Bydgoski judoka, ponad 50-krotny reprezentant Polski, Ryszard Pujszo - trener sportów walki na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego żegna się z uczelnią.

Trenerze czy już czas?

RP: Trudno powiedzieć, ale dla mnie chyba każdy czas byłby trudny. Przez te lata zżyłem się ze studentami, chociaż to wiele pokoleń. Należy jednak ustąpić miejsca młodszym, pełnym energii, zapału i nowych pomysłów.

Był Pan najpierw w "Polonii" Bydgoszcz jako zawodnik i jako trener...

RP: Tak, na wesoło to można powiedzieć, że pracowałem całe życie prawie w jednym miejscu - tam gdzie teraz jest uniwersytecka hala sportów walki, stał kiedyś taki bunkier zwany "piekiełkiem". Myśmy tam zaczynali naszą przygodę z judo, a później przenieśliśmy się do hali, gdzie teraz jest aula Instytutu Kultury Fizycznej.

Trenował Pan z  Hiromi Tomitą - japońskim trenerem legendą. Macie kontakt ze sobą?

RP: Hiro pracuje w Porto Rico, ale jak był w Polsce, to Artur pojechał do niego trenować, a moja żona rozmawia z nim na FB. Niedługo wybieramy się na druga półkulę... Może się spotkamy. Hiro to postać spiżowa, nawet teraz warto Go posłuchać.

A jak wyglądała Pana rywalizacja z japońskimi mistrzami?

RP: Różnie, jak to w sporcie. W archiwum TVP jest moja  walka z Mistrzostw Świata w 1980 roku. Kompleksów nie miałem /red. zwycięska/. Po drużynowych zawodach Pucharu Cerrachini w Palazzo dello Sport w Rzymie był trening otwarty. Podszedł do mnie mistrz olimpijski /1976/ w wadze ciężkiej - Haruki Uemura, pogratulował dobrej walki z jego zawodnikiem i zaproponował sparing. Nie mogłem odmówić i trochę oberwałem, ale po walce Uemura postanowił na pamiątkę wymienić się kimonami.

To dla mnie był zaszczyt, lecz gdy zdjęliśmy góry, teraz to ja się ukłoniłem i poprosiłem o sparing No-Gi. Na sali pomimo obecności ponad 300 walczących zapadła kompletna cisza, bo obraz walki był już zupełnie inny. Kimono Uemury mam do dzisiaj.

Jak się Panu pracowało na uczelni? Pozostawia Pan następcę?

RP: Praca ze studentami to wspaniała rzecz, wymagająca cały czas sprawności, wiedzy i cały czas doskonalenia się, bo w każdej chwili student  może powiedzieć "sprawdzam". Poznałem setki, a właściwie tysiące osób i  zawsze udawało mi się wzbudzić zainteresowanie sportami walki. Wielu moich podopiecznych prowadzi teraz własne szkoły walki zarówno w Bydgoszczy, jak i w całej Polsce.

Na Uniwersytecie pozostawiam "mojego" zawodnika medalistę Mistrzostw Polski - obecnie wspaniałego trenera Krzysztofa Żurawskiego. Jestem pewien, że będzie kontynuacja judo.

Podobno trochę się Pan przekwalifikował... Sambo?

RP:  Sambo przypomina mi moje stare judo z jego bogactwem technik, które dają wielkie możliwości w walce. Wszyscy wielcy zawodnicy rosyjscy wywodzili się z sambo - ci w MMA też. Artur /red. Pujszo/  też debiutował w sambo na Mistrzostwach Świata i Europy. Zapłacił frycowe, bo to normalne, ale sambo już jest sportem olimpijskim i może będzie w Paryżu za 3 lata.

Znaleźliśmy ważnego sponsora Agrochem Puławy - więc warto wykorzystać szansę.

Nie myślał Pan o uroczystym pożegnaniu, specjalnej gali ze studentami?

RP:  Wiem, że "moje" dziewczyny z judo i brazylijskiego jiu-jitsu myślały o tym, ale covid wszystko pokrzyżował. Nie warto teraz ryzykować. Kto będzie o mnie pamiętał przyjdzie się pożegnać, albo napisze maila, a kto zapomniał,  to nie napisze, jak to w życiu...

Trenerze! Dużo sukcesów w dalszej działalności trenerskiej i życiu osobistym!