W Polsce w ten sposób dorobić sobie, bez łamania prawa, nie można, bo trzeba to uregulować i podzielić się z państwem płacąc podatki i składki, co czyni takie małe przedsięwzięcie nieopłacalnym. Co kiedyś było normalne, stało się karalne.

Członkowie stowarzyszenia, podobnie jak obowiązujący stosunek do działalności gospodarczej, są nieracjonalni. ?Kura jest w pełni zindywidualizowaną osobą? piszą. A ja się zastanawiam, co jest nie tak z osobami, które takie durnoty głoszą. Spotkałem kiedyś takich nawiedzonych ludzi pod gdańskim Neptunem. Jedna z dziewczyn trzymała zdjęcie ryby z napisem ?Ryby też myślą?. Zapytałem, o czym myślą ryby, ale tego już nie wiedziała. Kolega był bardziej brutalny, bo dziewczynie trzymającej fotografię słonia powiedział, że dziwnie wyszła na tym zdjęciu. Na nim też było jakieś antropomorfizujące zwierzęta hasło. Działacze zbierali podpisy pod słuszną inicjatywą blokującą zdzieranie skór z żywych fok, ale z obawy, że ktoś mnie z takimi wariatami skojarzy, nie podpisałem.

Nie widzę powodu by zmieniać definicje pojęć. Łatwiej wprowadzić nowe, jeżeli już. Konstytucja RP mówi o prawach i obowiązkach osób właśnie, więc musielibyśmy mewom przyznać prawa wyborcze i objąć je regulacjami dotyczącymi połowu ryb albo zmienić tysiące polskich przepisów. W miniksiążce kucharskiej z wegańskimi przepisami – rzekome remedium na cierpienie kur – autor pisze, że nasz drób ma też zdolność odczuwania miłości. Wiemy, że antropomorfizacja zwierząt i przedmiotów jest cechą myślenia dziecięcego, ale dzieci nie potrafią pisać książek. Jak więc nazwać osobę, która takie rzeczy ludziom próbuje wmówić?

Jak nie będziemy jeść jaj, to nie będzie po co utrzymywać kur. Działacze najwyraźniej chcą, żeby gatunki hodowlane stanęły na krawędzi wymarcia. Pewnie sprzeciwiliby się nawet trzymaniu ich w zoo. Więc tylko jakiś miłośnik koguciego piania, gdzieniegdzie, oferowałby sąsiadom z bloku codzienną pobudkę o świcie. Może ktoś chodziłby z krową na smyczy po miejskim parku, ale musiałby mieć zawsze wiadro i łopatę, bo w papierowy woreczek trudno byłoby schwytać krowi placek.

Zwierzętom hodowlanym jest z ludźmi dobrze, jeśli są dobrze traktowane. Można protestować, gdy coś (!), co żyje i czuje, cierpi. Za krzywdzenie zwierząt można też przecież trafić do więzienia. Niechby zrobić coś, by przepis ten działał wobec wszystkich hodowców. Ale nie mówmy, że kura to ktoś. Możemy ewentualnie poszukać trzeciego słowa, bo faktycznie słoń to coś bardzo odmiennego od krzesła.

Cierpienia zwierząt całkiem nie usuniemy, bo ludzie nawet siebie nawzajem nie chcą traktować nazbyt miłosiernie. Paradoksalność poglądu kusi, by żonglować jego absurdalnymi konsekwencjami, ale nie chcę nadużywać, i tak już nadwyrężonej długim tekstem, uwagi czytelników. Skrócę wywód zadając pytania zwolennikom poglądu, iż kura to osoba:

Czy dopuszczalne jest pożycie małżeńskie ze zgrabną nioską?

Czy zwierzętom należy się służba zdrowia i inne obywatelskie przywileje?

Czy uniemożliwienie rozwoju kurzego embrionu można by nazwać aborcją na jaju?

Czy określenie ?kurzy móżdżek? jest objawem dyskryminacji kur?

No i jak ja mam te durnoty, podszyte słuszną litością, znosić?