Egzekwia odprawiane kilka tygodni temu na bydgoskim rynku przy zaparkowanym tam Bronkobusie, wygłaszane tam wiernopoddańcze deklaracje czołowych miejscowych przedstawicieli PO zostały wysłuchane. Przynajmniej w części dotyczącej osobistego dowartościowania swą obecnością naszego miasta i jego obywateli przez kandydata. Martwi tylko, że żadnych nowych obietnic: ani krótszego tygodnia pracy, ani większej liczby państwowych świąt, ani podwyżek emerytur, nie złożył.

Trochę to pachnie skandalem, że w rozdzielnictwie łask wszelakich my bydgoszczanie zostaliśmy jakby upośledzeni. A można przecież było, wzorem Inowrocławia, wprowadzić w Lisim Ogonie koparki na trasę planowanej S5. Przy okazji podlansowałby się Bruski. No niestety. Odwiedziny Pesy.

To pomału przestaje być reklamą dla świetnego zakładu. Kiedy oni pracują? Może jest specjalna hala na tego typu wizyty, aby VIP-y nie przerywały produkcji? Chyba, że chodziło o osobiste zamówienie salonki. Ma taką, rodem z Pesy, prezydent Ukrainy.

No ale tak czy siak, zostaliśmy zaszczyceni obecnością Jego Wysokości. W czwartek uśmiechy i ulotki oraz jednorazowo 10 złotych rozdawał sam pan Marszałek Sejmu. Nurtuje mnie pytanie, czy za te wyborcze eskapady płaci wyborczy sztab PO, czy może my ? podatnicy. I czy ta szlachetnie ofiarowana dycha to prywatna darowizna na poszkodowanych w Nepalu, czy może do zwrotu z partyjnego bądź sejmowego budżetu.

Wierni PO bydgoszczanie, którzy nie dostrzegają potrzeby zmian ani w mieście, ani w Polsce, zdopingowani tak ogromnym dowartościowaniem wizytami taaaakich VIP-ów, pewnie znowu zagłosują, tak jak partia każe. Wszak budujemy zgodę i nieruchawość.

I jeszcze jedna ciekawostka. Wczoraj wieczorem, publicznie, na oczach telewidzów, kandydat Bronisław Komorowski wyparł się PO i jej symbol wylądował na podłodze, koło butów Moniki Olejnik. Ideał sięgnął bruku?