Europoseł z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej nieraz już swoich partyjnych kolegów zaskoczył. Na łeb na szyję pognał do Bydgoszczy, żeby poprzeć w drugiej turze wyborów prezydenckich Rafała Bruskiego. Nie czekał, jaką decyzję w tej kwestii podejmą lokalne władze SLD. Usiadł przy stole konferencyjnym z Teresą Piotrowską i oświadczył, że opowiada się za walczącym o reelekcję kandydatem Platformy Obywatelskiej. W tej kwestii autor pracy doktorskiej obronionej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR zgadzał się bez reszty z absolwentką Akademii Teologii Katolickiej.

Wcześniej też zaskoczył lokalnych działaczy SLD. Wskutek interwencji Zemkego na drugim miejscu listy Sojuszu do sejmiku województwa znalazł się Roman Jasiakiewicz, dotychczasowy przewodniczący rady miasta z ramienia Platformy Obywatelskiej. Odebrał on głosy Elżbiecie Krzyżanowskiej, która wraz z Grzegorzem Gruszką uczestniczyła w konferencjach prasowych, gdzie wytykano prezydentami Rafałowi Bruskiemu zaniedbania i brak kompetencji.

Roman Jasiakiewicz został jesienią minionego roku radnym wojewódzkim SLD, zdobywając ponad 13 tysięcy głosów. To kilka razy więcej niż każdy inny kandydat poza dr. Zbigniewem Pawłowiczem. Z tego powodu grupa lokalnych działaczy, reprezentujących OPZZ i Twój Ruch, zgłosiła jego kandydaturę na listę Zjednoczonej Lewicy w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Wydaje się oczywiste, że na Jasiakiewicza zagłosowałoby sporo bydgoszczan i że uzyskałby więcej głosów od spadochroniarza ? Krzysztofa Gawkowskiego. Dlatego centrala wykreśliła nazwisko byłego przewodniczącego bydgoskiej rady miasta.

Interesem SLD w Bydgoszczy jest zdobycie jak największej liczby głosów, bo to jedyna droga do uzyskania mandatów poselskich. Ten cel ze spadochroniarzem na czele listy może być bardzo trudny do osiągnięcia i szef struktur bydgoskich SLD zwrócił się do Janusza Zemkego z prośbą o interwencję. – Pozwalam sobie napisać do Kolegi Posła list otwarty, bowiem prawdopodobnie jedynie interwencja i autorytet Kolegi mogą zapobiec osiągnięciu słabszego wyniku listy bydgoskiej lewicy w nadchodzących wyborach parlamentarnych ? napisał do eurodeputowanego Jan Szopiński.

Panowie się doskonale znają od kilkudziesięciu lat. Kiedy Janusz Zemke został posłem sejmu kontraktowego, wybrał Szopińskiego na dyrektora biura poselskiego. Nie ma żadnych powodów, żeby porozumiewali się za pomocą listów otwartych. Obydwaj posiadają przecież komórki.

Za pomocą listu otwartego Szopiński pokazuje opinii publicznej, że Zemke ma interes lewicy w tzw. szacunku. Zdaniem szefa SLD w Bydgoszczy, tylko obecność nazwiska Jasiakiewicza na liście wyborczej może zapobiec klęsce lewicy. – Jaka racjonalna partia polityczna i jaka koalicja, która mogłaby w Bydgoszczy zdobyć co najmniej dwa mandaty, może pozwolić sobie na stratę lekką ręką ponad trzynastu tysięcy głosów, które Roman Jasiakiewicz ma szanse zdobyć? Komu w SLD zależy na tym, by lista lewicy w Bydgoszczy osiągnęła gorszy wynik, niż jest to możliwe? ? zastanawia się Jan Szopiński, mrugając okiem do czytelników.

Końcowy apel też należy uznać za przygrywkę do powyborczych rozliczeń w partii, której dalszy byt stoi pod znakiem zapytania. W razie klęski będzie można wskazać odpowiedzialnych. – Proszę Kolegę Posła o interwencję w tej sprawie, bowiem jest ona przykładem polityki części działaczy lewicy, która jest coraz mniej zrozumiała dla innych. Co gorsze, jest ona coraz mniej zrozumiała dla naszego elektoratu, który może poczuć się manipulowany przez działaczy i kolejny raz pozostać w czasie wyborów w domu – ostrzega radny Szopiński.

Janusz Zemke odniósł się do listu otwartego na antenie Radia PiK. Jego zdaniem, wykreślenie Jasiakiewicza było właściwe, gdyż lista SLD jest mocna, nie potrzebuje więc wzmocnienia. Można przecierać oczy ze zdziwienia, bo kilka miesięcy wcześniej Zemke wcisnął Jasiakiewicza na drugie miejsce listy SLD do sejmiku województwa, żeby ją wzmocnić.

Dlaczego Zemkemu nie zależy na wzmocnieniu listy SLD w wyborach do sejmu? Odpowiedzieć sobie trzeba na pytanie, jakie ugrupowanie wybiorą głosujący o lewicowych sympatiach, jeśli nie znajdą na liście Zjednoczonej Lewicy kandydata, który ich przyciągnie. Dużo bardziej prawdopodobne, że będzie to PO, a nie PiS. A zatem przyczyniając się do zarejestrowania słabszej listy Zjednoczonej Lewicy, Zemke działa na rzecz PO.

Jak wytłumaczyć postępowanie byłego aktywisty PZPR? Podobno kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo. Ale Zemke jest urządzony. Już ma zapewnioną emeryturę eurodeputowanego w takiej miesięcznej wysokości, jaką wielu polskich emerytów osiąga po zsumowaniu świadczeń z całego roku. Być może prawdziwe są pogłoski, że Zemke łasi się do rządzącej partii, żeby pomóc w karierze swoich dzieci. Trudno zweryfikować tego typu informacje.

Na liście pracowników polskiej ambasady w Waszyngtonie figuruje Dorota Markiewicz-Zemke. Kilka lat temu pracowała w departamencie systemu informacji MSZ, obecnie jest radcą w ambasadzie. W Waszyngtonie pracuje też Leszek Zemke, a jeden z synów Janusza Zemke ma na imię Leszek. Ale może zbieżność nazwisk jest przypadkowa.