W Teatrze Polskim w Bydgoszczy doszło do ciekawej prezentacji wrażliwości muzycznej oraz temperamentu polskich i amerykańskich jazzmanów biorących udział w XVI Bydgoskim Festiwalu Jazzowym. Przed bydgoską publicznością wystąpiły dwa comba: trio Andrzeja Jagodzińskiego i kwartet  Jeremiego Pelta z Nowego Yorku, zespoły z najwyższej półki artystycznej, prezentujące zgoła odmienny stosunek do tego gatunku muzyki.

Andrzej Jagodziński Trio to jeden z najdłużej działających w niezmienionym składzie polskich zespołów jazzowych. Od przeszło 20.lat Andrzej Jagodziński (piano), Czesław „Mały”  Bartkowski (d) i Adam Cegielski (bas)  grają razem, tworząc doskonale zgrany ansambl, często towarzyszący wokalistkom  i innym instrumentalistom, nagrywający wiele płyt w różnych konfiguracjach. Nic dziwnego, bo lider  odbył gruntowną praktykę, poczynając od jazzu tradycyjnego, a kończąc na bardzo bliskich związkach z muzyką klasyczną.

Czesław Bartkowski to jeden z najwybitniejszych polskich perkusistów, który grał z tak wielkimi gwiazdami, jak Adam Makowicz, Tomasz Stańko, Krzysztof Komeda, Michał Urbaniak, Zbigniew Namysłowski, by wymienić tylko największych w Polsce i na całym świecie. „Mały”, bo taką ksywkę ma w środowisku, ceni sobie niewielkie zespoły, w których muzyk grający na bębnach jest pełnoprawnym współtwórcą prezentowanego utworu. Dla Bartkowskiego perkusja to nie maszyna nadająca właściwy rytm, ale instrument pozwalający w interesujący sposób zagęścić fakturę utworu, wzbogacić go o różne dźwięki, wypełnić przestrzeń dodatkową barwą. Tylko prawdziwy mistrz potrafi tak precyzyjnie i melodyjnie wydobyć z perkusji ukryte głęboko walory instrumentu.

W podobny sposób do jazzu podchodzi najmłodszy członek Tria – Adam Cegielski grający na basie. Współpracuje z wieloma jazzmanami w kraju i zagranicą, nagrywa jako muzyk studyjny płyty i muzykę filmową, a w artystycznym dorobku poszczycić się może wieloma nagrodami, w tym – tu ciekawostka - „Kluczem do kariery”, który przyznawała obiecującym, młodym zespołom jazzowym, bydgoska publiczność Pomorskiej Jesieni Jazzowej pod koniec XX wieku. Jego solowe partie były precyzyjne, a jednocześnie melodyjne, oddające w pełni polifoniczność muzyki J.S. Bacha. W pełni współgrały z klimatem i nastrojem prezentowanych utworów.

Andrzej Jagodziński przedstawił na scenie XVI BFJ kolejny projekt związany z muzyką klasyczną. Nie jest pierwszym pianistą jazzowym, który sięga do muzyki poważnej. Wystarczy przypomnieć Adama Makowicza czy Leszka Możdżenia. Jednak to tylko Andrzej Jagodziński nagrał trzy płyty z muzyką Fryderyka Chopina, a obecnie pracuje nad  jazzowymi transkrypcjami utworów Jan Sebastiana Bacha.

Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Takiej ciszy, pełnej skupienia, w czasie koncertu jazzowego dawno nie słyszałem. Słuchaczy uwiodła lekkość i subtelność,  z jaką Jagodziński i jego koledzy poruszali się w bachowskich frazach, budowali wielogłosowość, wydobywali progresywność tych kompozycji. Muzyka Bacha jest piękna sama w sobie, ale w jazzowej aranżacji i mistrzowskim wykonaniu brzmiała wspaniale. Na taką interpretację muzyki wielkich kompozytorów stać chyba tylko polskich jazzmanów.

W drugiej części koncertu zaprezentował się kwartet amerykańskiego trębacza Jeremiego Pelta. Należy on do grupy muzyków, którzy garściami czerpią z tradycji amerykańskiego jazzu, akomodują elementy różnych gatunków i kierunków z przeszłości, starając się tworzyć własną, oryginalną muzykę. U jej podstaw leży silny drive, dynamika i ekspresja. Wszystko to jest oparte o doskonale opanowaną technikę gry na instrumentach, swobodę i fantazję, poczucie wolności i radości ze wspólnego muzykowania. Jaremy Pelt na scenie to wulkan energii i siły, pełen temperamentu olbrzym, który gdzieś głęboko w sobie skrywa delikatność i łagodność, co udowodnił przepięknie zagranym solo tematem Michela Legranda z filmu „Parasolki z Cherbourga”.