Po furiackim ataku „Gazety Wyborczej” na księdza prałata Romana Kneblewskiego i oskarżeniu duchownego o faszyzm, mam trudności z zaśnięciem i budzę się zlany potem. Istna trusia!

I dumam, przewracając się z obolałego boku na drugi bok. Czy ja aby nie zostałem już faszystą? Czy redaktor Marcin Kowalski nie przyśle mi ABW, CBŚ, a może i resortowe dzieci z WSI i nie orzekną te gremia: - Derdowski jesteś faszystą! Jesteście aresztowani!

I co ja wtedy biedny pocznę? Przygotowuję się na najgorsze.
Szybko, szybko, kilka dni temu wyniosłem do piwnicy całą “Trylogię” Sienkiewicza. Wiadomo bowiem, wszem i wobec, a przynajmniej wiedzą o tym redaktorzy Wyborczej, że taki Kmicic, Wołodyjowski, Podbipięta i Zagłoba (nie mylić z radnym PO) to faszyści. Jezu, to faszyści, którzy tłukli miłujących pokój muzułmanów. Jak tak mogli? Wstyd dla całego kraju. Myślę sobie, jak mnie redaktor z Wyborczej zapyta: – A co wy sądzicie o niejakim Wołodyjowskim, Michale, zresztą?… Z góry zapowiadam; odpowiem: – Nie spotkałem, nie znam, nie czytałem! A jeśli już czytałem, to ze wstrętem do faszysty Wołodyjowskiego.

Popędziłem też do parku niedaleko "Łuczniczki" i tam zakopałem wszystkie książki o żołnierzach wyklętych, bo to też sami antysemici i faszyści, czego dowiódł towarzysz Bierut i liczni funkcjonariusze UB podczas łagodnych, ojcowskich rozmów na Rakowieckiej i na Montelupich z tymi faszystami.

Ufff… Trochę mi ulżyło.

Aaaa, profilaktycznie, na wszelki wypadek, złożyłem samokrytykę na ręce redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Wysłałem wczoraj. Polecony. Do rąk własnych: Adam Michnik.

Mam nadzieję, że ta samokrytyka już dotarła i zyskałem życzliwe, wybaczające posłuchanie u władzy duchowej i u autorytetów naszych mediów. Samokrytykę wysłałem też do wiadomości "Krytyce Politycznej" i stowarzyszeniu Lambda. Niech wiedzą, że jestem na dobrej drodze…

I chcę oświadczyć, że nie zgadzam się z faszystą ks. Kneblewskim, który twierdzi, o zgrozo, że generał Franco słusznie czynił broniąc duchownych przed masowymi mordami popełnianymi przez "zielonych ludzików" z międzynarodowych brygad. Mordowanie klechów, jak powszechnie wiadomo, jest słuszne i służy postępowi ludzkości. A rosyjskie "zielone ludziki" są zwiastunami jak świat długi i szeroki nowego życia niczym zielona, wiosenna trawka.

Siedzę teraz wystraszony w domu albo przemykam ulicami i śpiewam sobie dla dodania ducha i potwierdzenia moich słusznych poglądów na faszyzm… Płynie, płynie Oka jak Wisła szeroka… Wyklęty powstań ludu ziemi…

Nie, nie, kategorycznie zaprzeczam: – Boże coś Polskę, przez tak liczne wieki… Nigdy nie słyszałem. Słowo daję! Nie znam!… Kto ty jesteś? Polak mały… Nie, nie - zaprzeczam! Mam metr dziewięćdziesiąt wzrostu i dwa razy widziałem film "Jedwabne", więc jaki tam ze mnie Polak mały.

Aaaa, powiesiłem sobie na ścianie portret Józefa Stalina, największego antyfaszysty i Róży Luksemburg, która wiedziała ponad 100 lat temu, że tacy jak ja to polscy faszyści.

I zastanawiam się, czy nie powinienem zostać od jutra dziewczyną, Anną Marią Derdowską, bo chyba jak się odmienię gruntownie płciowo, to już nie będą mnie ścigali za faszyzm. I może nawet zaproszą mnie do telewizji śniadaniowej, żebym powiedziała, jak żyć. Jezu, ale się rozmarzyłam - dadzą mi program w telewizji: "Jak przestałem być faszystą!"
Muszę o tym poważnie porozmawiać z żoną.

Pocieszam się, że mam w mojej bibliotece wielu Żydów, tych Kafków, Rothów, Buberów, więc chyba jak będzie u mnie w domu rewizja, to nie uznają mnie za antysemitę, choć kto wie, bo to przecież nie o to chodzi, co ja myślę, czy co myśli taki ks. Kneblewski, lecz o to, co myśli o mnie i o nim Wielki Brat naszych czasów, "Gazeta Wyborcza". A wiadomo, łaska Ministerstwa Miłości, z Czerskiej w Warszawie czy z Gdańskiej w Bydgoszczy na pstrym ośle, kłapouchu redakcyjnym jedzie.